Generał Fazollah Zahedi, którego CIA wytypowała na miejsce premiera Mossadegha, był również postacią zasługującą na to, aby stać się bohaterem powieści szpiegowskiej. Był to wysoki, przystojny kobieciarz, który walczył z bolszewikami, następnie został schwytany przez Kurdów, a w 1942 aresztowany przez Anglików, którzy podejrzewali go, że jest agentem Hitlera. W czasie drugiej wojny światowej Anglicy i Rosjanie wspólnie okupowali Iran. Brytyjscy agenci, którzy zamknęli Zahediego, twierdzą, że znaleźli w jego sypialni następujące rzeczy: kolekcję niemieckiej broni automatycznej, damskie jedwabne majteczki, trochę opium, listy od niemieckich spadochroniarzy, którzy działali w górach, i ilustrowany rejestr najbardziej pikantnych prostytutek w Teheranie.
Po wojnie Zahedi szybko powrócił do życia publicznego. Był ministrem spraw wewnętrznych, kiedy Mossadegh został premierem w 1951. Mossadegh znacjonalizował brytyjską firmę Anglo-Iranian i zajął wielką rafinerię w Abadanie, w Zatoce Perskiej. Mossadegh tolerował Tudeh, irańską partię komunistyczną, więc Londyn i Waszyngton obawiały się, że Rosjanie wejdą w posiadanie wielkich rezerw naftowych Iranu. Mossadegh, który kierował krajem leżąc w łóżku — twierdził, że jest bardzo chory — zerwał z Zahedim, gdyż ten sprzeciwiał się pobłażliwemu traktowaniu komunistów. Taka była sytuacja, kiedy CIA i Kermit Roosevelt zaczęli działać, aby usunąć Mossadegha i postawić na to stanowisko Zahediego.
Decyzja o obaleniu Mossadegha została podjęta wspólnie przez rządy brytyjski i amerykański. CIA oceniła, że operacja uda się, ponieważ warunki były sprzyjające. Roosevelt, który miał wówczas 37 lat, ale był już weteranem wywiadu, dostał się do Iranu nielegalnie. Przejechał granicę samochodem, dotarł do Teheranu i tutaj zniknął z oczu. Musiał zniknąć, gdyż odwiedzał przedtem Iran szereg razy i jego twarz była tu znana. Kilka razy zmieniał swoją kwaterę, aby agenci Mossadegha nie wpadli na jego trop. Pomagało mu pięciu Amerykanów, między innymi agenci CIA z ambasady amerykańskiej. Poza tym współdziałało z nim kilku miejscowych agentów, w tym dwóch wysokich funkcjonariuszy wywiadu irańskiego, z którymi utrzymywali łączność przez pośredników.
13 sierpnia szach podpisał dekret, w którym usuwa Mossadegha i mianuje premierem Zahediego. Ale Mossadegh aresztuje pułkownika, przynoszącego mu ten dokument (był to późniejszy szef Savaku, Nematollach Nassiri). Na ulice wyszły tłumy, aby manifestować przeciw decyzji szacha. W tej sytuacji szach i jego żona Soraya uciekli samolotem do Bagdadu, a potem do Rzymu.
W ciągu następnych dwóch dni panował taki chaos, że Roosevelt stracił kontakt z irańskimi agentami. W tym czasie szach dotarł do Rzymu, dokąd udał się również szef CIA Allen Dulles, aby wspólnie z Mohammedem Rezą koordynować akcję. W Teheranie komunistyczne tłumy kontrolowały ulicę. Świętowały wyjazd szacha niszcząc jego pomniki. Wówczas wojsko wyszło z koszar i zaczęło otaczać manifestantów. Rankiem 19 sierpnia Roosevelt, który ciągle przebywał w ukryciu, dał rozkaz irańskim agentom, aby rzucili na ulicę wszystkich, kogo będą w stanie.
Agenci udali się do klubów atletycznych i tam zwerbowali dziwną mieszaninę ciężarowców i gimnastyków, z której utworzyli niebywały pochód. Pochód ten ruszył przez bazar wznosząc okrzyki na cześć szacha.
Wieczorem Zahedi wyszedł z ukrycia. Szach powrócił z zesłania. Mossadegh poszedł do więzienia. Przywódcy Tudeh zostali wymordowani.
Oczywiście Stany Zjednoczone nigdy nie przyznały się oficjalnie do roli, jaką odegrała CIA. Stosunkowo najwięcej powiedział na ten temat sam Dulles, kiedy po swoim odejściu z CIA wystąpił w 1962 w programie telewizji CBS. Zapytany, czy to prawda, że „CIA wydała miliony dolarów na wynajęcie ludzi, którzy manifestowali na ulicach, i na inne akty mające na celu usunięcie Mossadegha”, Dulles odpowiedział: „OK, mogę tylko powiedzieć, że twierdzenie, jakobyśmy wydali na ten cel dużo dolarów, jest całkowicie fałszywe”.
Dwoje reporterów francuskich Claire Briere i Pierre Blanchet piszą w swej książce „Iran: la révolution au nom de Dieu” (Paryż 1979):
„Roosevelt dochodzi do wniosku, że nadszedł czas rzucić do ataku oddziały Chabahana Bimora, którego nazywają «Chabahanem Bezmózgim», a który jest szefem gangu lumpów Teheranu i mistrzem Zour Khana — narodowej walki zapaśniczej. Chabahan może zebrać trzystu, czterystu przyjaciół, którzy mogą bić, a jeśli trzeba, również strzelać. Pod warunkiem, oczywiście, że dostaną broń. Nowy ambasador Stanów Zjednoczonych Loy Henderson udaje się do Banku Melli i bierze pakiety dolarów, którymi wypełnia swój samochód. Czterysta tysięcy dolarów, jak mówią. Wymienia je na rialsy.
19 sierpnia małe grupy Irańczyków (są to ludzie «Bezmózgiego») wyciągają banknoty i krzyczą: «Wołajcie — niech żyje szach!» Ci, którzy wznoszą ten okrzyk, dostają dziesięć rialsów. Wokół parlamentu zaczynają gromadzić się coraz większe grupy, tworzące w końcu pochód, który wymachując pieniędzmi woła «Niech żyje szach!» Tłum robi się coraz większy, jedni wznoszą okrzyki na cześć szacha, inni — Mossadegha.
Ale oto pojawiają się czołgi, które atakują manifestację przeciwników szacha: to wkracza Zahedi. Działa i karabiny maszynowe strzelają do tłumu. W tym miejscu padnie dwustu zabitych i ponad pięciuset rannych. O czwartej wszystko jest skończone i Zahedi depeszuje do szacha, że może wracać. 26 października 1953 Teymur Bakhtiar zostaje mianowany gubernatorem wojskowym Teheranu. Okrutny i bezlitosny, otrzyma wkrótce przydomek «Zabójcy». Zajmuje się głównie ściganiem stronników Mossadegha, którym udało się ukryć. Opróżnia więzienie Qasr ze wszystkich kryminalistów. Czołgi i wozy pancerne strzegą więzienia, do którego ciężarówki wojskowe bez przerwy przywożą aresztowanych. Zwolennicy Mossadegha, ministrowie, podejrzani oficerowie, działacze Tudeh są przesłuchiwani i torturowani. Na dziedzińcu odbywają się setki egzekucji.
W pamięci Irańczyków dzień przewrotu — 19 sierpnia 1953 — jest dniem prawdziwego wstąpienia na tron szacha Mohammeda Rezy Pahlavi, wstąpienia, któremu towarzyszyły krew i straszliwe represje”.
