Między innymi król chciał koniecznie widzieć siebie jako jeźdźca na pierwszym pomniku królewskim w Paryżu. Był to rok 1604. Wykonanie czegoś podobnego w brązie w owe czasy w Paryżu było nie do pomyślenia. Model pomnika wysłano do Florencji. Mający go wykonać mistrz florencki zmarł w 1608 roku. Dopiero jego uczeń, Pierre Tacca, skończył pracę w 1613 roku. Jeźdźca z brązu przetransportowano do Livorno i załadowano na okręt. Ciężki, północny sztorm zagnał okręt z jeźdźcem pod brzegi Sardynii i tam zatopił. Szczęśliwie na takiej głębokości, że udało się pomnik wyciągnąć i ustawić na przygotowanym piedestale w 1614 roku.
Na tym skończę swą opowieść o Paryżu - powiedział kapitan Eustazy - ale jeśli szanowni panowie zechcą mnie jeszcze posłuchać, to chciałbym kilka słów powiedzieć o tym Amerykaninie.
Po czterech dniach zwiedzania Amerykanin zaproponował, żebyśmy wstąpili gdzieś na śniadanie. Przyjąłem zaproszenie. Przy śniadaniu zacząłem od tego, że czuję się w obowiązku przeprosić go za to, co się stało pierwszego dnia naszej znajomości. Amerykanin roześmiał się i powiedział:
„Byłem doskonale poinformowany, gdzie znajduje się hotel »Terminus«. Miałem już tam zamówiony pokój i odesłane rzeczy. Wychodząc z dworca, martwiłem się, w jaki sposób znaleźć automobil z szoferem mówiącym dobrze po angielsku. I wtedy właśnie odezwał się do mnie pan. Nie spodziewałem się, że tak szybko życzenia moje zostaną spełnione. A nawiązałem rozmowę, chcąc upewnić się, czy pan dobrze mówi po angielsku, bo powiedzieć »Yes, sir!« każdy potrafi. Myślałem, że przewiezie mnie pan na drugą stronę ulicy i wysiadając umówię się z panem na następny dzień. Gdy zorientowałem się, że pan - z sobie wiadomych powodów - chce mnie obwieźć po Paryżu, nie posiadałem się z radości. Nic nie zaplanowałem na ten dzień i byłem zachwycony, że mi się coś podobnego przytrafia. Przy tym mówił pan tak ciekawie. Właśnie w ten sposób chciałem poznać Paryż. Żeby mi pan nie odmówił przyjazdu następnego dnia, powiedziałem szczerze, że jestem pana dłużnikiem. Co jest zresztą oczywistą prawdą, ponieważ za przewodnika tej klasy musiałbym zapłacić znacznie więcej. Bałem się, że pan może nie chcieć nazajutrz przyjechać, ale wyczułem, że w tym dniu był pan w wielkiej potrzebie”.
„Zgadza się - potwierdziłem. - Tego dnia odebrałem swój samochód z naprawy i zostałem dosłownie bez grosza. Kilka franków zarobionych ze zwykłym paryżaninem nie rozwiązywałoby sprawy”.
„Nie ma pan powodu do przepraszania, bo z każdym dniem mój dług się powiększa. Będzie mi miło, jeśli zechce pan przyjść do mnie do hotelu jako mój gość, a potem pokazać mi Paryż wieczorem. Mam na myśli nocne życie Paryża, jego wykwintne lokale, kabarety. Z wydatkami oczywiście proszę się nie liczyć. Przyjdzie pan?”
„Przyjdę z przyjemnością - odpowiedziałem. - Ale... - uświadomiłem sobie konieczność wieczorowego stroju, gdy pomyślałem o lokalach najbardziej ciekawych - tam obowiązuje frak”.
„Jeszcze lepiej” - zawołał zadowolony.
O siódmej zjawiłem się we fraku w hotelu „mego” Amerykanina. Był również we fraku. Przyglądał mi się przez długą chwilę i wreszcie zapytał:
„Kim pan właściwie jest? Wiem, że jest pan Polakiem. Powiedział mi pan o tym pierwszego dnia. Ale kim pan jest z zawodu? Nazwisko i imię nic mi nie mówi”.
,Jestem kapitanem marynarki handlowej - odpowiedziałem. - Znam wszystkie morza od Arktyki do Antarktydy. Po wojnie światowej w 1918 roku kupiłem sobie w Paryżu samochód, no i od prawie dziesięciu lat jestem kierowcą taksówki”.
„No jeśli pan jest kapitanem, to ja jestem... jeśli można mówić o tym jako o zawodzie: amerykańskim milionerem. Milionów tych nie zarobiłem, ale je posiadam”.
Po obejrzeniu programu w Moulin Rouge, gdy zakotwiczyliśmy na czas dłuższy w jednym z najpiękniejszych lokali, milioner zaproponował mi wypicie poimiennego. Paryż w nocy spodobał rnu się znacznie bardziej niż za dnia. Był zachwycony. Gdy byliśmy już ze sobą dobrze po imieniu, George powiedział:
„Jeśli przypłyniesz do Nowego Jorku lub San Francisco jako kapitan na statku, to urządzę ci taką podróż po Stanach Zjednoczonych, jaką ty mi urządziłeś po Paryżu”.
W chwili gdy kapitan Eustazy kończył swe opowiadanie i brał ponownie namiary na konstelację Oriona, w szczególności na gwiazdy Alnitax, Anilam i Mintak, w barze zjawił się asystent pokładowy z arkuszem papieru w ręce.
Kapitan Eustazy w tamtych czasach, nie wiedząc jeszcze, co go może spotkać od kapitana Mauritzena, wolał sam na osobności sprawę zbadać. Przeprosił więc swych gości i szybko ruszył na spotkanie asystenta pokładowego.
- Telegram do pana kapitana - zameldował asystent. Kapitan szybko przeczytał, podziękował asystentowi i trzymając świstek ostentacyjnie w dłoni, rozpromieniony wrócił do biesiadników.
- Proszę szanownych panów, pozwolę sobie jeszcze raz na chwilę wrócić do „mego” paryskiego milionera. Przed paru dniami wysłałem do Nowego Jorku telegram następującej treści: „Drogi George, przybywam do Nowegojorku jako kapitan polskiego transatlantykaKOŚCIUSZKO”. W tej chwili otrzymałem od niego odpowiedź, skierowaną do naszego agenta: POWIADOMIĆ KAPITANA S.S. KOŚCIUSZKO EUSTAZEGO BORKOWSKI, BĘDĘ NA NABRZEŻU Z ŻONĄ I DZIEĆMI. GEORGE.
Seans
W czarnej zydwestce, w czarnym płaszczu nieprzemakalnym i w długich gumowych butach wszedł podczas obiadu do salonu pierwszej klasy ociekający wodą asystent pokładowy.
W salonie przy obiedzie nie obowiązywały wieczorowe stroje, mimo to wszyscy biesiadnicy byli w nie ubrani. Panie prześcigały się w demonstrowaniu swych wdzięków, otulonych w różnokolorowe najdroższe tkaniny, przesycone wonnościami, od których asystentowi mąciło się w głowie. Czerń panów podkreślała tęczową barwność pań. Delektowano się tym, co już było na talerzach i myślano o tym, co jeszcze zostanie w dniu dzisiejszym podane, sądząc z lektury barwnych kart menu leżących przed każdym.
Przy upajających trunkach i melodii granej przez doborową orkiestrę okrętową sylwetka oficera pokładowego wydawała się zjawą z innego świata, w którym panują wichry i burze. Czarna, twardo ciosana postać sunęła wprost do kapitana transatlantyka „Kościuszko”, idącego z Gdyni do Nowego Jorku. Kapitan w pełnej gali siedział przy honorowym stole, mając za swe najbliższe towarzystwo żonę ambasadora, udającą się do męża na nową placówkę; obok niej widać było mundur attache wojskowego, podobnie jak i ona śpieszącego na nowe stanowisko.