Выбрать главу

Uspokojony tymi myślami, oddal telegram radiotelegrafiście Tadeuszowi, który mial do tego stopnia rozbudzoną wyobraźnię, że dokonywał często rzeczy prawie niemożliwych, wyszukując w eterze najbardziej odległe statki i nawiązując z nimi łączność. Wyznał Tadziowi, co zaszło, i powiedział, że jego najgorętszym życzeniem jest, by telegram ten nigdy nie dosięgnął adresata.

Wychodząc z radiostacji, Jaś powierzył się Opatrzności i po powro­cie na mostek dokładnie wtajemniczył Hilarego w treść wysłanego przez kapitana telegramu. Obaj oficerowie wachtowi mimo słonecz­nego dnia widzieli nad sobą jedynie groźne, czarne chmury.

Tadzio, podniecony trudnościami wywołania statku nie wiadomo gdzie przebywającego, zabrał się gorliwie do poszukiwania go w eterze. Ku jego zachwytowi taki statek istniał i on go odnalazł. Z wrodzoną służbistością przekazał koledze radiotelegrafiście z „Providence” telegram kapitana Eustazego. Po dwudziestu minutach Tadzio otrzymał odpowiedź, którą musiał odnieść kapitanowi, zawiadamiając jednocześnie obu oficerów wachtowych o treści tele­gramu, by ich przygotować do ewentualnej obrony przed kapita­nem.

Treść telegramu do kapitana Borkowskiego była następująca:

KAPITAN EUSTAZY BORKOWSKI - DOWÓDCA T.S.S. KOŚCIU­SZKO. SERDECZNIE DZIĘKUJĘ PANU ZA ŻYCZENIA WIELKA­NOCNE I JEDNOCZEŚNIE PRZESYŁAM MOJE NAJLEPSZE PO­ZDROWIENIA DLA PANA, PASAŻERÓW I PAŃSKIEJ ZAŁOGI. CO DO ZAPYTANIA O POŁOŻENIE GÓR LODOWYCH I PÓL LODO­WYCH NIE MOGĘ ZADOWOLIĆ PANA ODPOWIEDZIĄ, MÓJ STATEK BOWIEM, NA KTÓRYM JESTEM KAPITANEM OD LAT KILKUNASTU, STALE KURSUJE NA TRASIE MARSYLIA - AL­GIER - CASABLANCA. NIE BYŁO JESZCZE WYPADKU, ABY GÓRY LODOWE POJAWIŁY SIĘ NA TYCH WODACH.

Z NALEŻNYM SZACUNKIEM

KAPITAN PROVIDENCE

Obaj oficerowie zaczęli już obliczać, ile mają odłożonych pienię­dzy na dalsze bytowanie na lądzie oraz ile czasu będą musieli czekać na nową pracę. Potem pocieszali się, że za burtę zaraz nie wyrzuci, a czas powinien dopomóc i jakoś to będzie. Myśli obu oficerów zostały przerwane nagłym ukazaniem się kapitana Eustazego w „ognistej postaci”. Przedtem z łoskotem i pasją zamknął drzwi kabiny.

- Kto odczytał napis na statku? - przede wszystkim zechciał wie­dzieć kapitan.

Z tytułu starszeństwa oficer wachtowy musiał odpowiedzieć na to pytanie.

- Asystent, panie kapitanie, odczytał nazwę na moje polecenie, choć wiedziałem, że nie można tego dokonać nawet przy pomocy najlepszej lornetki - przyznał się Hilary.

- Ha! - kapitan Eustazy nabrał powietrza. - Czy była użyta luneta okrętowa?

Obaj oficerowie dobrze się orientowali, że lornetka znacznie lepiej nadawała się do odczytywania i badania horyzontu od lunety, ale Hilary zdecydował się nie przyznawać, że wie o tym, by nie rozdraż­niać kapitana i zostawić sobie jakieś inne wyjście niż ujawnienie się z pomówieniem Szamana Morskiego o absurdalne wymagania.

- Jaka luneta? - zdziwił się Hilary.

