Выбрать главу

- Czy to pismo, panie kapitanie, również traktować jako PIL­NE?

- KochAAAny mój, jak możesz o to pytać? Sam widzisz, wynika to z treści listu, a przecież w żadnym wypadku - gdyby to nie było aż tak pilne - nie nudzilibyśmy tą korespondencją naszych kochanych gości.

Z wdzięcznej i melodyjnej włoskiej mowy pan Adolf wyłowił nazwę miasta Genova la Superba. Poza tym żadnych trudności i ten list mu nie nastręczał.

W liście do Halifaxu w Kanadzie kapitan wyznaczał komisję eks­pertów dla powtórzenia orzeczenia w sprawie szkód po sztormie w poprzedniej podróży, ponieważ popełniono kilka nieformalności, które w najbliższej podróży musiały być wyjaśnione. Stenografując to polecenie, Ardschuller nie mógł sobie przypomnieć ani sztormu, ani komisji w Halifaxie, podziwiał natomiast w duchu inwencję kapitana Eustazego. I znów w odpowiednim momencie służbiście skandował: - Jest, panie kapitanie, BARDZO PILNE.

Trudno było odgadnąć, ile jeszcze takich pilnych korespondencji kapitan Eustazy miał w zanadrzu. Po tym liście ogólne zdumienie ogarnęło „kochanych gości”, przed którymi kapitan demonstrował swe lingwistyczne i pisarskie zdolności. Zdumienie ich jednak sku­piło się w zupełnie innym kierunku. Goście wiedzieli, że kapitan zna kilkanaście języków, ale zdolności urzędnika znającego tyle języków z umiejętnością ich stenografowania stawiały go w jakiejś niespoty­kanej dotychczas pozycji unikatu i sławy lingwistycznej. Orzeczenia dostojnych gości były zgodne i jednogłośne, że urzędnik o takich wyjątkowych zdolnościach marnuje się na tym statku, zamiast odgrywać jakąś dominującą rolę na placówce dyplomatycznej. Co gorsza, niektórzy goście zaczęli już mieć w stosunku do niego swoje zamiary.

Nieprzewidziany kierunek zainteresowań gości zmusił kapitana do natychmiastowej reakcji. Zamiast nowego listu w jakimś innym języku, Ardschuller usłyszał rozkaz, już w języku polskim, podany dosyć wyraźnym, nienosowym głosem:

KochAAAny mój, zajmiesz się niezwłocznie napisaniem tych listów na maszynie, z odpisami dla dyrekcji w Warszawie, dla Biura Portowego w Gdyni i dla statku. Zameldujesz mi, gdy będą gotowe do podpisu.

Tak jest, panie kapitanie! Zameldować, gdy będą gotowe do podpisu.

Pan Adolf wrócił z baru blady i zdenerwowany. Na pytania inten­denta i kolegów, co się stało, nie dawał na razie odpowiedzi. Po jakimś czasie sam do siebie wyszeptał:

- Wyleje mnie, jak dwa razy dwa cztery!

- Za co? - zaniepokojonym głosem spytał intendent.

Za co? Za to, że g o ZAĆMIŁEM. W ciągu tych kilkunastu minut nauczył mnie języków: francuskiego, hiszpańskiego, portugalskiego, szwedzkiego i włoskiego. Nauczył stenografować w tych wszystkich językach jak również w niemieckim i angielskim! ON przecież ste­nografować  nie  umie, więc go przed gośćmi zaćmiłem tą stenografią. Teraz mnie wyleje.

Nie wylał. Kapitan Eustazy w tym wypadku okazał się wielko­duszny i za ten występ stenograficzny obdarował pana Adolfa kar­tonem papierosów „Lucky Strike”, a zdolności lingwistyczne-steno­graficzne Adolfa Ardschullera, pomocnika intendenta na „Kościusz­ce”, były jeszcze nieraz przedmiotem podziwu w mesach naszych transatlantyków.

Oko Szamana

Pisząc to pojęcie: OKO Szamana, mam na myśli służbę na statku zwaną „oko”, w tym wypadku pełnioną na naszym wspaniałym transatlantyku „Kościuszko”, dowodzonym przez NADKAPITANA Eustazego Borkowskiego w drodze do Halifaxu w Nowej Szkocji w 1933 roku.

OKO od zamierzchłych czasów należało w nawigacji angielskiej do tak zwanych czterech L, dzięki którym można było wyznaczyć pozy­cję statku na morzu. Były to: LATITUDE - szerokość geograficzna, LONGITUDE - długość geograficzna, LEAD - sonda ołowiana oraz LOOK-OUT - wypatrywanie, czyli OKO. Z tej czwórki na literę L najstarsze było LOOK OUT. Człowiek, gdy zbudował pierwsze COS, żeby mógł przepłynąć z jednego lądu na drugi - musiał tego lądu niekiedy pilnie wypatrywać, by do niego trafić. W tym wypadku, jeśli był sam jeden, właśnie to WYPATRYWANIE było czynnością i zara­zem funkcją, którą nazwano z czasem OKO. Gdy zbudował COŚ, co mogło nieść na sobie większą liczbę ludzi, to jeden z nich - wypa­trujący lądu, do którego zdążali - pełnił funkcję zwaną OKO.

To OKO przez wiele wieków było najważniejsze, szczególnie w okresie zwanym WIELKIE ODKRYCIA. Marynarz, który pierwszy zameldował spostrzeżony przez siebie, długo wypatrywany ląd, otrzymywał podobno sute wynagrodzenie. Ale wiemy też, że peł­niący NA OKU służbę marynarz w wypadku zaśnięcia i przyłapania go na tym miał dwie drogi do wyboru - według „praw” zawartych w księdze Orders for War sporządzonej przez Sir Thomasa Dudleya na rozkaz angielskiego króla Henryka VIII, miłościwie panującego w Anglii w latach 1509-1547: umieszczony w koszu zawieszonym na końcu bukszprytu [poziomego masztu wystającego ukośnie do góry przed dziób na żaglowcu] otrzymywał bochenek chleba, antałek piwa i nóż. Mógł zjeść chleb, wypić piwo i czekać na śmierć głodową lub po zjedzeniu tych specjałów (jeśli apetyt mu służył) przeciąć linę utrzymującą kosz nad wodą i pogrążyć się syty w morzu.

Czasy jednak się zmieniły.

Jeden z naszych znanych kapitanów wspomina w swych pamięt­nikach, że gdy po raz pierwszy po skończeniu Korpusu Gardemarinów objął na wojennym okręcie wachtę oficera nawigacyjnego i zastał pełniącego służbę NA OKU marynarza śpiącego, w swym „świętym oburzeniu” - i mając w pamięci „przykazania Henia Ósmego” - obudził go pięścią. Za co, mimo że załoga okrętu była po stronie oficera, jako że marynarz ten był wielkim ladaco, dowództwo okrętu udzieliło gorliwemu oficerowi ostrej nagany.

Na naszym wspaniałym żaglowcu szkolnym LWÓW w latach 1921-1922 po zachodzie słońca pełniliśmy na baku - tak w owych czasach nazywano dziób żaglowca - służbę NA OKU. Po usłyszeniu godziny wybitej na dzwonie okrętowym OKO miało za zadanie sprawdzić, czy wszystkie liny od żagli zamocowane na baku są w porządku i czy światła POZYCYJNE (CZERWONE z lewej burty, ZIELONE z prawej) palą się dostatecznie jasno. Obserwacje te nale­żało przekazać oficerowi pełniącemu służbę na rufie „Lwowa”, wyś­piewując głośno: „NA BAKU WSZYSTKO W PORZĄDKU! LAMPY SIĘ PALĄ!!!” W krótkim czasie jednak skasowano pierwszą część tej śpiewki, wobec czego zostały już tylko same LAMPY, które się palą.