Выбрать главу

- Pół stopnia w prawo!

Bez chwili wahania nadsternik ryczał pełną piersią:

- Pół stopnia w prawo, panie kapitanie! Jest pół stopnia w prawo,panie kapitanie!

- Tak trzymać! - huczał dalej kapitan.

- Tak trzymać! - takim samym tonem odkrzykiwał nadsternik. Potem następowała wymiana słów zrozumiałych tylko dla nich obu:

- Jak ciągnie? -J ak słucha? - Jak steruje?

- Jak patrzy?

August, i jedynie August Budzisz, sternik nad sternikami, wie­dział, co odpowiedzieć na te pytania po zmianie kursu na pół stopnia w prawo lub w lewo, pamiętając przy tym, co trzeba trzymać naprawdę, by statek przeszedł przez cieśninę.

WIDZOWIE, w osobach sekretarza Związku Literatów Wojewódz­twa Pińskiego, radcy ambasady, słynnego hodowcy i właściciela stajni zarodowej oraz prezeski oddziału „Sokoła” w Chicago, nasy­ceni do „niemożebności” podziwem dla sztuki nawigowania kapi­tana Eustazego, zeszli z mostku. Zsztdł ze steru sternik August. Minięto przylądek Wrath; przed statkiem leżał Atlantyk ze sztor­mami i ewentualnymi polami lodu, które nie mniej od gór lodowych niepokoiły kapitana.

Obserwując ocean przez iluminator swej kabiny, Eustazy zauważył mijający „Kościuszkę” statek. Statek, jeśli szedł kontrkursem, miał najświeższe wiadomości o stanie lodów, które w tym okresie mogły być na kursie do Nowej Fundlandii. Kapitan już dołożył do swego wieńca nowy liść wawrzynu za kolejną rolę w scenie, w której powie wobec pasażerów wszystko o stanie gór lodowych - na podstawie obserwacji lotu ptaków, barwy obłoków oraz zapachu powietrza i jego temperatury. Oczywiście, wiadomości oparte na takich podsta­wach oczarują zupełnie każdego z pasażerów, ustalając jego sławę nawigatora nad nawigatorami.

Gwizdek dołączony do rury głosowej łączącej mostek z koją kapi­tana wezwał oficera wachtowego do „mównicy”.

- Podać mi natychmiast nazwę statku, który nas mija z lewej burty - zahuczał w rurze głos kapitana.

Pełniący na mostku służbę oficer imieniem Hilary zdumiał się i stał bezradny z rurą zastygłą w ręce, która zlodowaciała z powodu niewykonalności rozkazu.

Hilary nie miał wyobraźni ani poczucia humoru sternika Augu­sta.

- Tak jest, panie kapitanie, podać nazwę statku, który nas mija kontrkursem z lewej burty - powtórzył i natychmiast zwrócił się do asystenta pełniącego z nim służbę:

- Panie Jasiu, niech pan odczyta nazwę statku i zamelduje kapi­tanowi.

Jaś, prawie dwumetrowy asystent, popatrzył na Hilarego z niedo­wierzaniem, wzruszył ramionami,, ale posłusznie złapał najlepszą lornetkę i po zbadaniu dymu statku meldował:

- Żaglowiec to nie jest... ma komin pomiędzy dwoma masztami i prawdopodobnie cztery ładownie. Gdyby odległość była dwa razy mniejsza, i wówczas nie potrafiłbym nic powiedzieć ponad to.

Nowy gwizd z „mównicy” wróżył przynaglenie rozkazu. Hilary przyłożył ucho i usłyszał następujące zdanie:

No, jak długo będę czekał na podanie nazwy tego statku? Ślepi oficerowie stoją na mostku!

Tak jest, panie kapitanie, zaraz podamy nazwę statku!

- Panie Jasiu - załamał ręce nieporadny w takich okolicznościach Hilary - skombinuj pan cośkolwiek, bo jak wTleci na mostek, to nas rozniesie. Niech Opatrzność czuwa nad nami!

Jaś złapał lornetkę i nic więcej ponad dym ze statku nie widząc, wyrecytował głośno:

- PROVIDENCE!

Było to usłyszane przed chwilą, a przetłumaczone na angielski słowo: OPATRZNOŚĆ.

Patrząc wciąż w lornetkę i widząc już tylko niebo, Jaś powtórzył głośno i dobitnie, by uspokoić Hilarego:

- Tak, widzę dokładnie, to „Providence”.

Rumieńce wróciły na twarz Hilarego. Uradowany zagwizdał ener­gicznie w „mównicę” kapitana i po chwili zameldował:

- To jest „Providence”, panie kapitanie.

Obaj zadowoleni z siebie oficerowie zatarli jak na komendę ręce z uciechy, że wykołowali Szamana, i wszczęli ożywioną rozmowę na tematy milsze niż szamanizm.

Nowy gwizd z „rozmównicy” zgasił blask słońca. Na swoje: „Tak jest, panie kapitanie!” - usłyszał Hilary rozkaz:

- Niech pan przyśle asystenta do mnie.

- Tak jest, przysłać asystenta natychmiast, panie kapitanie. Panie Jasiu, niech pan idzie do kapitana. Natychmiast!

Nogi lekko ugięły się Jasiowi na sarną myśl o rozmowie z kapita­nem, którego tylko niekiedy mógł zrozumieć, a pytania były więcej niż nie wskazane, bo rozjątrzały kapitana tak silnie, że nawet nie­liczne słowa zamieniały się w nosowy bełkot, gdy kapitan mówił w afekcie.

- Tak jest, panie kapitanie! - zameldował się Jasio u kapitana Eustazego, nie wiedząc, co go czeka.

- Niech pan to zaniesie do radiostacji! - i kapitan wręczył Jasiowi telegram.

Wiedziony złym przeczuciem, asystent po drodze odczytał treść telegramu i na odmawiających mu posłuszeństwa nogach z trudem dobrnął do drzwi radiostacji. Telegram był do kapitana statku „Providence”, a jego treść brzmiała następująco:

POZDROWIENIA PROSZĘ PRZYJĄĆ OD KAPITANA EUSTA­ZEGO BORKOWSKIEGO, KTÓRY PO RAZ TRZYDZIESTY CZWARTY PRZEKRACZA ATLANTYK NA TRANSATLANTYKU S.S. KOŚCIUSZKO. CAŁA ZAŁOGA W LICZBIE STU DZIEWIĘĆ­DZIESIĘCIU SIEDMIU OSÓB ORAZ PASAŻEROWIE W LICZBIE SZEŚCIUSET DWUDZIESTU PIĘCIU OSÓB PRZESYŁAJĄ KAPITA­NOWI ŻYCZENIA WESOŁEGO ALLELUJA Z OKAZJI ZBLIŻAJĄ­CYCH SIĘ ŚWIĄT WIELKANOCY. BĘDĘ BARDZO ZOBOWIĄ­ZANY ZA WIADOMOŚCI DOTYCZĄCE ZASIĘGU I SZYBKOŚCI POSUWANIA SIĘ PÓL LODOWYCH I GÓR LODOWYCH W CIEŚ­NINIE DAYISA ORAZ W REJONIE NOWEJ FUNDLANDII.

EUSTAZY BORKOWSKI

KAPITAN T.S.S. KOŚCIUSZKO

Młodość i niedoświadczenie podszepnęły mu myśli dodające otu­chy. Może w rejestrze statków w ogóle nie ma nazwy „Providence”? Gorączkowo zaczął sobie przypominać. Ale mógł nie zapamiętać, przeoczyć. Nie interesował się wówczas statkiem o nazwie „Providence”. Pociechą była nadzieja, że będący na służbie telegrafista może nie odbierze tego telegramu na statku, o którym nie tylko nie wiadomo, gdzie jest, ale nie wiadomo, czy jest w ogóle.