- Ha! To panu nie wiadomo, że posiadamy w szafie nawigacyjnej jeden z najważniejszych instrumentów nawigacyjnych? I to pan, który jest oficerem wielkiego transatlantyka pod moim dowódz­twem?! Dzięki temu przyrządowi admirał Horacy Nelson wygrał wszystkie swoje bitwy morskie wielkie i małe, potyczki i batalie. Dzięki temu przyrządowi Imperium Brytyjskie panuje na wszystkich morzach i oceanach! A ja mam na mostku ślepych oficerów, którzy nie potrafią nawet odczytać nazwy mijającego nas statku. Natych­miast przywołać na mostek starszego oficera!

STARSZY oficer, spokojny, rzeczowy, bez poczucia humoru Augu­sta Budzisza, nie nadawał się na zastępcę kapitana Eustazego Borkowskiego, podobnie jak wielu najlepszych sterników nie nadawało się na sterników na jego statku. Zdobywali miano kretynów nie umiejących odpowiedzieć na najprostsze pytania: ,Jak ciągnie?” ,Jak słucha?” ,Jak patrzy?” Kapitan Eustazy Borkowski szykował się już od dawna, by go odpowiednio ustawić. Gdy tylko PIERWSZY zamel­dował się na mostku, natychmiast dowiedział się od kapitana o swych kwalifikacjach zawodowych.

- Od czasu jak pan przyszedł, zupełnie rozluźniona dyscyplina! Pan nie wie, co się na statku dzieje! Pan nie wie, że są ślepi oficerowie na wachcie! Ja sam nie mogę stale stać na mostku, a muszę, bo mam ślepych oficerów! A pan, jako ich przełożony, nic o tym nie wie! Pana nic nie obchodzi, co robią oficerowie! Pasażerowie grający w totali­zatora przysłali mi w ostatniej podróży informację, że oficerowie podają nieprawidłowo liczbę przejechanych mil! Przy złej pogodzie liczba przejechanych mil jest większa niż przy dobrej! A pan o tymnie wie!

Starszy oficer nie usiłował nawet tłumaczyć, że liczbę mil przeby­tych podczas złej, pochmurnej pogody kapitan wysysa sobie z palca, nie słuchając wcale wypowiedzi na ten temat starszego oficera, a podczas dobrej pogody, gdy są obserwacje, musi się liczyć z pozy­cjami wyliczonymi przez oficerów.

- Tego też nie mogę zaliczyć panu - grzmiał dalej kapitan – do kwalifikacji na mego zastępcę na takim olbrzymim statku, jak „Koś­ciuszko”! Proszę mnie natychmiast wzywać na mostek, jeśli panowie czegoś nie wiedzą, nie mówiąc już o mgle i złej pogodzie! Ja sammuszę wszystko robić na tym statku zamiast oficerów!

Huk zamykanych za kapitanem drzwi był jednocześnie świadec­twem, że jednak Opatrzność wysłuchała żarliwych próśb Hilarego i Jasia.

W parę lat potem BATORY pod dowództwem kapitana Eustazego Borkowskiego szykował się do podróży z Nowego Jorku na morza południowe. W kabinie nawigacyjnej Jaś przygotowywał mapy do przewidzianej wycieczki z turystami, gdy wpadł kapitan Eustazy, żądając mapy Nassau na wyspach Bahama.

Jaś znalazł potrzebną mapę i podał kapitanowi. Po chwili usłyszał jego straszne przekleństwa - mapa znalazła się na podłodze. Z trzas­kiem zamykanych drzwi doleciały Jasia ostatnie słowa kapitana:

- Ślepi oficerowie!

Jaś podniósł mapę i zaczął ją pilnie czytać.

Do Nassau można się było dostać przez Kanał Opatrzności. A port Nassau leżał na wyspie Nowa Opatrzność.

Bizony

Radiotelegrafista na transatlantyku „Kościuszko”, idącym w listo­padzie 1934 roku z Nowego Jorku do Halifaxu, zatrzymał się przed drzwiami kapitana i zapukał. Na tubalne „proszę” wszedł, trzymając w wyciągniętej ręce telegram. Przez nos, który był organem głosu kapitana, padło pytanie: