Выбрать главу

– Więc sprawa załatwiona… Dziękuje panu w imieniu Jerzego. Pani Zawidzka będzie w siódmym niebie. Jurek będzie u pana jeszcze dzisiaj wieczorem… Niech pan przygotuje wodę, bo Baśka zemdleje… Do widzenia!

Panu Zawiłowskiemu zdawało się, że dom zaczął chodzić, jak gdyby miał nogi, a Ewa miała wrażenie, że świat zaczął się kręcić. Powróciła znużona i wyczerpana. Po obiedzie zapukała cicho do pracowni i rzekła:

– Jureczku, żebym nie zapomniała… Spotkałam pana Zawiłowskiego… I pan Zawiłowski prosił przeze mnie, abyś się zobaczył z nim dzisiaj wieczorem.

– Co się stało? – zapytał Jerzy słabym głosem.

– A czy ja wiem? Prosił, żebyś koniecznie przyszedł…

Zeszła powoli ze schodów bardzo zamyślona.

Gdy się zaczęło zmierzchać, poczuła gwałtowne bicie serca: Jerzy szedł przez ogród ku willi Zawiłowskich.

"Za chwilę zacznie się awantura…" – pomyślała.

Napisała karteczkę:

Byliście dla mnie strasznie dobrzy. Ale uciekam, bo narobiłam bigosu i Jerzy mnie zabije! Serdecznie panią przepraszam!!!!

Karteczkę położyła na widocznym miejscu, gwizdnęła na Rolmopsa i chciała wyjść. We drzwiach stanęła kucharka. Ewa wyjrzała przez otwarte okno, chwyciła kundla pod pachę i wyskoczyła.

– Takie to już moje przekleństwo! – pomyślała biegnąc ulicą. – Zawsze przez okno… Byleby tylko Jurek nie wyskoczył przez okno od pana Zawiłowskiego.

Po godzinie wpadła do mieszkanie pana Mudrowicza. Nie wiedziała, że mu przeszkodziła w ważnej pracy: pan Mudrowicz układał właśnie dokument, w którym zapisywał cały swój majątek na ratowanie dzieci zarażonych gruźlicą. Omal nie wywróciła Pawła, któremu na dobitkę Rolmops zaplatał się między nogi, i wbiegła zdyszana do pokoju.

– Wszelki duch! – zawołał radośnie pan Mudrowicz. – A tobie co się stało?

– Ożeniłam Jerzego i uciekłam! – szepnęła Ewa z rozpaczą.

– A dlaczego uciekłaś?

– Bo skąd ja wiem, czy on się chciał żenić?!

Pan Mudrowicz nie mógł pojąć tych zawiłości, więc ja zaczął łagodnie wypytywać. Ewcia oznajmiła mu, że nie mogła patrzeć na mękę dwóch serc, z których kapały krwawe łzy, więc użyła chytrego sposobu, aby je rzucić w objęcia.

– Dobrze zrobiłaś, więc czemu się martwisz? – śmiał się pan Mudrowicz.

– Może dobrze, ale nikt mnie o to nie prosił. A jeżeli z tego będzie tragedia?

– Tragedia będzie, bo pani Zawidzka nie wie, co się z tobą stało. Siedź tu spokojnie, a ja zatelefonuję.

– O Boże! Co to będzie?

Nic nie było, bo telefon Zawidzkich nie odpowiadał.

– Pewnie myślą, że to ja dzwonię i dlatego nie podchodzą do telefonu. Dobrze mi tak!

Pan Mudrowicz chodził po pokoju zatroskany.

– Chyba tam pojedziemy, co? – zapytał.

– Nie, nie! Jerzy mnie zatłucze na śmierć!

– Jeśli to uczyni, to ja jego zatłukę, ale mniejsza o to. Nie można jednak niepokoić pani Zawidzkiej. Która to godzina? Dziesiąta… O której zwiałaś?

– Około siódmej…

– Zbieraj się, jedziemy! Co to?

– Dzwonek… – szepnęła Ewa. – Już po mnie!

W przedpokoju ozwały się liczne niecierpliwe głosy. Zdaje się, że Paweł zapadłą piersią bronił komuś przystępu, lecz najeźdźca był nieustępliwy.

– Jerzy! – zdławionym głosem krzyknęła Ewa nasłuchując. – I pani Zawidzka… O Boże!

Drzwi otwarły się gwałtownie i stanął w nich Jerzy, blady i z rozwianymi włosami. Na widok Ewy oczy mu się rozjaśniły z bezmiernej radości. Za nim stała pani Zawidzka, na której twarzy widać było przestrach.

Pan Mudrowicz nie widząc co zamyśla długonogi i mocny dryblas, zasłonił Ewę, lecz dryblas usunął go i zawył dzikim głosem:

– Ewuniu! Złota Ewuniu!…Jesteś!… Szukaliśmy cię u Szymbartów… A ty tu… Ewuniu! Dziewczyno najdroższa!

Ewa spojrzała na niego wzrokiem, w którym było dwie piąte strachu i trzy piąte obłąkanej radości.

– Wszystko w porządku? – zawołała.

– W porządku! – wrzasnął Jerzy i chwyciwszy ją w objęcia, zaczął całować.

– Przestań! – krzyknęła Ewa. – Przestań, małpiszonie!

A że on nie chciał przestać, dodała:

– Przestań, bo powiem Basi!

Wtedy dopiero jak gdyby w niego piorun trzasnął, wypuścił ją z objęć tak gwałtownie, że usiadła na ziemi.

Kornel Makuszyński

***