Выбрать главу

Szyici irańscy żyją w podziemiu, w katakumbach przez osiemset lat. Ich życie przypomina męki i niedole pierwszych chrześcijan w Rzymie, rzucanych na pożarcie lwom. Czasem wydaje się, że zostaną wytępieni doszczętnie, że czeka ich ostateczna zagłada. Latami chronią się w górach, mieszkają w pieczarach, umierają z głodu. Ich pieśni, które przetrwały z tamtych lat, są pełne żalu i rozpaczy, zapowiadają koniec świata.

Ale są też okresy bardziej spokojne i wówczas Iran staje się azylem wszystkich opozycjonistów w imperium muzułmańskim, którzy ściągają tu z całego świata, ażeby wśród spiskujących szyitów znaleźć schronienie, zachętę i ratunek. Mogą też pobierać lekcje w wielkiej szkole szyickiej konspiracji. Mogą na przykład opanować zasadę maskowania się (taąija), która ułatwia przetrwanie. Zezwala ona szyicie, jeżeli znajdzie się wobec silniejszego przeciwnika, pozornie uznać religię panującą, ogłosić się jej wiernym, byle tylko ocalić istnienie swoje i najbliższych. Mogą opanować zasadę dezorientowania przeciwnika (kitman), która pozwala szyicie w sytuacji zagrożenia wyprzeć się w oczy wszystkiego, co przed chwilą powiedział, udać durnia. Toteż Iran staje się w średniowieczu Mekką wszelkiego typu kontestatorów, rebeliantów, buntowników, najprzedziwniejszych pustelników, proroków, nawiedzonych, kacerzy, stygmatyków, mistyków, wróżbitów, którzy tu schodzą się wszystkimi drogami i nauczają, kontemplują, modlą się i wieszczą. Wszystko to stwarza w Iranie tak charakterystyczną dla tego kraju atmosferę religijności, egzaltacji i mistyki. W szkole byłem bardzo pobożny, mówi Irańczyk, i wszystkie dzieci wierzyły, że moją głowę otacza świetlista aureola. Wyobraźmy sobie europejskiego przywódcę, który opowiada, że jadąc na koniu spadł w przepaść, ale jakiś święty wyciągnął rękę, schwytał go w powietrzu i w ten sposób uratował mu życie. Tymczasem szach opisuje taką historię w swojej książce i wszyscy Irańczycy czytają to z powagą. Wiara w cuda jest tu głęboko zakorzeniona. A także wiara w cyfry, znaki, symbole, wróżby i objawienia.

W XVI wieku władcy irańskiej dynastii Safavidów podnoszą szyityzm do godności religii oficjalnej. Teraz szyityzm, który był ideologią opozycji ludowej, staje się ideologią opozycyjnego państwa — państwa irańskiego, które przeciwstawia się dominacji sunnickiego imperium Otomanów. Ale z biegiem czasu stosunki między monarchią i Kościołem szyickim będą psuły się coraz bardziej.

Rzecz w tym, że szyici nie tylko odrzucają władzę kalifów, ale również ledwie tolerują wszelką władzę świecką. Iran stanowi unikalny przypadek kraju, w którym społeczeństwo wierzy jedynie w panowanie swoich religijnych przywódców—imamów, z których — w dodatku — ostatni, według racjonalnych, ale nie szyickich kryteriów, zeszedł ze świata w IX wieku.

Tu docieramy do istoty doktryny szyickiej, głównego aktu wiary jej wyznawców. Szyici, pozbawieni szans na kalifat, na zawsze odwracają się plecami od kalifów i odtąd uznają przywódców tylko własnego wyznania — imamów. Pierwszym imamem jest Ali, drugim i trzecim jego synowie — Hasan i Husein, i tak aż do dwunastego. Wszyscy ci imamowie zginęli śmiercią gwałtowną, zamordowani albo otruci przez kalifów, którzy widzieli w nich przywódców groźnej opozycji. Szyici jednak wierzą, że ostatni, dwunasty imam — Mohammed nie zginął, lecz zniknął w jaskini wielkiego meczetu w Samarra (Irak). Stało się to w roku 878. Jest to imam Ukryty, Wyczekiwany, który zjawi się w odpowiednim czasie jako Mahdi (prowadzony przez Boga) i ustanowi na ziemi królestwo sprawiedliwości. Potem nastąpi koniec świata. Szyici wierzą, że gdyby ów imam nie istniał, gdyby nie był obecny, świat uległby zagładzie. Wiara w istnienie Wyczekiwanego jest źródłem siły duchowej szyitów, z tą wiarą żyją i za nią giną. Jest to bardzo ludzka tęsknota społeczności skrzywdzonej i cierpiącej, która w tej idei znajduje otuchę i przede wszystkim — sens życia. Nie wiemy, kiedy ten Wyczekiwany przyjdzie, ale przecież może zjawić się w każdej chwili, bodajby i dzisiaj. A wówczas skończą się łzy i każdy dostanie miejsce przy stole obfitości.

Wyczekiwany jest jedynym przywódcą, któremu szyici gotowi są w pełni się podporządkować. W mniejszym już stopniu uznają swoich religijnych sterników—ajatollachów, a w jeszcze mniejszym — szachów. O ile Wyczekiwany jest przedmiotem kultu, jest Wielbiony, to szach mógł być zaledwie Tolerowany.

Od czasu Safavidów w Iranie istniała swoista dwuwładza — monarchii i Kościoła. Stosunki między obu siłami są różne, nigdy nazbyt przyjazne. Jeśli jednak równowaga tych sił zostaje naruszona, jeśli szach stara się narzucić władzę totalną (w dodatku z pomocą obcych protektorów), wówczas lud gromadzi się w meczetach i rozpoczyna walkę.

Meczet jest dla szyitów czymś więcej niż miejscem kultu, jest także przystanią, w której można przetrwać burzę, a nawet uratować życie. Jest to teren chroniony immunitetem, władza nie ma tam wstępu. W Iranie istniał dawniej obyczaj, że jeśli buntownik ścigany przez policję schronił się w meczecie — był uratowany, stąd nikt już siłą nie mógł go wyciągnąć.

Nawet w konstrukcji kościoła chrześcijańskiego i meczetu można dostrzec istotne różnice. Kościół jest pomieszczeniem zamkniętym, miejscem modlitwy, skupienia i ciszy. Jeżeli ktoś zacznie rozmawiać, inni zwrócą mu uwagę. W meczetach jest inaczej. Największą część obiektu stanowi otwarty dziedziniec, na którym można modlić się, ale także spacerować i dyskutować, a nawet odbywać wiece. Toczy się tutaj bujne życie towarzyskie i polityczne. Irańczyk, którego poganiają w pracy, który w urzędach spotyka tylko burkliwych biurokratów wyciągających od niego łapówki, którego wszędzie śledzi policja, przychodzi do meczetu, żeby odnaleźć równowagę i spokój, żeby odzyskać swoją godność. Tutaj nikt go nie popędza, nikt go nie wyzywa. Tutaj znikają hierarchie, wszyscy są równi, są braćmi, a ponieważ meczet jest też miejscem rozmowy, miejscem dialogu, człowiek może zabrać głos, wypowiedzieć swoje zdanie, ponarzekać i posłuchać, co mówią inni. Jakaż to ulga i jakże jest to każdemu potrzebne! Dlatego w miarę jak dyktatura zaciska obręcz i coraz większe milczenie zapada w pracy i na ulicy, meczety zapełniają się ludźmi i gwarem. Nie wszyscy, którzy tu przychodzą, są gorliwymi muzułmanami, nie wszystkich sprowadza nagły przypływ pobożności; przychodzą, ponieważ chcą odetchnąć, chcą poczuć się ludźmi. Na terenie meczetu nawet Savak ma ograniczone pole działania. Co prawda aresztują i torturują wielu kapłanów, tych, którzy otwarcie potępiają nadużycia władzy. Ginie w torturach ajatollach Saidi. Umarł w czasie przypalania go na elektrycznym stole. Ajatollach Azarshari umiera w kilka chwil potem, kiedy Savakowcy zanurzają go w kotle z wrzącym olejem. Ajatollach Teleghani wyjdzie z więzienia, ale już tak zmaltretowany, że będzie żyć krótko. Nie ma powiek. Savakowcy gwałcili w jego obecności córkę i Teleghani nie chcąc na to patrzeć zamykał oczy. Przypalali mu więc papierosami powieki, żeby miał je otwarte. Wszystko to dzieje się w latach siedemdziesiątych naszego stulecia. Ale w swoim postępowaniu wobec meczetu szach zaplątał się w nie lada sprzeczności. Z jednej strony prześladuje duchowną opozycję, z drugiej — ciągle zabiegając o popularność — głosi się pobożnym muzułmaninem, stale odbywa pielgrzymki do świętych miejsc, pogrąża się w modlitwach i zabiega u mułłów o błogosławieństwo. Jakże więc wypowie otwartą wojnę meczetom?