Cesar spojrzał na dziewczynę z ironią i naganą.
– Upraszczasz, księżniczko. – Upił łyk drinka. Jego słaby uśmiech wyrażał prośbę o wyrozumiałość. – Postanowiłem raczej, że bezwzględnie muszę do końca spełnić dług wobec młodzieńczej pasji. Takiego długiego życia, jak moje, nie należy przeżywać na darmo. Bez wątpienia właśnie dlatego natychmiast dotarł do mnie nie komunikat wprawdzie, który okazał się tu kluczem, ale niezbity fakt, że w obrazie zawarta jest fascynująca, straszliwa zagadka. Może ta zagadka, pomyśl przez chwilę, dawała mi wreszcie rację bytu.
– Rację bytu?
– Tak. Świat nie jest tak prosty, jak niektórzy chcieliby nam wmówić. Kontury są niewyraźne, liczą się odcienie. Nic nie jest czarne albo białe. Zło może skrywać dobro albo piękno i na odwrót, a żadne z tych pojęć nie wyklucza drugiego. Istota ludzka potrafi kochać i zdradzić ukochaną osobę, co w niczym nie zaprzecza autentyczności jej uczuć. Można być zarazem ojcem, bratem, synem i kochankiem, ofiarą i katem… Weź pierwszy z brzegu przykład. Życie to niebezpieczna przygoda w zamglonym pejzażu o ruchomej powierzchni i sztucznie wyznaczonych granicach. Tu wszystko może w każdej chwili skończyć się i zacząć na nowo względnie urwać nagle, jak ucięte, na zawsze. Tu jedynym rzeczywistym absolutem, spójnym, niepodważalnym i ostatecznym jest śmierć. A my jesteśmy małymi błyskami między dwiema wiecznymi nocami i mamy, księżniczko, bardzo mało czasu.
– Ale to się nie wiąże ze śmiercią Alvara.
– Wszystko się wiąże ze wszystkim – Cesar gestem dłoni poprosił o cierpliwość. – Poza tym życie jest ciągiem wypadków, które wynikają z siebie nawzajem, często bez udziału woli… – Spojrzał pod światło na szklankę, jakby tam pływała dalsza część jego rozumowania. – I wtedy, to znaczy w dniu, kiedy byłem u ciebie, postanowiłem wyświetlić prawdę na temat tego obrazu. Podobnie jak tobie, pierwszą osobą, jaka przyszła mi na myśl, był Alvaro… Nigdy go nie lubiłem, ani kiedy byliście ze sobą, ani potem. Jedna istotna różnica: absolutnie mu nie wybaczyłem, że przez niego cierpiałaś.
Julia wyjmowała właśnie drugiego papierosa, ale na dźwięk tych słów zastygła i popatrzyła na Cesara zaskoczona.
– To była moja sprawa, nie twoja.
– Mylisz się. To była moja sprawa. Alvaro zajął miejsce, którego ja nigdy zająć nie byłem w stanie. W jakimś sensie – antykwariusz zawahał się z gorzkim uśmiechem – był moim rywalem. Jedynym mężczyzną, który mógł mnie od ciebie oddzielić.
– Między nim a mną wszystko się skończyło… Jak można łączyć te dwie sprawy?
– Owszem, można. Ale zostawmy tę kwestię. Nienawidziłem go, koniec, kropka. Naturalnie to jeszcze nie powód, żeby kogoś zabijać. A i tak zapewniam cię, że na konkretny powód nie musiałem długo czekać… Światek specjalistów od sztuki i antyków jest bardzo mały. Alvaro i ja miewaliśmy nieco zawodowych kontaktów, trudno było ich uniknąć. Nie można oczywiście powiedzieć, żeby to były ciepłe stosunki. Ale czasami dzięki pieniądzom i wspólnemu interesowi najdziwniejsze pary trafiają do wspólnego łóżka. Dowodem fakt, że i ty, kiedy pojawiła się zagadka van Huysa, zwróciłaś się do niego… Otóż ja poszedłem do Alvara z prośbą o informacje na temat obrazu. Wcale nie z miłości do sztuki. Zaoferowałem znaczną sumę. Twój były, Panie, świeć nad jego duszą, zawsze był drogi. Bajońsko drogi.
– Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś?
– Z paru powodów. Po pierwsze dlatego, że nie chciałem, by wasze stosunki się odnowiły, choćby na gruncie zawodowym. Nigdy nie mamy pewności, czy w popielisku nie tli się żar… Ale w grę wchodziło coś jeszcze. Obraz łączył się z najbardziej skrytymi wspomnieniami – pokazał palcem szachy z kości słoniowej rozstawione na stoliku.
