Zdjęcie wycięte z gazety, ale nieuważnie, w tak niestaranny sposób, że brakuje podpisu. Na zdjęciu widać stojący na wysokim, granitowym cokole pomnik jeźdźca na koniu. Jeździec, który jest postacią herkulesowej budowy, siedzi wygodnie w siodle trzymając lewą rękę opartą na łęku, a prawą wskazując przed sobą jakiś cel (prawdopodobnie wskazując przyszłość). Wokół szyi jeźdźca zawiązana jest lina. Druga podobna lina oplata szyję wierzchowca. Gromada mężczyzn stojących na skwerze pod pomnikiem ciągnie za obie liny. Wszystko dzieje się na placu wypełnionym tłumem ludzi przyglądających się z uwagą mężczyznom, którzy uwieszeni do lin starają się pokonać opór, jaki stawia ciężka, mosiężna bryła monumentu. Fotografia zrobiona jest w momencie, kiedy liny są napięte jak struny, a jeździec i koń tak już przechyleni na bok, że za chwilę runą na ziemię. Mimo woli zastanawiamy się, czy ci, którzy ciągną liny z takim mozołem i zaparciem, zdążą uskoczyć na bok, tym bardziej że mają mało miejsca, ponieważ dookoła skweru tłoczą się natrętni gapie. Zdjęcie to przedstawia burzenie pomnika jednego z szachów (ojca lub syna) w Teheranie albo w innym mieście irańskim. Trudno jednak określić, z jakich lat pochodzi ta fotografia, ponieważ pomniki obu szachów Pahlavi były burzone kilkakrotnie, to znaczy zawsze, ilekroć lud miał ku temu okazję. Teraz też, dowiedziawszy się, że szach zniknął z pałacu i schronił się w Rzymie, ludzie wyszli na plac i zburzyli pomniki dynastii.
Wywiad z burzycielem pomników szacha, przeprowadzony przez reportera teherańskiego dziennika „Kayhan”:
— W waszej dzielnicy zdobyliście sobie, Golamie, popularność jako burzyciel pomników, a nawet uważają Was za swojego rodzaju weterana w tej dziedzinie.
— To prawda. Po raz pierwszy burzyłem pomniki jeszcze starego szacha, to znaczy ojca Mohammeda Rezy, kiedy ustąpił w roku 41. Pamiętam, że była wielka radość w mieście, kiedy rozeszła się wiadomość, że stary szach odszedł. Od razu wszyscy rzucili się burzyć jego pomniki. Byłem wówczas młodym chłopcem i pomagałem ojcu, który razem z sąsiadami burzył pomnik, jaki Reza Khan postawił sobie w naszej dzielnicy. Mogę powiedzieć, że był to mój chrzest bojowy.
— Czy byliście za to prześladowani?
— Wtedy jeszcze nie. To były lata, kiedy po odejściu starego szacha była przez jakiś czas swoboda. Młody szach nie miał wówczas tyle siły, żeby narzucić swoją władzę. Kto miał nas prześladować? Wszyscy występowali przeciw monarchii. Szacha popierała tylko część oficerów i oczywiście Amerykanie. Potem zrobili przewrót, zamknęli naszego Mossadegha, wystrzelali jego ludzi, a także komunistów. Szach wrócił i zaprowadził dyktaturę. To było w roku 1953.
— Czy pamiętacie rok 53?
— Oczywiście, że pamiętam, to był przecież najważniejszy rok, bo wtedy skończyła się demokracja, a zaczął się reżim. W każdym razie przypominam sobie, jak radio podało, że szach uciekł do Europy, i kiedy ludzie to usłyszeli, ruszyli na ulicę i zaczęli burzyć pomniki. Muszę tu powiedzieć, że młody szach od początku stawiał ojcu i sobie pomniki, więc przez te lata uzbierało się trochę do burzenia. Wtedy już nie żył mój ojciec, ale byłem dorosły i pierwszy raz wystąpiłem jako burzyciel samodzielny.
— I co, zburzyliście wszystkie jego pomniki?
— Tak, to była gładka robota. Kiedy po przewrocie wrócił szach, nie było ani jednego pomnika Pahlavich. Ale zaraz zaczął od nowa stawiać pomniki ojcu i sobie.
— To znaczy, co wyście zburzyli — on zaraz postawił, co on postawił — wyście w końcu zburzyli i tak w kółko?—Rzeczywiście tak było, to prawda. Można powiedzieć, że opadały nam ręce. Zburzyliśmy jeden — on stawiał trzy, zburzyliśmy trzy — stawiał dziesięć. Nie było widać końca tego wszystkiego.
