Zamilkły rozmowy przy stołach, oczy wszystkich skierowały się na nowo przybyłą, groźną postać. Z siły blasku lamp, odbitego w kroplach wody na ubraniu oficera, można było wnosić, co się dzieje tam, na zewnątrz zacisznego, przepełnionego zapachami i muzyką salonu. Tarn, gdzie czuwają ludzie zakuci jak w zbroje w nieprzemakalne pancerze. Rycerze morza, w ich rękach spoczywa życie tych tak teraz beztrosko rozkoszujących się zabawą.
Czarna postać zasalutowała kapitanowi, meldując o tym, co się dzieje na oceanie:
- Sterujemy kursem Nord-Nord-West! Wiatr o sile pięć z Nord-Westu! Dryf i deklinacja bez zmiany. Barometr trzyma się. Niskie stratusy, deszcz, widzialność ograniczona do pięciu mil.
Kapitan z uwagą wysłuchał meldunku młodego oficera, po czym swym wielkim głosem powiedział:
- KochAAAny mój! Trzymać wszystko tak, jak do tej chwili! Zaraz po obiedzie do was przyjdę!
Trzymać wszystko tak, jak do tej chwili! - jak echo powtórzyła czarna postać w zydwestce, zasalutowała i zrobiła w tył zwrot, kierując się do wyjścia. Towarzyszyły jej spojrzenia wszystkich obecnych.
Asystent wrócił na mostek i podzielił się z oficerem wachtowym wrażeniem, jakie wywarł na pasażerach w salonie. Dodał przy tym, że przynosi nieodmiennie tę samą wiadomość od kapitana: „Trzymać wszystko tak, jak do tej chwili. Zaraz po obiedzie do was przyjde”.
Cała ta akcja, uprzednio przez niego zarządzona, miała na celu zrobienie przyjemności jemu samemu. Tym sposobem stawał się osobą wzbudzającą największe zainteresowanie wśród siedzących najbliżej niego. Jeśli istniała rzeczywista potrzeba obecności kapitana na mostku, to nie schodził z niego po kilka dni.
Teraz zaś wyjaśniał swoim sąsiadom przy stole:
- Mogę zawsze spokojnie tu siedzieć, bo oficerowie moi o każdej najmniejszej zmianie warunków nawigacyjnych meldują mi. Mogę spokojnie dowodzić tym statkiem, siedząc w salonie, bo wiem w każdej chwili, co się dzieje na morzu i ze statkiem, a to pozwala mi w porę wydać odpowiednie rozkazy.
Ciepła fala ufności zalała dusze pasażerów. Z takim kapitanem można bezpiecznie podróżować po morzu.
Następnego dnia kapitan na podwieczorku przyjmuje u siebie w kabinie kilka wybranych osób. Ciemne firanki nie przepuszczają światła dziennego. Przyćmiony blask lamp. Usługuje sam kapitan, nalewając z własnych zapasów najlepsze likiery i koniaki, podając czarną kawę. Rozmowa o wszystkim i o niczym do czasu, aż wszyscy zżyją się ze swymi miejscami, ocenią dobroć trunków i ich działanie. Błogie rozleniwienie ogarnia gości kapitana. Zmienia się oświetlenie. Obecni nie mogą teraz widzieć dokładnie swych twarzy, oświetlona jest wyłącznie zastawa.
Gospodarz znów się krząta, dolewa znane mu dobrze nektary. Po chwili słychać głębokie dźwięki gitary, trzymanej w doświadczonych rękach kapitana. Melodia usposabia do marzeń, każe słuchać i zapominać o wszystkim. Wśród dobranych do brzmienia głosu kapitana akordów słychać urywane zdania, wypowiadane półgłosem:
- Wszyscy jesteśmy pomiędzy Starym i Nowym Światem... (głęboki akord gitary) ... zawieszeni wśród głębin morskich... (jeszcze głębszy ton gitary)... Wszyscy tutaj zebrani dążymy razem, ale każdy z osobna do innego celu... (lekki rytm marsza)...Jesteśmy pełni wiary i poświęcenia... Każdy z nas pragnie wypełnić swój obowiązek jak najlepiej... Poświęcenie niektórych przerasta swym ogromem zwykłe codzienne sprawy i trudy...
Struny gitary, prowadzone pewną ręką kapitana, wyczarowują dokładniej ogrom wysiłku i poświęcenia, niż to mogą wyrazić słowa.
Naraz w dźwięki te wplatają się melodie starych i nowych modnych kołysanek. Struny wydają się szeptać: „Zaszło już słonko wśród różanych zórz, klęknij, dziecino, i rączki złóż...” A po chwili: „Śpij, mój synku...” Każda matka, która pozostawiła swe dzieci na nieosiągalnym dla niej w tej chwili lądzie, z drżeniem serca słucha tej melodii. Nagle zmienia się ona w bohaterski marsz, w ślad za nią idą słowa:
- Pani ambasadorowa porzuca swe dzieci... (akord mówi o tym, jak rwie się i szarpie serce matczyne) ...idzie tam, dokąd jej obowiązek Polki iść każe: hen, za ocean, na placówkę... Dla ojczyzny poświęca to, co ma najdroższego, pozostawia kraj (czego nie potrafią powiedzieć słowa kapitana, mówi gitara)...
Pani ambasadorowa czuje się w tej chwili bohaterką. Nie widać rysów jej twarzy. Widać jedynie przyciśniętą do oczu chusteczkę. Teraz już tylko struny mówią, co czuje pani ambasadorowa.
Melodia się zmienia. Z oddali suną pułki kawalerii. ,Jak to na wojence ładnie...” mówi gitara. „O mój rozmarynie...” - słychać szczęk oręża i galop koni. W marsz kawaleryjski, grany z całą mocą, wplatane są urywki słów, mówionych przez struny, ale we wspomnieniach attache wojskowego przewijają się marsze, pełne trudu i znoju bitwy, w których brał udział, chwile otrzymywania odznaczeń za czyny bojowe... W szumie defilującej kawalerii słychać słowa kapitana o porzuconym dla nowej pracy kraju...
Attache jest nie mniej wzruszony niż pani ambasadorowa i cieszy się, że światła zostały jeszcze bardziej przyćmione. Dźwięki strun przenikają kolejno każdego, trafiają do serc wybraną przez kapitana drogą. Wszyscy zostają oczarowani, czują się bohaterami chwili.
Melodie utrwalają w pamięci to, co się oficjalnie nazywa „podwieczorek u kapitana”. Prawie każdy z obecnych dziwi się w duchu: kim jest ten człowiek? Kapitanem? Wielu z pasażerów spotkało w swym życiu co najmniej kilku kapitanów, ale ten jest kimś innym, chyba - Szamanem Morskim....
Żywa pomoc nawigacyjna
Pomoce nawigacyjne - to wydawnictwa książkowe; zawierające opisy mórz i oceanów, spisy latarni, roczniki astronomiczne, tablice pływów itp. Wszystko to służy nawigatorom do odpowiedniego wyboru drogi, by dojść bezpiecznie do „portu docelowego”.