Gdynia, data i dwa podpisy.
Kulminacja
- KochAAAny mój! Zawiadom oficerów pokładowych, że życzę sobie, aby wszyscy byli dzisiaj podczas kulminacji na mostku - zwróci! się kapitan do oficera wachtowego o godzinie ósmej rano.
- Tak jest, panie kapitanie! Zawiadomić wszystkich oficerów pokładowych, że pan kapitan życzy sobie, aby dzisiaj podczas kulminacji byli na mostku - oficer powtórzył jak echo otrzymany rozkaz.
Oficer nawigacyjny motorowca „Piłsudski”, znajdującego się w drodze z Gdyni do Nowego Jorku, nie miał wątpliwości, że będzie to jakaś dotychczas mu nie znana sensacja dla pasażerów, przygotowywana przez nowego kapitana. Domyślał się, że przyprowadzi na mostek wybranych przez siebie pasażerów, by zademonstrować im jeden z najstarszych i najbardziej dokładnych sposobów określania szerokości geograficznej na morzu przy pomocy ciał niebieskich, zwłaszcza słońca. Polega to na bardzo łatwym dodawaniu odległości ciała niebieskiego od zenitu, w momencie gdy owo ciało osiąga swą największą wysokość w danym dniu i w danym miejscu (tak zwane „z”' - zet prim), do odległości ciała niebieskiego od równika niebieskiego (coś jak gdyby „niebieskiej szerokości geograficznej ciał niebieskich”), zwanej deklinacją i podanej na każdą godzinę w morskim roczniku astronomicznym.
W momencie kulminacji obserwowane ciało niebieskie musi być widoczne w kierunku ściśle północnym lub południowym. Odmierzając sekstantem wzrastającą wciąż jego wysokość nad horyzontem, poznaje się moment kulminacji po tym, że ciało niebieskie jak gdyby zatrzymuje się w miejscu w chwili osiągnięcia swej największej wysokości. Złudzenie to jest spowodowane ruchem ciała niebieskiego równoległym do horyzontu. Mówi się, że ciało niebieskie „stoi”. Jeśli obserwowanym ciałem niebieskim jest słońce, stanowi to nieomylny znak, że jest POŁUDNIE. Zegary okrętowe są co dzień tak nastawiane, by kulminacja każdego dnia miała miejsce o godzinie dwunastej.
Tego dnia pogoda sprzyjała zamiarom kapitana. Bezchmurne niebo, prawie cisza i stosunkowo niewielka martwa fala pozwalały na zaproszenie pasażerów na pokład. W oczekiwaniu na kulminację i kapitana przychodzili kolejno na mostek oficerowie. Przyszliby i bez rozkazu. Była to tradycja i najweselsze chwile na mostku. Dzielono się wszystkimi nowinami na statku, aktualnie zaś - niezwykłymi zwyczajami i powiedzeniami nowego kapitana.
- Czytałem ciekawą książkę i nie chciało mi się iść do baru na poinspekcyjny „koktajl” kapitana - opowiadał starszy oficer, Tadeusz Meissner. Był to jego pierwszy rejs na tym statku. Poprzedni oficer, Jan Gottszalk, „nie wytrzymał tego cyrku”!
„Koktajl” kapitana nieodmiennie miał namalowane na butelce gwiazdki i zawsze smakiem przypominał najlepszy koniak.
- Nieobecność moja zaniepokoiła kapitana - kontynuował opowiadanie starszy oficer. - W chwili gdy byłem myślami najbardziej od niego oddalony, usłyszałem jego „kochaaany” głos:
KochAAAny mój! Co się z tobą dzieje? Czy jesteś chory?!
- Nie, panie kapitanie. Czytam „Na ratunek!”
- KochAAAny mój! Czyj ratunek?
- Sempołowskiej.
- KochAAAny mój! A cóż ta baba zrobiła, że trzeba jej śpieszyć na ratunek, ty zaś z tego powodu nie przyszedłeś do baru na MÓJ koktajl?
- Z nią się nic nie stało, tylko ona napisała książkę pod tym tytułem - wyjaśniłem kapitanowi.
- KochAAAny mój! A kogóż ona chce ratować?
- Nobilego.
- A cóż ten człowiek nawyprawiał, że trzeba go teraz ratować?
- Zaginął z całą załogą, gdy chciał się dostać na biegun północny. Nie mogą ich odnaleźć. Nie wiedzą, jaką drogą do nich dotrzeć.
- KochAAAny mój! To zamiast od razu zwrócić się do starego Borkowskiego, piszą książki? Stary Borkowski od razu by im powiedział, gdzie mogą być i w jaki sposób się do nich dostać. Najkrótszą drogą.
- Nobile był lotnikiem, panie kapitanie. I szukają ich lotnicy.
- KochAAAny mój! Z lotnikami to zupełnie inna sprawa. Popatrz!
Kapitan najpierw rozstawił, a potem splótł palce obu rąk, które w ten sposób miały przedstawiać kulę ziemską. Odjął jedną rękę i tłumaczył:
- Widzisz, my marynarze musimy, niestety, płynąć po dłuższej linii. O! Takiej krzywej! - i pokazał, rysując palcem linię na półkuli ze zgiętych palców drugiej ręki. - A lotnik, widzisz, leci zawsze po prostej linii! - i znów pokazał palcem linię prostą nad krzywizną poprzednio zakreślonej linii.
Tłumaczenie było tak jasne i tak obrazowe, że od razu musiało trafić do przekonania każdemu. Nie miałem wątpliwości, że na pewno wiele razy to już tłumaczył.
Ale wczoraj wieczorem przydarzyła mi się inna, gorsza historia. Kapitan podczas obiadu przemawiał. Nie chcąc pozwolić, by tak piękne przemówienie poszło w niepamięć, notowałem je sobie na kartce papieru. Po obiedzie kapitan podszedł do mnie i powiedział:
- KochAAAny mój! Widziałem, że notujesz sobie wszystko, co stary Borkowski mówi. Po co ci to?
- Panie kapitanie! Jestem już starszym oficerem i mam nadzieję, że zostanę kapitanem. Od kogo mam się uczyć, jak należy przemawiać? Przecież pan kapitan dobrze wie, że kapitan Stankiewicz mówi tylko swoje ZNACZY, a kapitan Knoetgen w ogóle nic nie mówi. Od kogóż mam się nauczyć, jak przemawiać do pasażerów w najrozmaitszych okolicznościach, jak nie od pana? Więc notuję sobie wszystko, co pan kapitan mówi.
- KochAAAny mój! Nie martw się, będę o tobie pamiętał. Mam zapisane wszystkie moje przemówienia. Gdy zostaniesz kapitanem, to ci przyślę ich odpisy i nie będziesz się potrzebował męczyć, wymyślając na siłę, co powiedzieć. Nauczysz się wszystkiego dokładnie na pamięć i będziesz miał zapewnione powodzenie...
W nawigacyjnej wszyscy oficerowie szykowali się do kulminacji. Była godzina wpół do dwunastej. Asystent pokładowy (inaczej szósty oficer) wyjął z szafy pudła z sekstantami i ułożył je otwarte na kanapie w kabinie nawigacyjnej. Obliczył dokładny moment kulminacji słońca w tym dniu. Wybrał z almanachu Browna deklinację słońca i zapisał to wszystko na kartce. Po dokonaniu tych codziennych czynności w morzu na wachcie zatelefonował do baru, by się dowiedzieć, gdzie kapitan jest w tej chwili, aby go osobiście zawiadomić o dokładnym momencie kulminacji.
Znalazł kapitana w saloniku, otoczonego wytwornym towarzystwem. Na widok podchodzącego do kapitana oficera zapanowało milczenie. Asystent wyprężył się przed kapitanem, spojrzał na swój zegarek i zameldował: