Выбрать главу

Rok wystarczył, by zaleczyć rany, ale wspomnienia zostały. Prawdę mówiąc, Julia nie zamierzała się ich wyzbywać. Wcześnie dorosła, nabierając przy tym przekonania – które bez kompleksów wpoiła sobie dzięki naukom Cesara – że życie jest jak droga restauracja, gdzie zawsze na koniec podsuwają ci rachunek, co wcale nie oznacza konieczności zapomnienia o delicjach, których się wcześniej kosztowało. Teraz znów o tym myślała, obserwując, jak Alvaro rozkłada książki na stole i robi notatki na kwadratowych fiszkach z białego brystolu. Fizycznie prawie się nie zmienił, choć tu i ówdzie pojawiły się ślady siwizny. Oczy wciąż miał spokojne i inteligentne. Niegdyś kochała te oczy i te smukłe długie dłonie zakończone okrągłymi gładkimi paznokciami. Patrzyła, jak przesuwa palcami stronice, jak trzyma wieczne pióro, i nieoczekiwanie odezwała się w niej melancholia. Po krótkiej analizie Julia uznała ten odruch za całkowicie zrozumiały. Dawne uczucia wprawdzie wygasły na zawsze, ale przecież, te dłonie pieściły kiedyś jej ciało. Na jej skórze pozostawił swój ślad każdy, najmniejszy nawet gest Alvara, jego dotyk i ciepło. Kolejne romanse nie były w stanie ich zatrzeć.

Zdołała opanować wzruszenie. Za nic w świecie nie chciałaby teraz dać się omotać nostalgii. Ta kwestia zresztą nie miała zasadniczego znaczenia – przecież nie przyszła tu grzebać się we wspomnieniach – dlatego skupiła uwagę na słowach swojego eks-narzeczonego, nie zaś na nim samym. Pierwsze pięć minut musiało być kłopotliwe. Alvaro spoglądał na nią zamyślony, usiłując odgadnąć, jak wielkiej wagi rzecz przywiodła ją do niego po tylu miesiącach. Po chwili, odprężony i uprzejmy, już uśmiechał się życzliwie jak stary przyjaciel albo kolega po fachu, gotów przyjść jej z pomocą. Tak dobrze znała jego profesjonalny spokój, milczenie przerywane co chwila wypowiadanymi po cichu rzeczowymi uwagami. Tylko raz (wyjąwszy moment zdziwienia tuż na początku) dostrzegła w jego oczach cień niepewności, kiedy wyłuszczała mu problem z obrazem. Przemilczała jedynie kwestię ukrytego napisu, jako że obydwie z Menchu postanowiły na razie trzymać ten fakt w tajemnicy. Alvaro potwierdził, że zna dobrze malarza, obraz i epokę, w której powstał, nie miał tylko pojęcia, że dzieło będzie wystawione na sprzedaż i że Julii powierzono jego odrestaurowanie. Zapewnił, że nie musi się podpierać kolorowymi zdjęciami, które przyniosła Julia, ma wiedzę o tamtych czasach i przedstawionych na obrazie osobistościach. Mówiąc to, sunął palcem wskazującym po kartkach starej historii średniowiecza w poszukiwaniu daty, skupiony i pozornie obojętny wobec łączącej ich niegdyś zażyłości, którą Julia niemal wyczuwała w powietrzu, jakby to był całun jakiejś zjawy. Może on ma identyczne wrażenie – pomyślała. – Kto wie, może ona sama wydaje mu się już zbyt odległa, obojętna?

– Spójrz, tu go masz – odezwał się nagle i Julia uczepiła się zmysłami tego głosu, jak tonący chwyta się kawałka deski, konstatując z ulgą, że nie jest w stanie robić dwóch rzeczy naraz: wspominać dawnego Alvara i słuchać go w tej chwili. Bez trudu przegnała precz nostalgię, a ukojenie na jej twarzy musiało być rzeczywiście ogromne, skoro Alvaro aż uniósł brwi ze zdumienia. Zaraz jednak powrócił do trzymanej w ręku książki. Julia zerknęła na tytuł: Szwajcaria, Burgundia i Niderlandy w XIV i XV stuleciu.

– Patrz – Alvaro wskazał jakieś nazwisko w tekście, po czym przesunął palec na zdjęcie obrazu, które Julia położyła obok na stole. – FERDINANDUS OST. D. to rodzaj wizytówki tego gracza w czerwonym, po lewej stronie. Van Huys namalował Partie szachów w 1471 roku, więc nie możemy mieć żadnych wątpliwości. To Ferdynand Altenhoffen, książę Ostenburga, Ostenhurgensis Dux, urodzony w 1435 roku, a zmarły w… Tak, w 1474. Kiedy pozował do obrazu, miał ze trzydzieści pięć lat.

Julia wzięła fiszkę ze stołu i zanotowała te dane.

– Gdzie leżał Ostenburg?… W Niemczech?

Alvaro potrząsnął głową i otworzył atlas historyczny.

– Ostenburg był księstwem, które pokrywało się mniej więcej z Rodowingią Karola Wielkiego… Leżał tu, na pograniczu francusko-niemieckim, między Luksemburgiem a Flandrią. Przez cały piętnasty i szesnasty wiek książęta ostenburscy usiłowali zachować niezależność, ale najpierw ich domenę wchłonęła Burgundia, a później Austria cesarza Maksymiliana. Dynastia Altenhoffenów wygasła właśnie wraz z tym Ferdynandem, ostatnim księciem Ostenburga, który na obrazie gra w szachy… Jak chcesz, mogę zrobić ci odbitki.

– Będę wdzięczna.

– Nie ma sprawy. – Alvaro usiadł wygodnie w fotelu, z szuflady biurka wyjął puszkę z tytoniem i przystąpił do nabijania fajki. – Rzecz jasna, dama koło okna, podpisana BEATRIX BURG. OST. D., to nie kto inny, jak Beatrycze Burgundzka, księżna małżonka. Widzisz?… Beatrycze wyszła za Ferdynanda Altenhoffena w 1464 roku, gdy miała dwadzieścia trzy lata.

– Z miłości? – Julia uśmiechnęła się zagadkowo, patrząc na fotografię. Na twarzy Alvara też pojawił się nieco wymuszony uśmiech.

– Niewiele ślubów w tym środowisku zawierano z miłości… Tym małżeństwem wuj Beatrycze, książę Burgundii Filip Dobry, chciał zawiązać z Ostenburgiem sojusz wymierzony przeciwko Francji, która miała apetyt na obydwa księstwa – przyjrzał się zdjęciom i wsunął fajkę w zęby. – Ferdynand Ostenburski miał szczęście, bo Beatrycze była akurat bardzo piękna. Tak przynajmniej podają Roczniki burgundzkie Nicolasa Flavina, najważniejszego kronikarza tamtej epoki. Twój van Huys chyba podziela tę opinię. O ile mi wiadomo, malowano ją już wcześniej, bo Pijoan wspomina dokument, z którego wynika, że van Huys był czas jakiś nadwornym malarzem Ostenburga… Ferdynand Altenhoffen przyznaje mu w 1463 roku pensję roczną w wysokości stu funtów, z czego połowę dostawał na świętego Jana, a drugą na Boże Narodzenie. W tym samym dokumencie pojawia się zlecenie namalowania portretu Beatrycze, która wówczas była dopiero zaręczona z księciem, bien au vif [5].

– Jest jeszcze jakaś wzmianka?

– I to niejedna. Van Huys osiągnął bardzo ważną pozycję – Alvaro wyciągnął teczkę z kartoteki. – Jean Lemaire, w swojej Couronne Margaridique, napisanej na cześć gubernatorowej Niderlandów Małgorzaty Austriaczki, wspomina Pierre'a z Brugii (czyli van Huysa), Hughesa z Gandawy (van der Goesa) i Dietrica z Leuven (Dietrica Boutsa), których wymienia jednym tchem obok króla malarzy flamandzkich Johannesa (czyli van Eycka). W poemacie czytamy dosłownie: Pierre de Brugge, qui tant eut les traits utez, “co miał tak czystą kreskę”… Te słowa napisano dwadzieścia pięć lat po śmierci van Huysa – przejrzał uważnie dokumentację. – Ale masz i wzmianki starsze. Na przykład w inwentarzu Królestwa Walencji stoi, że Alfons V Szczodry posiadał dzieła van Huysa, van Eycka i innych zachodnich mistrzów, wszystkie zresztą zaginione…W 1454 roku Bartolomeo Fazio, bliski krewny Alfonsa V, w księdze De viribus illustris, pisze o nim Pietrus Husyus, insignis pictor [6]. Inni autorzy, głównie Włosi, nazywają go Magistro Piero van Hus,pictori in Brugia. Dalej, Guido Rasofalco w 1470 roku o jego obrazie, który też nie zachował się do naszych czasów, mianowicie o Ukrzyżowaniu, wspomina, słowami Opera buona di mano di un chiamato Piero di Juys, pictor famoso in Fiandra [7]. Z kolei inny włoski autor, tym razem anonimowy, o zachowanym do dziś obrazie van Huysa Rycerz i diabeł pisze A magistro Pietrus Juisus magno et famoso flandesco fuit depictum [8]… Dodajmy do tego, że w wieku szesnastym wspominają o nim Guicciardini i van Mander, a w dziewiętnastym James Weale w swoich książkach o wielkich mistrzach flamandzkich – zebrał fiszki, wsunął ostrożnie do teczki i odstawił ją do kartoteki. Następnie zagłębił się w fotelu i popatrzył z uśmiechem na Julię. – Zadowolona?