Выбрать главу

Enfin, votre esprit est gueń

Des craintes du vutgaire:

Belle duchesse de Berry,

Achevez le mystere.

Un nouveau Loth vous ser t d'epoux

Merę des Moabites,

Puuse bientot naitre de vous

Un peuple d'Ammonites.

Wspomnianą rezydencję darował ojciec diuszesy de Berry Lud­wikowi XV, gdy ten miał zaledwie lat dziewięć. Nieco później zamie­szkała w niej comtessa de Mailly-Nesle, jedna z czterech sióstr, będących NATURALNYMI przyjaciółkami króla. Następnie mie­szkała tam jej siostra, diuszesa Chateaufort-Nesle, NATURALNA przyjaciółka zarówno króla, jak i kardynała Richelieu, i wreszcie NAJDROŻSZA NATURALNA PRZYJACIÓŁKA Ludwika XV, madame de Pompadour, z pensją miliona pięciuset tysięcy franków miesięcznie. Interesująca zapewne jako MESSALINA, przez dwa­dzieścia łat fatalnie rządziła Francją i królem, nazywana PREMIE­REM W SPÓDNICY. Po jej śmierci najej etat wybrana została przez kardynała Richelieu madame Dubarry.

I wreszcie w oczekiwaniu na ceremonię ślubną z Ludwikiem XVI zamieszkała w pałacu Maria Antonina ze swą NATURALNĄ przy­jaciółką, diuszesa Gabrielłą de Polignac.

Tak dotarliśmy do Lasku Bulońskiego. Znałem o nim chyba naj­więcej historyjek, obwożąc często turystów z ich własnej woli. Mając teraz nieświadomego swej roli turystę-Amerykanina, liczyłem na to, że moje opowieści o Lasku Bulońskim zainteresują go najbar­dziej.

„Dawno temu, od czasów Gallów i Rzymian, rozciągały się tutaj olbrzymie lasy, miejsca wielkich łowów. Było tu zatrzęsienie grubego zwierza: niedźwiedzie, odyńce, jelenie, no i wilki. W ciągu wieków lasy kurczyły się coraz bardziej. Nieomal doszczętnie wyniszczyli je stacjonujący tutaj w 1814 roku kozacy księcia Langrena. Ci sami, z którymi walczyli chłopi francuscy na placu Clichy.

Do największych ciekawostek Lasku Bulońskiego należą poje­dynki dam za czasów Ludwika XV. Na białą broń biły się dwie „naturalne” przyjaciółki śpiewaka Opery Paryskiej.Jedna była pary­żanką, druga Polką. Polka porąbała Francuzkę i została z rozkazu Ludwika XV wydalona z Francji.

Inną parę stanowiły damy dworu, markiza Nesle i księżna Polig­nac. Obie były NATURALNYMI PRZYJACIÓŁKAMI Fronsaca, prze­świetnego diuka Richelieu. Obie były z nim szczęśliwe i obie nie­szczęśliwie spotkały się u niego o tej samej godzinie, wskutek bez­myślnie wysłanych przez sekretarza diuka zaproszeń.

Pierwszy strzał, jako pozwanej, należał do markizy de Nesle. Strze­liła, trafiając w drzewo. Natomiast dysząca zemstą księżna de Polignac zdecydowanie pragnęła przestrzelić głowę znienawidzonej ry­walki. Chybiła i odstrzeliła jej tylko koniuszek ucha.

Nie mniej głośne z pojedynku były jeszcze dwie inne panie. Madame Theodora, tancerka Opery Paryskiej, i mademoiselle Beaumesnil, śpiewaczka tejże opery. Świadkiem była Marie Madeleine Guimard, tancerka Opery Paryskiej o osobliwym wdzięku, przez dwadzieścia pięć lat nigdy nie zaćmiona gwiazda pierwszej wielkoś­ci. Co prawda bardziej głośna była ze swych NATURALNYCH DZI­KICH ORGII, niespotykanego temperamentu i czaru, jaki roztaczała w swoim własnym, prywatnym teatrze na pięćset miejsc, zwanym ŚWIĄTYNIĄ TERPSYCHORY, dostępnym jedynie za olbrzymie ceny biletów, i to dla bardzo uprzywilejowanych. Po dwudziestu pięciu latach takiego naturalnego życia wyszła za mąż za kom­pozytora piosenek, Jeana Despreaux.

