Выбрать главу

Julia wpatrywała się w Cesara, który wprawdzie nie spoglądał w jej stronę, ale zdawał się cały czas do niej mówić, choć pozornie zwracał się do Muńoza.

– Skąd pan wiedział, że to on? – spytała szachistę. W tym momencie antykwariusz pierwszy raz się przestraszył, coś w jego zachowaniu uległo raptownej zmianie, jakby Julia, poświadczając na głos oskarżenie Muńoza, złamała jakiś pakt milczenia. Ale ta początkowa niepewność natychmiast się rozwiała, a drwiący uśmiech ustąpił miejsca grymasowi goryczy.

– Tak – zwrócił się do szachisty. To była pierwsza formalna kapitulacja z jego strony. – Proszę jej powiedzieć, skąd pan wiedział, że to ja.

Muńoz przechylił nieco głowę ku Julii.

– Pani przyjaciel popełnił parę błędów… – Zreflektował się i popatrzył na antykwariusza z leciutko przepraszającą miną. – Chociaż nazywanie ich “błędami” byłoby niewłaściwe, bo przez cały czas pan wiedział, co robi i co ryzykuje… Paradoksalnie to pani go zdemaskowała.

– Ja? Przecież nie miałam o tym najmniejszego pojęcia do czasu, aż…

Cesar pokręcił głową. Prawie ze słodyczą – pomyślała Julia przerażona tym, co czuje.

– Nasz przyjaciel Muńoz mówi w przenośni, księżniczko.

– Nie nazywaj mnie księżniczką, błagam cię – Julia nie rozpoznała własnego głosu. Zabrzmiał niespodziewanie twardo nawet w jej własnych uszach. – Przynajmniej dziś.

Antykwariusz obserwował ją parę chwil i wreszcie skinął głową.

– Zgoda – rzekł i z wyraźnym trudem powrócił do zasadniczego wątku. – Muńoz usiłuje ci wyjaśnić, że twoja obecność w tej grze stanowiła dlań tło, na którym wyraźnie mógł analizować zamiary przeciwnika. Nasz przyjaciel jest świetnym szachistą, ale okazał się też znacznie lepszym detektywem, niż sądziłem… Nie takim, jak ten bęcwał Feijoo, który widząc niedopałek w popielniczce, dojdzie najwyżej do wniosku, że ktoś palił. – Spojrzał na Muńoza. – Zatem uczuliło pana zbicie pionka na d5 gońcem zamiast hetmanem, czyż nie?

– Tak. W każdym razie była to jedna ze wskazówek, które wzbudziły moje podejrzenia. Wcześniej, w czwartym posunięciu, czarne zrezygnowały już ze zbicia białego hetmana, choć ten ruch rozstrzygnąłby partię na ich korzyść… Z początku myślałem, że to taka zabawa w kotka i myszkę albo że Julia jest niezbędna w tej grze i chwilowo nie powinna być zbita czy zabita. Ale kiedy nasz wróg, czyli pan, zdecydował się bić piona na d5 gońcem zamiast hetmanem, co musiało doprowadzić do wymiany hetmanów, zrozumiałem, że tajemniczy gracz wcale nie ma zamiaru bić białego hetmana. Ze wręcz, gdyby miało dojść do takiej ewentualności, woli poddać partię. A związek tego posunięcia ze sprayem na Rastro, z chełpliwym komunikatem “mogę zabić, ale tego nie robię”, był tak oczywisty, że przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości: groźby pod adresem białego hetmana były zasłoną dymną. – Spojrzał na Julię. – Bo pani w tej całej historii absolutnie nic nie groziło.

Cesar kiwał głową, jakby tematem rozważań nie były jego własne uczynki, ale jakiejś innej osoby, która ani go parzyła, ani ziębiła.

– Zrozumiał pan też – powiedział – że przeciwnikiem jest nie czarny król, a królowa…

Muńoz poruszył ramionami, nie wyjmując dłoni z kieszeni płaszcza.

– To akurat nie było trudne. Tutaj ewidentny był trop prawdziwych morderstw: odpowiadały im tylko figury zbite przez czarnego hetmana. Przeanalizowałem wówczas ruchy właśnie tej figury i wyciągnąłem interesujące wnioski. Chociażby na temat jej roli ochronnej, bardziej widocznej niż zazwyczaj w szachach, niż w wypadku jej głównego przeciwnika, białego hetmana, którego zresztą szanowała jak świętego… Zwróciłem też uwagę, że czarny hetman ciągle pozostawał blisko białego skoczka, na sąsiednich polach, prawie jak sojusznik, a swoje zatrute ostrze miał w niego wbić dopiero później, kiedy nie będzie już alternatywy… – Patrzył na Cesara matowym wzrokiem. – Mogę się tylko pocieszać,

że zabiłby mnie pan bez nienawiści, a nawet z gracją i sympatią wspólnika. Z prośbą o wybaczenie i zrozumienie na ustach. Padłbym ofiarą reguł czysto szachowych.

