Выбрать главу

Na mostku idącego do Palestyny „Kościuszki” znajdował się właś­nie komandor Dowejko, gdy radiotelegrafista zjawił się z telegra­mem od kapitana Domejki z „Polonii”.

Miłej powierzchowności kapitan Domejko, średniego wzrostu, nie podnoszący nigdy głosu - nawet w „świętym oburzeniu” - zrówno­ważony nad podziw, był więcej niż przyjemny jako kapitan. To WIĘCEJ zawdzięczał swemu ANTYJĘZYKOZNAWSTWU. Jeśliby się obliczało zdolności językowe w procentach, to kapitan Domejko był W STU PROCENTACH ANTYJĘZYKOZNAWCĄ. Stanowiło to stałe i wielkie urozmaicenie w monotonnym niekiedy życiu na statku.

Piszę o tym za zgodą kapitana Domejki. Spotkanego w Gdyni po wielu latach spytałem, czy nie ma nic przeciwko temu, że chcę o nim pisać, prosząc jednocześnie o wybaczenie, że nie będą to pochwały na jego cześć, lecz tak zwane SPRAWY WESOŁE.

Kapitan Domejko, dobroduszny z natury, znał doskonale opowia­dane o nim prawdziwe i zmyślone potknięcia językowe. Zdawał sobie z nich sprawę i wiedział, że czynią go POPULARNYM.

„Nu i cóż takiego - powiedział. - Nu, pisz pan! Nu, sam chętnie się uśmieje”.

Kapitan Domejko tkwił głęboko korzeniami w Arktyce. Po ukoń­czeniu szkoły morskiej w Rosji pływał na badawczym okręcie hyd­rograficznym w Arktyce i, jak twierdził, jedną z wysepek nowo odkrytych przez okręt, na którym pełnił służbę, nazwano jego nazwi­skiem. W 1925 roku został trzecim z kolei kapitanem na naszym okręcie hydrograficznym ORP „Pomorzanin”. Okręt ten pierwszy podniósł polską banderę wojenną na Bałtyku wiosną 1920 roku. Dowódcami ORP „Pomorzanin” byli kolejno: porucznik marynarki Jerzy Rychłowski, komandor Jerzy Kłossowski i porucznik Mary­narki Wojennej Edward PACEWICZ, czyli nasz kapitan Domejko.

SŁAWĘ swą zawdzięczał kapitan Domejko swym „językowym zdolnościom”. Dzięki nim znalazł się na najwyższym szczeblu dra­biny społecznej, gdy obwieścił „światu”, i to podczas drugiej wojny światowej, że jest KRÓLEM ANGLII. Będąc kapitanem „Batorego”, powiedział w jednym z portów znanemu sobie sprzed wojeny agen­towi:

,Ju si, agent, aj wos befor only kapitan, and nau aj em HIS MADŻESTY!”

W polskim tłumaczeniu, nie oddającym całkowicie uroku tego zdania, znaczy to: „Wiesz, agencie, przedtem byłem tylko kapitanem, a teraz jestem KRÓLEWSKĄ MOŚCIĄ”.

Wykrzyknikiem „OOO!” agent gratulował kapitanowi Domejce tak wielkiej kariery życiowej. A sprawa miała się tak: Podczas drugiej wojny światowej nasze statki floty handlowej, tak samo jak ich kapitanowie, były w służbie jego królewskiej mości, po angielsku: IN HIS MAJESTY'S SERYICE.

Anglicy NIEDŻENTELMENI twierdzili, że Polacy podczas drugiej wojny światowej stracili wszystko, prócz AKCENTU. Polacy, uczący się języka angielskiego, nie pozostawali dłużni, mówiąc, że ŹRÓ­DŁEM tego AKCENTU jest angielski sposób wymawiania liter: „a” jak „E”, „e” jak „I”, „oo” jak „U”, „u” jak „A” - i na domiar złego poparty twierdzeniem, że tak być musi.

Wiadomość, że kapitan Domejko ogłosił się królem Anglii, spo­tkała się z powszechną aprobatą Polaków na morzu. Zmiana na tronie Anglii wiązała się z nadzieją, że nowy król Polak, znany ze swych „zdolności językowych”, przywróci w Anglii literom alfabetu ich właściwe, powszechnie znane brzmienie.

W skwarze południowego słońca „Kościuszko” leżał już na kursie do Jaffy, gdy komandor Dowejko „rzucił okiem” na otrzymany tele­gram. Nie mogąc go odcyfrować z powodu bardzo silnego blasku słońca podał telegram wachtowemu oficerowi z prośbą, by ten odczytał go na głos. Po chwili na mostku komandor, oficerowie i sternik usłyszeli: PRZESZEDŁEM MILO, ZOSTAWIAJĄC JĄ Z LE­WEJ BURTY. PROPONUJĘ, ABY OBA STATKI ZAWSZE TAK CHO­DZIŁY. DOMEJKO.

Gdy oficer skończył czytać, obecni usłyszeli śpiewny głos koman­dora Dowejki:

- Aaa! Drugi Vasco da Gama! Teraz lewa burta na „Polonii” będzie honorową.

Nie przebrzmiały jeszcze echa o drugim Yasco da Gamie, a już w listach z kraju do oficerów dotarła na „Kościuszkę” wiadomość, mogąca wstrząsnąć umysłami wszystkich nawigatorów na świecie. Wiadomość mówiła o zakończeniu dziewiczej podróży do Nowego Jorku w maju 1936 roku następnego po „Piłsudskim” naszego nowego motorowca transatlantyckiego „Batory” pod dowództwem kapitana Eustazego Borkowskiego.

Z doniesień wynikało, że kapitan Eustazy ODKRYŁ najkrótszą drogę do Nowego Jorku i ogłoszony został ZDOBYWCĄ BŁĘKITNEJ WSTĘGI! Podobno najpoczytniejszy i najlepszy miesięcznik amery­kański „NATIONAL GEOGRAPHIC” zamieścił na swych lamach olbrzymią fotografię kapitana Eustazego, nazywając go Kapitanem Siedmiu Mórz i Zdobywcą Błękitnej Wstęgi Bałtyku, odznaczonym licznymi orderami za bohaterskie czyny w wojnie 1914-1918 roku.

Pod czaszkami nawigatorów parowca „Kościuszko” kipiało pyta­nie: W jaki sposób kapitan Eustazy wykombinował tę najkrótszą drogę do Nowego Jorku? Skąd? Z Halifaxu do Nowego Jorku? Ze Szkocji od Cape Wrath do Halifaxu? HALIFAX! HALIFAK! HALIFAX! Oficerowie wyciągnęli z szuflad w nawigacyjnej mapy z linii Gdynia - Nowy Jork. Ślęcząc nad nimi dnie i noce, głowili się, w jaki sposób zdołał genialny kapitan Eustazy ODRYĆ NAJKRÓTSZĄ DROGĘ DO NOWEGO JORKU.

Komandor Dowejko, zapytany przez oficerów, co myśli na temat światowego sukcesu kapitana Eustazego, odpowiedział swym śpiew­nym głosem:

- Aaa! Trzeci Vasco da Gama.

- Jak to? - pytali oficerowie. - Co pan komandor ma na myśli?Czyżby zostawił coś z   lewej burty?...Tego by brakowało!...

Ale komandor, nie chcąc widocznie popełnić jakiegoś nietaktu, milczał.

Kapitan Eustazy żywił niechęć do kapitana Mamerta Stankiewicza i nieraz publicznie dawał temu wyraz, czego nigdy nie odwzajemniał Stankiewicz. To uczucie było motorem wielu poczynań kapitana Eustazego, a w końcu i obecnego sukcesu.

Kapitan Mamert Stankiewicz był, można powiedzieć, FLAGO­WYM kapitanem linii Gdynia - Ameryka. Wyrażało się to w tym, że kandydata na kapitana statku dawano przedtem na starszego oficera na statek, którym dowodził kapitan Mamert Stankiewicz.

Gdy jesienią 1935 roku przyszedł w Gdyni z „Kościuszki”, będą­cego już na linii palestyńskiej, na „Piłsudskiego”, w zastępstwie ciężko chorego kapitana Mamerta, kapitan Eustazy Borkowski, zastał na „Piłsudskim” nieprawdopodobnie dokładnego starszego oficera, z którym kapitan Stankiewicz podczas budowy tego statku opracował pierwszą w Polsce ORGANIZACJĘ SŁUŻBY NA STATKU, cieszącą się wielkim uznaniem tak oficerów marynarki handlowej, jak i dyrekcji. Opracowanie to było pierwszą wskazówką prawną - opartą na doświadczeniach - co do kogo na statku należy, jakie obowiązki.