— A następnie, po roku 53, kiedy znowu burzyliście? — Mieliśmy zamiar robić to w roku 63, a więc w czasie powstania, które wybuchło, kiedy szach zamknął Chomeiniego. Ale szach rozpoczął zaraz taką masakrę, że nie zdążyliśmy nic zburzyć i musieliśmy z powrotem ukryć powrozy.
— Czy mam rozumieć, że mieliście do tego celu specjalne powrozy?
— A jakże! Trzymaliśmy tęgie, sizalowe liny schowane u sprzedawcy powrozów na bazarze. Nie było żartów, gdyby policja wpadła na nasz ślad, poszlibyśmy pod ścianę. Wszystko mieliśmy przygotowane na właściwą chwilę, obmyślane i przećwiczone. W czasie ostatniej rewolucji, to znaczy w roku 79, całe nieszczęście polegało na tym, że do burzenia wzięło się wielu amatorów i dlatego było dużo wypadków, bo zwalali sobie pomniki na głowę. Zburzyć pomnik nie jest tak łatwo, potrzebne jest fachowe podejście i praktyka. Trzeba wiedzieć, z czego jest zrobiony, jaką ma wagę, jaką wysokość, czy jest dookoła przyspawany, czy złączony cementem, w którym miejscu zaczepić linę, w którą stronę rozbujać figurę i jak ją potem zniszczyć. Myśmy to opracowywali już w momencie, kiedy oni stawiali kolejny pomnik szacha. Była to najlepsza okazja, żeby podpatrzeć, jaka jest konstrukcja, czy figura jest pusta, czy wypełniona i najważniejsze — jakie jest łączenie z cokołem, jakiego użyli sposobu, żeby przymocować pomnik.
— Musieliście poświęcać na to dużo czasu.
— Bardzo dużo! Pan wie, że w ostatnich latach stawiał sobie coraz więcej pomników. Wszędzie — na placach, na ulicach, na dworcach, przy drogach. A poza tym inni też mu stawiali pomniki. Kto chciał dostać dobry kontrakt i bić konkurencję, spieszył się, żeby pierwszy postawić mu pomnik. Dlatego dużo pomników było tandetnej roboty i kiedy nadszedł czas, mogliśmy je łatwo zburzyć. Ale przyznam się, że w pewnym momencie zacząłem wątpić, czy zdołamy zburzyć taką ilość pomników. Przecież tego były setki. I rzeczywiście, pracowaliśmy nie żałując potu. Miałem na rękach odciski i bąble od powrozu.
— Tak, przypadło wam, Golamie, ciekawe zajęcie.
— To nie było zajęcie, to była powinność. Jestem bardzo dumny, że byłem burzycielem pomników szacha. Myślę, że wszyscy, którzy wzięli udział w burzeniu pomników, są z tego dumni. To, co zrobiliśmy, jest widoczne dla każdego, wszystkie cokoły są puste, a figury szachów zostały rozbite albo leżą gdzieś na podwórkach.
Amerykańscy reporterzy David Wise i Thomas B. Ross piszą w swojej książce „The Inwisible Government” (Londyn 1965):
„Nie ma żadnej wątpliwości, że CIA zorganizowała i kierowała przewrotem, który w 1953 doprowadził do obalenia premiera Mohammeda Mossadegha i utrzymał na tronie szacha Mohammeda Rezę Pahlavi. Ale niewielu Amerykanów wie, że na czele przewrotu stał agent CIA, który był wnukiem prezydenta Theodore’a Roosevelta. Człowiek ten — Kermit Roosevelt — przeprowadził w Teheranie tak spektakularną operację, że jeszcze przez szereg lat w środowisku CIA nazywano go Mister Iran. W kołach tej agencji szerzyła się legenda, że Kermit kierował zamachem na Mossadegha trzymając pistolet przy skroni irańskiego dowódcy czołgu, kiedy kolumna pancerna wtoczyła się na ulice Teheranu. Ale inny agent, który wiedział dobrze, jak przebiegały wydarzenia, określił tę opowieść jako „nieco romantyczną" i powiedział: „Kermit kierował całą operacją nie z terenu naszej ambasady, lecz z pewnej piwnicy w Teheranie i dodał z podziwem: „Była to naprawdę operacja na miarę Jamesa Bonda”.