Cesar machnął ręką z osiemnastowieczną, manieryczną galanterią i schylił czoło z wdzięczności za tak trafne odgadnięcie jego intencji.

– Ma pan absolutną rację – zaznaczył. – Ale proszę mi zdradzić… Jak pan się zorientował, że jest skoczkiem, a. nie gońcem?

– Dzięki całej serii wskazówek, wyraźnych i drobnych. Decydująca okazała się symboliczna rola gońca jako powiernika króla i królowej, o której wspomniałem wcześniej. Pan, panie Cesarze, zagrał tu postać niezwykłą: białego gońca przebranego za czarnego hetmana, działał pan z obydwu stron szachownicy… Ta podwójna osobowość doprowadziła do pana klęski, choć, co ciekawe, rozpoczął pan grę dokładnie w tym celu: żeby ją zakończyć na przegranej pozycji. A śmiertelny cios zadaje pan sobie sam: biały goniec zbija czarnego hetmana, antykwariusz, przyjaciel Julii, własną grą zdradza, kim jest niewidoczny gracz, skorpion zabija się własnym kolcem… Zapewniam pana, że pierwszy raz w życiu jestem świadkiem tak doskonałego samobójstwa na szachownicy.

– Znakomicie – odezwał się Cesar i Julia nie była pewna, czy mówi o analizie Muńoza, czy o własnej grze. – Ale proszę mi powiedzieć… Czym należy tłumaczyć, pana zdaniem, moje utożsamienie się z czarną królową i białym gońcem?

– Obawiam się, że moja odpowiedź zabrałaby nam całą noc, a dyskusja na ten temat parę tygodni… Teraz mogę tylko mówić o tym, co zobaczyłem na szachownicy. Dojrzałem tam podwójną osobowość: zło, panie Cesarze, mroczne i czarne… Pana kobiecą kondycję, przypomina pan sobie…? Sam kiedyś prosił mnie pan o analizę: osobowość osaczoną, skrępowaną przez otoczenie, rzucającą wyzwanie narzuconym normom, kombinację wrogich odruchów i skłonności homoseksualnych… Wszystko to ukrył pan pod czarną szatą Beatrycze Burgundzkiej, czyli królowej planszy… A po drugiej stronie, jak światło dnia, pańska miłość do Julii… To pańska druga kondycja, będąca dla pana takim samym źródłem cierpień: męskość i jej wszystkie implikacje, estetyzm etosu rycerskiego. Wszystko, czym pan chciał być, ale nadaremno. Roger d'Arras wcielony nie w skoczka, czyli rycerza, a w eleganckiego, białego gońca… Co pan na to?

Cesar stał blady, nieporuszony, i pierwszy raz w życiu Julia widziała, że zdumienie go sparaliżowało. Wreszcie po paru chwilach, które wydawały się wiecznością, wypełnionych i odmierzanych jedynie tykaniem ściennego zegara, zdobył się znów na słaby uśmiech, który zamajaczył w kącikach jego śmiertelnie bladych ust. Tym razem jednak był to grymas czysto machinalny, próba stawienia czoła bezlitosnej wiwisekcji, którą Muńoz rzucił mu pod nogi jak rękawiczkę.

– Proszę mi opowiedzieć o tym gońcu – wychrypiał.

– Opowiem, skoro pan mnie o to prosi – teraz w oczach Muńoza zagościł gorączkowy blask, jak w chwilach decydującego posunięcia. Był to jego zawodowy rewanż za zwątpienia i chwile niepewności, jakie stały się jego udziałem przy szachownicy. Julia zdała sobie sprawę, że szachista w którymś momencie partii był już bliski uwierzenia we własną przegraną. – Goniec. Figura najbardziej porównywalna z homoseksualistą, poruszająca się w głąb i po przekątnej… Tak. Pan przypisał tu sobie wspaniałą rolę obrońcy bezradnej białej królowej, który, zgodnie z przyjętym na samym początku przemyślnym planem, zada śmiertelny cios własnej ciemnej stronie, udzielając przy tym swojej ukochanej królowej mistrzowskiej, przerażającej lekcji… Wszystko to odkrywałem stopniowo, zbierając rozproszone obserwacje. Ale pan nie gra w szachy. Początkowo ten fakt nie pozwolił mi na jakiekolwiek podejrzenia. Później, kiedy nabrałem pewności, wprawiał mnie w prawdziwe zakłopotanie. Plan tej partii był zbyt doskonały jak na zwykłego gracza i nie do pomyślenia u amatora… Po prawdzie ciągle tego nie pojmuję.