Wracając do pojedynkujących się pań. Właśnie obie były już na stanowiskach, każda z pistoletem w dłoni, gotowe do siebie otworzyć ogień, gdy wpadł między nie szef orkiestry operowej i ryknął jak mógł najgłośniej: »CEASEFIRE«. Czyli: »ZAPRZESTAĆ OGNIA!« Przy­wykłe widocznie ślepo słuchać swego dyrygenta, obie panie złożyły broń.

Analogiczny wypadek zdarzył się z mężczyznami. Nie chciałbym ich wyliczać, bo to nic nadzwyczajnego, ale w takiej samej sytuacji znaleźli się mocno utytułowani: książę d'Artois, przyszły król Francji Karol X, i książę de Bourbon, ostatni z Kondeuszów. W tym wypadku pojedynek został przerwany rozkazem króla”.

Widząc na twarzy porwanego przeze mnie Amerykanina coraz większe zaciekawienie, postanowiłem go nadal bawić tymi już mocno frywolnymi anegdotami.

„Przed nami właśnieLongchamp - objaśniałem. - Nazwa powstała od rzymskiego Longus Campus - Długie Pole, słynnego swego czasu z parad pojazdów i dam. Pierwszą heroiną tej parady była made­moiselle Le Duć w 1742 roku. Obsypana brylantami, dama ta powo­ziła sama sześcioma malutkimi konikami, nie większymi od osła.

W 1768 roku mademoiselle Marie Madeleine Guimard, o której już panu mówiłem, że była świadkiem w pojedynku dwóch artystek z opery, przejechała tymi ulicami w kolasie ozdobionej jej herbem, mówiącym współczesnym: JEMIOŁA DĘBOWA WYRASTA ZE ZŁO­TEJ GRZYWNY.

Rozumiano przez to, że olbrzymia fortuna panny Guimard wyro­sła z grzywny w złocie, pobieranej przez nią zachłannie od możnych, upostaciowanych tutaj przez dąb, za ich NATURALNE POŻĄDANIE JEMIOŁY, świętego drzewa Druidów i Gallów, będącej symbolem najintymniejszej kobiecości.

W 1774 roku mademoiselle Rosalie Duthe, również aktorka, wiel­kość w skali Messaliny, NATURALNA przyjaciółka króla Karola X, przejechała tedy na złotym rydwanie, ciągnionym przez sześć prze­ślicznych rączych koni.

Jeśli porównywałem niektóre damy do Messaliny, to muszę dodać, że jednej z nich nawet ona, nie schylając głowy, mogłaby przejść pod obcasem. Za taką uważano aktorkę teatru COMEDIE FRANCAISE, mademoiselle Dubois. Pozostawiła ona po sobie w 17 75 roku KATA­LOG lub spis NATURALNYCH SWYCH PRZYJACIÓŁ za okres dwudziestu lat. Miała ich szesnaście tysięcy pięćset dwudziestu sied­miu.

Sława zdobyta przez poprzednie zaprzęgi zbladła wobec zaprzęgu diuszesy Walentyny, córki diuszesy Mazarin. Walentyna ukazała się w 1780 roku w porcelanowej kolasie. Zaprząg stanowiły cztery rumaki maści jabłkowitej w uprzęży z różowego jedwabiu. Wkrótce jednak przewyższyła ją statystka Opery Paryskiej, Beaupre, w por­celanowej karocy ciągnionej przez cztery piękne jasnoszare konie w uprzęży z błękitnego aksamitu, przeplatanego złotem. Karocę ozda­biały malowidła przedstawiające Dianę i Endymiona.