Выбрать главу

- Jeśli będzie nadzieja uratowania - instruował w ostatniej chwili - weźmiecie hol! Widzę, że kochacie statki i że zrobicie wszystko, by uratować ten parowiec.

Pomimo szalejącego sztormu i śnieżycy nowa załoga statku „Horst Wessel” przyjęła hol i podniosła na rufie polską banderę.

Sztorm przybierał na sile. Fala wzrastała. Po sześciu godzinach hol pękł i „Horst Wessel” zniknął w śnieżycy. Nowa załoga wystrzeliła rakietę, by dać znać, w którym miejscu się znajdują. Kiedy „Kościu­szko” zbliżył się do trawlera, otrzymał wiadomość, że woda zalała magazyn z karbidem używanym do oświetlenia i że wody wciąż przybywa. Kapitan uznał sytuację za zbyt niebezpieczną ze względu na możliwość wybuchu i kazał całej czwórce wrócić na „Kościu­szkę”.

Witając przybyłych z powrotem na pokład, powiedział:

- KochAAAni moi! Pod moim dowództwem nauczyliście się kochać każdy statek. Dziękuję wam za wykazaną prawdziwą miłość marynarza do swego domu, na którym przebywa morza i oceany.

Oficer, który słuchał tego przemówienia, powiedział z żalem w głosie:

- Gdyby pan kapitan zaczarował MATKĘ MORZE, to na pewno ten statek by ocalił.

Spod wielkiej czapy Szamana padła odpowiedź:

- KochAAAny mój! Lepiej byś głupstw nie gadał!

Zaćmienie Szamana

Do największych lingwistów świata należałoby zaliczyć Adolfa Ardschullera, pomocnika intendenta na naszym transatlantyku „Kościuszko”. Wybił się pan Adolf dzięki swemu wielkiemu poczu­ciu humoru, błyskawicznej orientacji i dwóm metrom wzrostu, toteż jego rozmowy z kapitanem Eustazym Borków kim toczyły się na jednakowym poziomie.

Jedną z najbardziej popisowych ról kapitana Eustazego bylo demonstrowanie liczby znanych przez niego języków obcych. Dane na ten temat zmieniały się w zależności od humoru, fantazji i oko­liczności.

W przeddzień wyjścia „Kościuszki” w jedną z podróży w latach 1932-1934 kapitan Eustazy podejmował kilka znakomitych osób w barze okrętowym. Irn wybitniejsze podejmował osobistości, tym większe miał chęci zademonstrowania swych niecodziennych i nie­kiedy osobliwych zdolności jako kapitan statku. Po uświadomieniu obecnych, jak wielkie ciążą na nim obowiązki związane z prowadze­niem codziennej korespondencji statkowej, dla której jednak nie chciał opuszczać swych przemiłych i kochanych gości, kapitan Eus­tazy postanowił na poczekaniu wyczarować wspaniałą scenę z dyk­towaniem stenograficznych listów. Najsłabszym punktem zamierzo­nego widowiska w jednej odsłonie była niemożność powiadomienia i przygotowania do niego drugiego aktora w osobie pomocnika intendenta, Adolfa Ardschullera. Zawezwany przez stewarda, zgod­nie z rozkazem kapitana, pan Adolf zameldował się z PRZYBORAMI PISEMNYMI w barze.

Ardschuller, pilnie w tej chwili potrzebny kapitanowi do odegra­nia kluczowej roli wielkiego lingwisty, był naturalnie przez kapitana „kochany”, co z ust jego własnych usłyszał:

- KochAAAny mój, nie mogłem opuścić tak miłego towarzystwa i wobec tego wezwałem ciebie. Podyktuję ci kilka listów, będziesz je szybko stenografował, by jak najmniej zabrały mi czasu, a są bardzo pilne.

Adolf Ardschuller pojęcia nie miał o stenografii, ale pływając pod rozkazami Eustazego Borkowskiego nauczył się już wielu rzeczy, a przede wszystkim: nie przeciwstawiać się żadnemu ZŁU wynikają­cemu z niespodziewanych i osobliwych zachcianek natchnionego kapitana.

Kapitan wiedział, że Adolf, znając niemiecki i angielski, zupełnie nie zna stenografii, w związku z czym obawiał się z jego strony wybuchu bezmyślnej szczerości. Mimo to nakazał:

- KochAAAny mój, a więc stenografuj!

I kapitan zaczął szybko w swoim nosowym języku dyktować po niemiecku list do Hamburga w sprawie przysłania ofert na nowe kotwice. W galopie wyrzucanych słów kapitan nie zapomniał wtrącić pytania po polsku:

- KochAAAny mój, zanotowałeś?

Rzadkie włosy na głowie pana Adolfa w pierwszej chwili zjeżyły się na wiadomość, że ma stenografować, i już miał na języku przepro­siny, że stenografii nie zna, ale ten moment osłupienia, dostrzeżony w porę przez kapitana, został zalany potokiem niemczyzny znanej Adolfowi. Ardschuller wiedział, że sprawy tego rodzaju załatwia inspektorat linii bez udziału statku czy kapitana, i to w Danii, zorientował się więc, że ma w tej chwili GRAC rolę świetnego ste­nografa, że scena z listami jest stworzoną przez kapitana nową jego FATAMORGANĄ.

- KochAAAny, dopisz, że sprawę należy traktować jako bardzo pilną.

Adolf wpadł już w rytm kapitana i jak echo powtórzył po pol­sku:

- Jest, traktować jako bardzo pilną - akcentując to jeszcze raz silniej po niemiecku. Błogi uśmiech zadowolenia przeleciał przez twarz kapitana Eustazego. Ardschuller wgryzł się w wyznaczoną mu rolę.

- Teraz drugi list, mój kochAAAny.

Adresatem była stocznia we Francji, gdzie kapitan chciał dokować  „Kościuszkę” w najbliższej przyszłości, jeszcze w tej podróży. Ardschuller o francuszczyźnie miał mgliste pojęcie, ale stawiane przez niego na papierze „robaczki” mogły równie dobrze zawierać tekst francuski, jak każdy inny. Stawiał je nawet szybciej, niż kapitan dyktował. Jedyne słowo zrozumiałe z tego listu brzmiało: CHERBOURG. Tam właśnie kapitan Eustazy zdecydował dokować „Koś­ciuszkę”, choć wiadomo było, że dokowanie odbędzie się w Gdań­sku.

- Zanotuj, kochAAAny: SPRAWĘ TRAKTÓWAĆ JAKO WYJĄT­KOWO PILNĄ.

List do Sewilli nie wywołał już w panu Adolfie żadnych wewnę­trznych oporów. Ponieważ nie rozumiał ani jednego słowa padają­cego z ust kapitana, mógł, „stenografując”, całym sercem oddać się stawianiu najbardziej wymyślnych znaków. Gdy kapitan zamilkł - dając mu tym samym do zrozumienia, że musi list pokwitować - Ardschuller powiedział:

- Jest, panie kapitanie: WYJĄTKOWO PILNE.

Po chwili z zachwytem wysłuchał i zanotował w postaci paru esów-floresów nowy adres: ILUSTRISSIMO SENHOR DOCTOR FREDERICO DE OLIYIERA. TRAYESSA SANTA CATARINA. TRINTA SETĘ LISBOA PORTUGAL.

I dalej: EXCELENTISSIMO SENHOR DOCTORl

Wiedział teraz, że pisze list po portugalsku, i z nabytą już wprawą stawiał znaczki „stenograficzne”. Odtwarzał w nich mimo woli widziane niegdyś pismo arabskie i sanskryt. Rzecz najważniejsza, że stawiał je już pewnie i sprawnie.

Między wznoszonymi od czasu do czasu przez kapitana toastami na cześć przemiłych i kochanych gości a słowami nowego listu wyłowił znajome STOCKHOLM. Wynikało z tego, że „stenografuje” teraz po szwedzku. Chcąc ożywić monotonię „robaczkowania”, zadał kapitanowi pytanie: