Выбрать главу
Fotografia (5)

Możemy sądzić, że jest to największy dzień w długim życiu doktora Mossadegha. Doktor opuszcza parlament niesiony na ramionach rozradowanego tłumu. Jest uśmiechnięty, prawa ręka wyciągnięta w górę pozdrawia ludzi. Trzy dni wcześniej, 28 kwietnia 1951, został premierem, a dzisiaj parlament uchwalił jego projekt ustawy o nacjonalizacji ropy naftowej. Największy skarb Iranu stał się własnością narodu. Musimy wczuć się w atmosferę tamtej epoki, gdyż świat od tego czasu bardzo się zmienił. W tamtych latach zdobyć się na podobny czyn, jakiego dokonał Mossadegh, równało się nagłemu, nieoczekiwanemu zrzuceniu bomby na Londyn czy Waszyngton. Efekt psychologiczny był ten sam — szok, strach, gniew, oburzenie. Gdzieś-tam, w jakimś-tam Iranie, jakiś-tam stary adwokat i najpewniej nieobliczalny demagog targnął się na Anglo-Iranian — filar naszego imperium! Niesłychane i — co najważniejsze — niewybaczalne! Własność kolonialna była naprawdę wartością świętą, była niedotykalnym tabu. Ale owego dnia, którego podniosły nastrój odbija się na wszystkich twarzach widocznych na fotografii, Irańczycy jeszcze nie wiedzą, że popełnili zbrodnię i że będą musieli odcierpieć dotkliwą karę. Na razie cały Teheran przeżywa godziny radości, przeżywa wielki dzień oczyszczenia z obcej i nienawistnej przeszłości. Nafta jest naszą krwią! skandują szalejące tłumy, nafta jest naszą wolnością! Klimat miasta udziela się także pałacowi i szach składa swój podpis pod aktem nacjonalizacji. Jest to moment zbratania się wszystkich, rzadka chwila, która szybko stanie się wspomnieniem, bo zgoda w rodzinie narodowej nie będzie trwać długo. Stosunki między Mossadeghem a obu szachami Pahlavi (ojcem i synem) nigdy nie układały się dobrze. Mossadegh był człowiekiem francuskiej formacji myślowej, był liberałem i demokratą, wierzył w takie instytucje jak parlament i wolna prasa i ubolewał nad stanem zależności, w jakim znajdowała się jego ojczyzna. Już w latach pierwszej wojny światowej, po powrocie ze studiów w Europie, zostaje członkiem parlamentu i na tym forum walczy z korupcją i lokajstwem, z okrucieństwami władzy i sprzedajnością elity. Kiedy Reza Khan dokonuje przewrotu i wkłada koronę szacha, Mossadegh występuje przeciw niemu z całą gwałtownością uważając go za stupajkę i uzurpatora i na znak protestu rezygnuje z parlamentu i wycofuje się z życia publicznego. Po upadku Rezy Khana przed Mossadeghem i ludźmi jego pokroju otwiera się wielka szansa. Młody szach jest człowiekiem, którego w tamtym okresie bardziej interesują zabawy i sport niż polityka, istnieje więc możliwość stworzenia w Iranie demokracji i zdobycia dla kraju pełnej niezależności. Siły Mossadegha są tak duże, a jego hasła tak popularne, że szach jest odsunięty na ubocze. Gra w piłkę nożną, lata swoim prywatnym samolotem, urządza bale maskowe, rozwodzi się i żeni, jeździ do Szwajcarii na narty. Szach nigdy nie był postacią popularną i krąg ludzi, z którymi utrzymywał bliższe kontakty, miał ograniczony charakter. Teraz w kręgu tym znajdują się przede wszystkim oficerowie, opora pałacu. Starsi oficerowie pamiętający prestiż i siłę armii, jaką miała ta instytucja w latach szacha Rezy, i młodzi oficerowie, koledzy nowego szacha ze szkoły wojskowej. I jednych, i drugich razi demokratyzm Mossadegha i wprowadzone przez niego rządy ulicy. Ale u boku Mossadegha stoi w tym czasie postać o najwyższym autorytecie — ajatollach Kashani, a to oznacza, że stary doktor ma za sobą cały naród.

Fotografia (6)

Szach i jego nowa małżonka Soraya Esfandiari w Rzymie. Ale nie jest to ich podróż poślubna, radosna i beztroska przygoda z dala od zmartwień i rutyny codziennego życia, nie, jest to ich ucieczka z kraju. Nawet na tym pozowanym zdjęciu trzydziestoczteroletni szach (w jasnym, dwurzędowym garniturze, młody, opalony), nie umie ukryć zdenerwowania, jednakże trudno mu się dziwić, w tych dniach ważą się jego monarsze losy — nie wie, czy wróci na opuszczony w pośpiechu tron, czy będzie pędził żywot błąkającego się po świecie emigranta. Natomiast Soraya, kobieta wybitnej, choć chłodnej urody, córka wodza plemienia Bakhtiarów i osiadłej w Iranie Niemki, wygląda na bardziej opanowaną, ma twarz, z której trudno coś wyczytać, tym bardziej że przesłoniła oczy ciemnymi okularami. Wczoraj, siedemnastego sierpnia 1953, przylecieli tu z Iranu własnym samolotem (pilotowanym przez szacha, to zajęcie zawsze go odprężało) i zatrzymali się w doskonałym Hotelu Excelsior, w którym teraz tłoczą się dziesiątki fotoreporterów oczekujących na każde pojawienie się cesarskiej pary. Rzym o tej letniej, wakacyjnej porze jest miastem pełnym turystów, na włoskich plażach panuje tłok (właśnie w modę wchodzi kostium bikini). Europa wypoczywa, wczasuje, zwiedza zabytki, odżywia się w dobrych restauracjach, wędruje po górach, rozbija namioty, nabiera sił i zdrowia na jesienne chłody i śnieżną zimę. Tymczasem w Teheranie nie ma chwili spokoju, nikt nie myśli o relaksie, bo czuć już zapach prochu i słychać, jak ostrzą noże. Wszyscy mówią, że coś musi się stać, że stanie się na pewno (wszyscy odczuwają męczące ciśnienie coraz bardziej gęstniejącego powietrza, które zapowiada zbliżający się wybuch), ale o tym, kto zacznie i w jaki sposób, wie tylko garstka konspiratorów. Dwa lata rządów doktora Mossadegha dobiegły końca. Doktor, któremu od dawna grozi zamach (spiskują przeciw niemu, demokracie i liberałowi, zarówno ludzie szacha, jak i fanatycy islamscy), przeniósł się ze swoim łóżkiem, walizką piżam (miał zwyczaj urzędować w piżamie) i torbą z obfitym zapasem lekarstw do parlamentu, gdzie sądzi, że jest najbezpieczniej. Tutaj mieszka i urzęduje nie wychodząc na zewnątrz, załamany już do tego stopnia, że ci, którzy go widzieli w owych dniach, zwrócili uwagę na łzy w jego oczach. Wszystkie jego nadzieje zawiodły. Jego obliczenia okazały się błędne. Wyrugował Anglików z pól naftowych głosząc, że każdy kraj ma prawo do własnych bogactw, ale zapomniał, że siła stoi przed prawem.

Zachód ogłosił blokadę Iranu i bojkot irańskiej nafty, która stała się na rynkach owocem zakazanym. Mossadegh liczył, że w sporze z Anglią jego racje uznają Amerykanie i że mu pomogą. Ale Amerykanie nie podali mu ręki. Iran, który poza naftą nie ma wiele do sprzedania, stanął na skraju bankructwa. Doktor pisze do Eisenhowera list za listem, apeluje do jego sumienia i rozumu, ale listy pozostają bez odpowiedzi. Eisenhower podejrzewa go o komunizm, choć Mossadegh jest niezależnym patriotą i przeciwnikiem komunistów. Ale jego wyjaśnień nikt nie chce słuchać, gdyż w oczach możnych tego świata patrioci z krajów słabych wyglądają podejrzanie. Eisenhower rozmawia już z szachem, liczy na niego, jednakże szach jest w swoim kraju bojkotowany, od dawna nie wychodzi z pałacu, przeżywa lęki i depresje, boi się, że rozkołysana i gniewna ulica pozbawi go tronu, mówi do swoich najbliższych — wszystko stracone! wszystko stracone! waha się, czy usłuchać stojących najbliżej pałacu oficerów, którzy radzą mu usunąć Mossadegha, jeśli chce uratować monarchię i armię (Mossadegh zraził sobie wyższych oficerów, gdyż zwolnił ostatnio dwudziestu pięciu generałów oskarżając ich o zdradę ojczyzny i demokracji), długo nie może zdobyć się na żaden krok ostateczny, który spali do reszty i tak już wątłe mosty między nim a premierem (obaj uwikłani są w walce, której nie da się rozstrzygnąć polubownie, ponieważ jest to konflikt między zasadą jedynowładztwa, którą prezentuje szach, a zasadą demokracji, którą głosi Mossadegh), być może szach ciągle z wieka, gdyż czuje wobec starego doktora jakiś respekt, a może po prostu nie ma odwagi wypowiedzieć mu wojny, nie ma pewności siebie i woli niezłomnego działania. Na pewno chciałby, żeby tę całą bolesną i nawet brutalną operację zrobili za niego inni. Jeszcze niezdecydowany i stale rozdrażniony wyjeżdża z Teheranu do swojej letniej rezydencji nad Morzem Kaspijskim, w Ramsar, gdzie w końcu podpisze na premiera wyrok, ale kiedy okaże się, że pierwsza próba rozprawy z doktorem wyszła przedwcześnie na światło dzienne i skończyła się porażką pałacu, nie czekając na dalszy (a jak dowiodły wypadki, pomyślny dla niego) rozwój wydarzeń, zbiegnie ze swoją młodą małżonką do Rzymu.