- Pani Klaudio - zawołał, gdy ją odnalazł - czy może mi pani powtórzyć, MNIEJ WIĘCEJ chociaż, co kapitan mówił do mnie w chwili, gdy weszła pani do kabiny? Nie zrozumiałem nic oprócz jednego słowa: KOCHAAANY. Starszy oficer żąda, abym mu koniecznie powtórzył cały rozkaz kapitana!
- Niech się pan asystent nie martwi - powiedziała pani Klaudia z miłym uśmiechem, domyślając się, że Henio padł ofiarą często powtarzanego dowcipu oficerów. - Proszę uważnie słuchać, kapitan powiedział tak: „Kochany mój, proszę mi zameldować zakończeniewyładunku z pierwszej ładowni, zakończenie wyładunku z drugiej ładowni, zakończenie wyładunku z trzeciej ładowni. Jeżeli nie będziecie czegoś wiedzieli, to natychmiast proszę przyjść do mnie i MNIE spytać, pomimo obecności pana ambasadora”. To wszystko.Po pana wyjściu to ostatnie polecenie powtórzył bardzo wyraźnie panu ambasadorowi. „Dziękuję, kochAAAny mój!” - zakończyła swe przemówienie pani Klaudia, naśladując świetnie głos kapitana Eustazego.
Po wysłuchaniu tych krzepiących słów Henio odzyskał werwę i humor. Rączo ruszył do starszego oficera, czując się wyratowany z beznadziejnej otchłani, w którą wpadł tak niespodziewanie. Idąc, błogosławił w myślach panią Klaudię jako przez Opatrzność zesłaną ŻYWĄ POMOC NAWIGACYJNĄ. Czuł, że nad pokładem unoszą go skrzydła niewysłowionej radości. Przy ich pomocy znalazł się przed starszym oficerem, udającym wciąż jeszcze mocno zafrasowanego brakiem rozkazów od kapitana.
Z nutą wielkiego zadowolenia w głosie meldował:
- Kapitan powiedział: „Kochany mój, proszę mi meldować zakończenie wyładunku z pierwszej ładowni, zakończenie wyładunku z drugiej ładowni, zakończenie wyładunku z trzeciej ładowni. Jeżeli nie będziecie czegoś wiedzieli, to natychmiast proszę przyjść do mniei MNIE spytać, pomimo obecności pana ambasadora”.
Wielkie było zdumienie oficerów. Niedowierzająco patrząc na SZÓSTEGO, doszli do przekonania, że tak przebiegłego najmłodszego oficera pokładowego w swoim życiu jeszcze nie spotkali. Ponieważ byli to ludzie w takich sprawach pozbawieni litości, orzekli natychmiast, że ten rozkaz jest chyba z palca wyssany, bo miałby sens tylko wówczas, gdyby pan ambasador został na noc. Rozpoczęli bowiem wyładunek niedawno i wyładunek z trzeciej mogą zakończyć najwcześniej po północy, a może nawet nad ranem.
- Ale skąd pan tak dokładnie teraz wie, co kapitan panu powiedział? Przed chwilą mówił pan nam, że nie zrozumiał z jego przemówienia ani słowa. Poprosił pan rnoże pana ambasadora, by panu powtórzył?
Zdetonowany tymi drwiącymi uwagami Henio zamilkł. Miał zamiar zataić nowo odkrytą pomoc nawigacyjną, ale jego poprzednie oświadczenie o „nosowej” mowie kapitana wykluczało obecnie tłumaczenie, że na przykład cudem odzyskał świadomość po oszołomieniu spowodowanym pierwszym spotkaniem z kapitanem Eustazym, i to w obecności ambasadora. Bezlitośnie nękany pytaniami kolegów przyznał się, że to, co do niego mówił kapitan, przetłumaczyła mu stewardesa Klaudia.
- Zauważyłem, że była w kabinie kapitana, gdy ten wydawał mi polecenia.