– Z tą częścią mnie, którą zdawało mi się, że pogrzebałem na zawsze. Z zakamarkiem, do którego nikogo, nawet ciebie, księżniczko, w życiu bym nie wpuścił. Bo to oznaczałoby sprowokowanie pytań, których nie miałbym odwagi z tobą roztrząsać. – Popatrzył na Muńoza, który trzymał się na uboczu i milczał. – Spodziewam się, że nasz przyjaciel potrafiłby ci to zagadnienie nieźle zobrazować. Nie mylę się? Szachy jako projekcja ego, klęska jako cios zadany libido i tym podobne, wybornie świńskie rzeczy… Te głębokie, długie ruchy gońców po przekątnej szachownicy – przesunął językiem po skraju szklanki i wzdrygnął się niezauważalnie. – No tak. Stary Sigismund mógłby wiele na ten temat powiedzieć.
Westchnął nad upiorami własnej przeszłości, wzniósł szklankę w toaście skierowanym do Muńoza, siadł w fotelu i skrzyżował niedbale nogi.
– Nie rozumiem – nalegała dziewczyna – co to ma wspólnego z Alvarem.
– Z początku miało niewiele – przyznał antykwariusz.
– Ja tylko chciałem zdobyć zwykłą informację historyczną. Coś, za co, jak ci wspomniałem, byłem gotów dobrze zapłacić. Ale wszystko się skomplikowało, kiedy i ty się do niego zwróciłaś… Zrazu sprawa nie wyglądała poważnie. Ale Alvaro, który szczycił się pochwały godnym instynktem zawodowym, nie pisnął ci ani słówka o moich indagacjach, ponieważ wymogłem na nim absolutną dyskrecję…
– A nie był zdziwiony, że dopytujesz się o ten obraz za moimi plecami?
– Zupełnie nie. A jeśli tak, to niczego nie powiedział. Może uznał, że chcę ci zrobić niespodziankę, przynosząc nowe fakty… Albo pomyślał, że szykuję ci jakiś kawał – Cesar zamyślił się z powagą. – Gdy teraz do tego wracam, sądzę, że już choćby tym zasłużył na śmierć.
– Próbował mnie ostrzec. Powiedział, że van Huys robi się ostatnio modny.
– Nikczemnik do ostatka – orzekł Cesar. – Tym łatwym wybiegiem zapewniał sobie alibi wobec ciebie, nie łamiąc umowy ze mną. Zadowalał nas wszystkich, inkasował pieniądze i na dodatek otwierał sobie furtkę do tego, by czułe scenki z przeszłości powróciły… – zaśmiał się, unosząc brew. – Ale opowiadałem ci o tym, co zaszło między Alvarem a mną – zajrzał do szklanki. – Dwa dni po naszym spotkaniu ty przyszłaś mi powiedzieć, że obraz zawiera ukryty napis. Starałem się opanować ze wszystkich sił, ale poczułem, jakby mnie prąd przeszedł: to potwierdzało moje podejrzenia, że mamy do czynienia z jakąś tajemnicą. Z miejsca pojąłem: to oznacza dużo pieniędzy, bo wycena na aukcji będzie kilkakrotnie wyższa, i o ile pamiętam, zakomunikowałem ci to. Powiązanie twojego odkrycia z historią obrazu i jego postaci otworzyło przede mną iście cudowne perspektywy: obydwoje będziemy prowadzić dochodzenie, dotrzemy do rozwiązania pięćsetletniej zagadki. Jak w dawnych czasach, dasz wiarę? Jakbyśmy szukali skarbu, tyle że wreszcie prawdziwego. Ty, Julio, zyskałabyś sławę. Twoje nazwisko pojawiłoby się w publikacjach naukowych, w książkach o sztuce. A ja… Powiedzmy, że to już mi wystarczało, ale wchodząc w tę grę, podejmowałem trudne wyzwanie osobiste. I przysięgam ci, że ambicja nie odgrywała tu żadnej roli. Wierzysz mi?
– Wierzę.
– Miło to słyszeć. Bo tylko w ten sposób zdołasz pojąć wszystko, co się potem zdarzyło. – Cesar rozkołysał drinka w szklance i wydawało się, że dźwięczenie kostek lodu pomaga mu uporządkować myśli. – Kiedy już poszłaś, zadzwoniłem do Alvara i umówiliśmy się, że wpadnę do niego w południe. Bez żadnych złych zamiarów. Przyznaję, że cały drżałem z podniecenia. Alvaro zdał mi sprawę z tego, co zdołał stwierdzić. Z zadowoleniem przekonałem się, że nie ma pojęcia o ukrytym napisie, i sam strzegłem się, żeby niczego mu nie palnąć. Wszystko szło jak z płatka, dopóki nie zaczął mówić o tobie. Wtedy to, księżniczko, sceneria zmieniła się diametralnie.
– W jakim sensie?
– W każdym.