Tak, przyznaje, bardzo trudno jest zrozumieć, że gdzieś może być inaczej i że zabójstwo monarchy lud uznaje za wyjście najbardziej pożądane i wręcz zesłane przez Boga. Owszem, mieliśmy wspaniałych szachów, takich jak Cyrus i Abbas, ale są to naprawdę odległe czasy. Nasze ostatnie dwie dynastie, żeby zdobyć albo utrzymać tron, rozlały dużo niewinnej krwi. Wyobraź sobie szacha, a nazywał się on Agna Mohammed Khan, który walcząc o tron nakazuje wymordować lub oślepić ludność całego miasta Kerman. Nie czyni żadnego wyjątku, a jego pretorianie zabierają się gorliwie do dzieła. Ustawiają mieszkańców rzędami, dorosłym ścinają głowy, a dzieciom wydłubują oczy. Ale w końcu, mimo zarządzanych odpoczynków, pretorianie są już tak wyczerpani, że nie mają siły unieść miecza ani noża. I tylko dzięki temu znużeniu katów część ludzi ratuje swoje życie i wzrok. Z tego miasta wyruszają potem procesje oślepionych dzieci. Wędrują przez Iran, ale czasem gubią w pustyni drogę i giną z pragnienia. Inne gromady docierają do ludzkich osad i tam proszą o jedzenie śpiewając pieśni o morderstwie miasta Kerman. W tych latach wiadomości rozchodzą się powoli, więc napotkani ludzie są zaskoczeni słuchając chóru bosonogich ślepców, który śpiewa straszliwą opowieść o świszczących mieczach i spadających głowach. Pytają, jakiej to zbrodni dopuściło się miasto, które szach tak bezwzględnie ukarał? Więc na to dzieci śpiewają pieśń o swoim przestępstwie. To przestępstwo polegało na tym, że ich ojcowie udzielili schronienia poprzedniemu szachowi i nowy szach nie mógł im tego wybaczyć. Widok procesji oślepionych dzieci wzbudza powszechną litość i ludzie nie odmawiają im strawy, ale muszą karmić gromadę przybyszów dyskretnie, a nawet potajemnie, gdyż mali ślepcy są ukarani i napiętnowani przez szacha, stanowią więc rodzaj wędrownej opozycji, a wszelkie popieranie opozycji jest w najwyższym stopniu karalne. Stopniowo do tych procesji przyłączają się malcy, którzy stają się przewodnikami oślepionych dzieci. Odtąd wędrują razem poszukując jedzenia i ochrony przed chłodem i zanosząc do najdalszych wsi opowieść o zagładzie miasta Kerman.
Są to, mówi, ponure i okrutne historie, które przechowujemy w naszej pamięci. Szachowie zdobywali tron przemocą, wchodzili na niego po trupach, wśród płaczu matek i jęku konających. Często sprawy naszej sukcesji rozstrzygały się w dalekich stolicach i nowy pretendent do korony wkraczał do Teheranu trzymany za łokcie przez posła brytyjskiego z jednej strony, a rosyjskiego — z drugiej. Takich szachów traktowano jako uzurpatorów i okupantów, a wiedząc o tej tradycji można zrozumieć, dlaczego mułłom udało się rozniecić przeciw nim tyle powstań. Mułłowie mówili — ten, który siedzi w pałacu, jest obcym człowiekiem, słuchającym obcych mocarstw. Ten, który zajmuje tron, jest przyczyną waszych nieszczęść, robi fortunę waszym kosztem i sprzedaje kraj. Ludzie tego słuchali, gdyż słowa mułłów brzmiały dla nich jak prawda najbardziej oczywista. Nie chcę przez to powiedzieć, że mułłowie byli święci. Gdzież tam! Wiele ciemnych sił czaiło się w cieniu meczetów. Ale nadużycia władzy, bezprawie pałacu czyniły z mułłów orędowników sprawy narodowej.
Wraca do losów ostatniego szacha. Wtedy, w Rzymie, w czasie kilkudniowej emigracji zdał sobie sprawę, że może na zawsze utracić tron i powiększyć egzotyczny zastęp wędrownych monarchów. Pod wpływem tej myśli następuje otrzeźwienie. Chce porzucić życie upływające wśród przyjemności i rozrywek. (Szach napisze potem w książce, że w Rzymie pojawił mu się we śnie święty Ali i powiedział — wróć do kraju, aby ratować naród). Teraz budzi się w nim wielka ambicja i chęć pokazania swojej siły i przewagi. Także ta cecha, mówi, jest bardzo irańska. Jeden Irańczyk nie ustąpi drugiemu, każdy z nich jest przekonany o swojej wyższości, chce być pierwszy i najważniejszy, chce narzucić swoje wyłączne ja. Ja! Ja! Ja wiem lepiej, ja mam więcej, ja mogę wszystko. Świat zaczyna się ode mnie, sam sobie jestem całym światem. Ja! Ja! (Chce mi to pokazać: wstaje, unosi głowę, spogląda na mnie z góry, w spojrzeniu jest wyniosłość, wschodnia, akcentowana duma). Grupa Irańczyków od razu porządkuje się według zasady hierarchicznej. Ja jestem pierwszy, ty — drugi, a ty ciągle jeszcze trzeci. Ten drugi i trzeci nie poprzestają na swoim, ale natychmiast zabiegają, intrygują, manewrują, żeby zająć miejsce pierwszego. Ten pierwszy musi dobrze okopać się, aby nie być strąconym ze szczytu.
Okopać się i wystawić karabiny maszynowe!
Podobne reguły panują chociażby w rodzinie. Ponieważ muszę być wyższością, kobieta ma być niższością. Poza domem mogę być niczym, ale pod własnym dachem otrzymuję rekompensatę — tutaj jestem wszystkim. Tu moja władza jest niepodzielna, a jej zasięg i powaga tym większa, im bardziej liczna jest rodzina. Dobrze jest mieć dużo dzieci, wówczas jest nad kim panować, człowiek staje się władcą domowego państwa, budzi respekt i podziw, decyduje o losach podwładnych, rozstrzyga spory, narzuca swoją wolę, rządzi. Patrzy, jakie zrobiło na mnie wrażenie to, co powiedział przed chwilą. Otóż stanowczo protestuję. Jestem przeciwko takim stereotypom. Znam wielu jego rodaków skromnych i uprzejmych, nie odczuwałem, żeby traktowali mnie jak niższego). Wszystko prawda, zgadza się, ale to dlatego, że nam nie zagrażasz. Nie bierzesz udziału w naszej grze, która polega na tym, kto wyżej postawi swoje ja. Z powodu tej gry nigdy nie można było utworzyć żadnej solidnej partii, bo zaraz zaczynały się kłótnie o przywództwo, każdy wolał zakładać własną partię. Ale teraz, po powrocie z Rzymu, również szach przystępuje z całą stanowczością do gry o wyższe ja.
Przede wszystkim, mówi, stara się odzyskać twarz, gdyż utrata twarzy jest w naszym obyczaju wielką hańbą. Monarcha, ojciec narodu, który w najbardziej krytycznym momencie ucieka z kraju i chodzi po sklepach kupując swojej żonie biżuterię! Nie, to wrażenie musiał jakoś zatrzeć. Dlatego, kiedy Zahedi depeszuje do niego, że czołgi zrobiły swoje, i zachęca go do powrotu zapewniając, że niebezpieczeństwo minęło, szach zatrzymuje się w Iraku i tam fotografuje się trzymając rękę na grobie kalifa Ali, patrona szyitów. Tak, nasz święty posyła go z powrotem na tron, daje mu błogosławieństwo.
Gest religijny — oto czym można pozyskać sobie nasz naród.
Więc szach wraca, ale w kraju ciągle nie ma spokoju. Studenci strajkują, ulica manifestuje, strzelanina, pogrzeby. W samej armii konflikty, spiski i waśnie. Szach boi się wychodzić z pałacu, zbyt wielu ludzi czyha na jego głowę. Żyje w otoczeniu rodziny, dworzan i generałów. Teraz, po usunięciu Mossadegha, Waszyngton zaczyna przysyłać dużo pieniędzy, połowę tego kapitału szach przeznacza na wojsko, coraz bardziej będzie stawiać na armię, otaczać się armią. (Zresztą tak samo postępują władcy w innych monarchiach, które istnieją w krajach podobnych do Iranu. Monarchie te są obsypaną złotem i diamentami formą dyktatury militarnej).
A więc żołnierze dostają już mięso i chleb. Musisz pamiętać, jak biednie żyją nasi ludzie i co to znaczy, że żołnierz ma mięso i chleb, jak to wynosi go ponad innych.
W tamtych latach widziało się dzieci o wielkich rozdętych brzuchach: żywiły się trawą.
Pamiętam człowieka, który swojemu dziecku przypalał papierosem powiekę. Od tego całe oko puchło i ropiało, twarz wyglądała strasznie. Ten człowiek smarował sobie rękę jakimś mazidłem, tak że ręka robiła się nabrzmiała i czarna. W ten sposób chciał wzbudzać litość, żeby ktoś dał im jeść.
Jedyną zabawką mojego dzieciństwa były kamienie. Ciągnąłem kamień na sznurku — byłem koniem, a kamień złoconym powozem szacha.