Dowiedział się potem, że pani Klaudia RUTKOWSKA jest wdową, zna trzy języki obce i nosowy kapitana Eustazego, że ma w swej pieczy kabiny pasażerów kabinowych i kabinę kapitana.
Na mostku prawą ręką do wszystkich kabaretowych nieomal poczynań kapitana Eustazego był sternik August BUDZISZ, marynarz z wieloletnią praktyką na niemieckich statkach handlowych. „Nadsternik” ten z pobłażliwą wyrozumiałością brał teraz udział w FACECJACH kapitana Eustazego, wyprawianych przed pasażerami. Naśladował nawet sposób chodzenia kapitana, czyli Starych Wilków Morskich Siedmiu Mórz, nie odrywając pięt od pokładu, by nie stracić z nim kontaktu przy wielkich przechyłach. Podobnie jak kapitan Eustazy, poruszał się na mostku jak gdyby na nartach. Poza zasięgiem wzroku kapitana i na rodzinnym Helu August chodził normalnie.
W kabinie kapitana Eustazego sternikiem usiłowała być pani Klaudia. Jej wysiłki, by zmniejszyć bojaźń kapitana Eustazego przed żoną, nie odnosiły większego skutku. NIKT bowiem i NIC nie mogło powstrzymać kapitana od REPREZENTACJI. Hojnie rozdawał butelki koniaku lub kartony z papierosami. W wyniku tej szczodrobliwości mógł kapitan Eustazy wręczać żonie na życie tylko nikłe szczątki swych miesięcznych poborów.
Dla wielu pasażerek kabinowych, pierwszy raz podróżujących statkiem przez ocean, była pani Klaudia wyrocznią w sprawach okrętowego SAVOIR \HVRE'U. Posiadając cechy idealnej stewardesy: takt, wyobraźnię i dobre serce oraz hołdując dewizie: GRZECZNOŚĆ JEST TYM DLA UMYSŁU, CZYM WDZIĘK DLA TWARZY, okazywała się przez całą podróż przemiłą doradczynią oddanych jej pieczy pasażerek.
Pani Klaudia była nieomylna w doborze koloru sukni dla każdego oświetlenia i odpowiedniej do niej biżuterii. Znała też tajemnice drogich kamieni. Twierdziła, że szafir oznacza żal, diament - niewinność, topaz - powodzenie, szmaragd - szczęśliwą miłość, opal - zmienność, a nawet nieszczęście, niekiedy nadzieję, malachit przepowiada pomyślność.
Pasażerka wzbudzająca w salonie okrętowym uznanie i zachwyt swym wyglądem - dzięki uczesaniu, toalecie i ozdobom - pozostawała bardzo długo wdzięczna pani Klaudii i jeśli to było możliwe, zapraszała ją do swego domu.
Nie posiadała pani Klaudia urody. Ale gdy schodziła ze statku”na ląd w doskonale skrojonym i z najlepszego materiału ubiorze, świetnie dostosowanym do pory roku i dnia, a także do jej dojrzałego wieku - wyglądała jak gdyby wycięta z najnowszego żurnalu.
W Polsce pani Klaudia w każdym domu wręczała na odchodnem pokojówce podającej jej okrycie dwadzieścia złotych. Tak hojnie obdarowana panna (stanowiło to nieomal całą jej miesięczną gażę) była przekonana, że miała zaszczyt usłużyć co najmniej milionerce. Podziw pokojówki był tym większy, gdy się dowiadywała, że domniemaną milionerką była tylko stewardesa kapitana Eustazego.
Jak poczwarka zmienia się w motyla, tak Henio BORAKOWSKI, urodzony 2 lipca 1907 roku w Szawlach na Litwie, szósty oficer na „Kościuszce”, zaczął pełnić wiele innych, pokrewnych z tym zawodem funkcji, pływając w charakterze marynarza i oficera do 1935 roku.