Tak, oczywiście może pan nagrywać. Teraz to już nie jest tematem zakazanym. Przedtem — tak. Czy pan wie, że przez dwadzieścia pięć lat nie wolno było publicznie wymówić jego nazwiska? Że słowo Mossadegh zostało wykreślone ze wszystkich książek? Ze wszystkich podręczników? I niech pan sobie wyobrazi, że teraz młodzi ludzie, którzy — sądziło się — nic o nim nie powinni wiedzieć, szli na śmierć niosąc jego portrety. Ma pan najlepszy dowód, co daje takie wykreślanie, całe to przerabianie historii. Ale szach tego nie rozumiał. Nie rozumiał, że można człowieka zniszczyć, ale to wcale nie znaczy, że on przestanie istnieć. Przeciwnie, jeśli mogę tak powiedzieć, on zacznie istnieć jeszcze bardziej. To są paradoksy, z którymi żaden despota nie może sobie poradzić. Machnie kosą, ale trawa zaraz odrasta, machnie jeszcze raz, a trawa rośnie wysoka jak nigdy. Bardzo pocieszające prawo natury. Mossadegh! Anglicy nazywali go poufale Old Mossy. Byli wściekli na niego, ale jednak darzyli go jakimś szacunkiem. Żaden Anglik nie oddał strzału w jego stronę. Trzeba było dopiero ściągać naszych rodzimych umundurowanych łotrów. W ciągu kilku dni zaprowadzili swoje porządki! Mossy poszedł na trzy lata do więzienia. Pięć tysięcy ludzi poszło pod ścianę albo padło na ulicy. Ma pan cenę uratowania tronu. Smutne, krwawe i brudne entree. Pyta pan, czy Mossadegh musiał przegrać? Przede wszystkim on nie przegrał, on wygrał. Pan nie może mierzyć takich ludzi miarą urzędu, tylko miarą historii, a są to różne rzeczy. Takiego człowieka można usunąć z urzędu, ale nikt nie usunie go z historii, ponieważ nikt nie będzie zdolny wykreślić go z pamięci ludzi. Pamięć jest prywatną własnością, do której żadna władza nie ma dostępu. Mossy mówił, że ziemia, po której chodzimy, jest nasza i wszystko co znajduje się w tej ziemi, jest nasze. W tym kraju nikt przed nim nie wyraził tego w taki sposób. Mówił także — niech wszyscy powiedzą to, co myślą, niech zabiorą głos, chcę słyszeć wasze myśli. Pan rozumie, po dwóch i pół tysiącach lat despotycznego upodlenia zwrócił naszemu człowiekowi uwagę na to, że jest istotą myślącą. Tego nigdy nie zrobił żaden władca! To, co mówił Mossy, zostało zapamiętane, to weszło ludziom do głowy i żyje w nich do dnia dzisiejszego. Zawsze najlepiej pamiętamy słowa, które otwierały nam oczy na świat. A to były takie właśnie słowa. Czy może ktoś powiedzieć, że w tym, co robił i głosił, nie miał racji? Nikt uczciwy nie wyrazi podobnej opinii. Dzisiaj wszyscy stwierdzą, że miał rację, tylko problem polegał na tym, że on miał rację za wcześnie. Pan nie może mieć racji za wcześnie, gdyż wtedy ryzykuje pan własną karierą, a czasem własnym życiem. Każda racja dojrzewa długo, a ludzie w tym czasie cierpią albo błądzą w ciemnościach. Ale nagle przychodzi człowiek, który głosi tę rację, nim ona jeszcze dojrzała, nim stała się prawdą powszechną, i wtedy przeciw takiemu heretykowi powstają siły panujące i rzucają go na płonący stos albo strącają do lochu, albo wieszają na szubienicy, ponieważ zagraża ich interesom, zakłóca ich spokój. Mossy wystąpił przeciw dyktaturze monarchii i przeciw zależności kraju. Dzisiaj monarchie upadają jedna po drugiej, a zależność musi ukrywać się pod tysiącem postaci, tak wielkie budzi sprzeciwy. Ale on z tym wystąpił przed trzydziestu laty, kiedy tutaj nikt głośno nie odważył się powiedzieć tych oczywistych rzeczy. Widziałem go na dwa tygodnie przed jego śmiercią. Kiedy? Musiało to być w lutym sześćdziesiątego siódmego roku. Ostatnie dziesięć lat życia spędził w areszcie domowym, w małym folwarku pod Teheranem. Oczywiście wstęp był wzbroniony, całego terenu strzegła policja. Ale, pan rozumie, w tym kraju mając znajomości i pieniądze można załatwić wszystko. Pieniądz przemieni każdą rzecz w rozciągliwą gumę, Mossy musiał mieć wówczas blisko dziewięćdziesiątki. Myślę, że trzymał się tak długo, gdyż bardzo chciał doczekać chwili, kiedy życie przyzna mu rację. Był twardym człowiekiem, trudnym dla innych, gdyż nigdy nie chciał ustąpić. Ale tacy ludzie nie potrafią i nawet nie mogą ustępować. Do końca zachował jasny umysł i zdawał sobie sprawę ze wszystkiego. Tylko już z trudem chodził podpierając się laską. Przystawał i kładł się na ziemi, żeby odpocząć. Policjanci, którzy go strzegli, mówili potem, że pewnego ranka idąc tak i odpoczywając też położył się na ziemi, ale długo nie wstawał i kiedy podeszli bliżej, zobaczyli, że już nie żyje.