Выбрать главу

- Nu wie co? A? - mawiał do niego kapitan Domejko. - Nu dobryma charakter. Nu, chętnie się z nim uśmieje!

Zaborowski należał do grupy pierwszych absolwentów wydziału mechanicznego Szkoły Morskiej w Tczewie. Wątpiliśmy, czy się dostanie do nieba z powodu braku goryczy w życiu. Tak jak powie­dziane było w „Dziadach”, radziliśmy, by zjadł chociaż dwa ziarnka gorczycy. Na wszelki wypadek.

- A wie pan, panie kapitanie, że starszy marynarz Dmochowskijest podobno żonaty z wnuczką Konopnickiej? - rozpoczął kiedyśOlgierd rozmowę przy obiedzie.

- Nu cóż takiego Konopnicka - nie zdziwił się kapitan Domej­ko.

-Jak to co? - uniósł się Zaborowski. - Polska poetka, a pan mówi „cóż takiego Konopnicka”?

- Kabieta! - zaczął logicznie rozumować kapitan Domejko. - Nucóż, panie, kabieta napisać może? A? Nu, baśń! Nu jako baśń? Nu, „Staro baśń”... Nu widzi, że wiem!

Konstanca stała się na linii palestyńskiej naszym portem macie­rzystym. W nim kończyły się nasze niepokoje związane ze sprawo­zdaniami, raportami, rozliczeniami z podróży i listami. Każdora­zowe wyjście z Konstancy witaliśmy z uczuciem ulgi. Swobodny już od trosk biurowych kapitan Domejko na widok bezchmurnego nie­ba, porannego słońca i uroku spokojnego Morza Czarnego zapałał kiedyś chęcią podzielenia się nabytymi wiadomościami z historii. To, czego my już nauczyliśmy się w polskiej szkole, kapitan Domejko poznawał i odkrywał dopiero teraz, sam. Morze Czarne nieoczeki­wanie naprowadziło jego myśli na niedawno poznane osoby z his­torii.

- Nu Litowcy, panie inżynierze! - rozpoczął swe przemówienie dosiedzących na pokładzie Zaborowskiego oraz drugiego mechanika,Zygmunta Kuske. - Nu wielki naród! O nich nikt nic nie wie. Ja,panie, wiem! Nu sam się przekonał, jak mało ludzi o nich coś wie. Nuja, panie, czytał. Nu dużo czytał! Weźfni pan sam na przykład MorzeCzarne. Nu Olgierd z Kiejstutem. Wjechali, panie, konno do tegomorza i całe zabrali dla siebie. Nu trzykrotnie krzyknęli na trzystrony świata, machając mieczami, że bioro całe Morze Czarne w swoje władanje. Nu, panie, o nich nikt nic nie wie! Nu ja, panie, wiem. Akerman, Teodozja, cały Krym należeli do nich. Nu Odessa, panie, nazywała się Kadzybej. Wielki był to port, na sto okrętów. Nu wie­dzieli panowie o tym?

Obaj inżynierowie z ręką na sercu przyznali, że nigdy o tym nawet nie słyszeli.

- Nu widzi pan? Troszeczku niedobrze, że tego w szkole nie nau­czyli! A na Morzu Bałtyckim Połąga i Windawa należeli do nich. NuPsków i Nowogród Wielki też zabrali. Pa mojemu to i cało Polskęzabrali przy pomocy Jagiełły. Nu Jadwiga, panie! Nu święta kabietabyła. Nu cóż... Jagiełło jo, panie, na śmierć zakochał. Nu a potem podGrunwaldem... Nu, panie, swego wojska nie daji, a tylko Litowcówposyła. Nu, panie, takie postępowanje? A? Nu pomyśli pan tylko sam!Nu a potem mówi do Witolda: „Dawaj, pójdziem pod Malbork!” NuWitold mówi: „NIE!” Nu, takie postępowanje! Nu, panie, ja by też nieposzed. Nu a pan by poszed?

Zaborowski był w tej chwili niezdecydowany: iść pod Malbork czy nie iść? Dla kapitana Dornejki sprawa była zupełnie jasna. To niez­decydowanie Olgierda wznieciło naturalnie burzę, która by może i ucichła, gdyby nie Zygmunt Kuske. Przez czysto „mechaniczną” solidarność, sądząc, że ostatecznie Zaborowski na pewno pójdzie za Jagiełłą pod Malbork, wyrwał się sam na ochotnika, nie pytany, mówiąc, że ON naturalnie by poszedł.

- Nu że inżynier Zaborowski by poszed, to ja by się nie zdziwił. Numa imię ojca Jagiełły i krzyż Virtuti Militari. Ale dlaczego by panposzed, to ja nie wiem! - odparł wzburzony kapitan.

Zaborowski twierdził potem, że kapitan Domejko nie poszedłby pod Malbork z zupełnie innej przyczyny niż ta, którą podawał. Według Zaborowskiego, była to osobista uraza kapitana dojagiełły z powodu przedwczesnego zgonu królowej Jadwigi.

Sprawa pójścia pod Malbork zepsuła dotychczasową harmonię współżycia pomiędzy pokładem i maszyną. Pomimo że dyskusja na ten temat ucichła, to jednak kapitan Domejko żywił głęboko ukrytą urazę do Zygmunta za to, że go nie poparł. Od tej chwili, jeżeli kapitan dowiedział się, że coś w maszynie nie w porządku, to mówił niby sam do siebie, ale tak, żeby było dobrze słychać, zawsze to samo zdanie: „A pod Malbork by poszli!”

Po kilku latach to samo towarzystwo spotkało się w hallu na „Chrobrym”. Olgierd Zaborowski przyjechał na statek jako inspek­tor GAL-u. Starszym mechanikiem na „Chrobrym” był Zygmunt Kuske, kapitanem - Domejko. Oglądając komisyjnie statek, stanęli przed metalową tablicą z płaskorzeźbą przedstawiającą Bolesława Chrobrego z mieczem w dłoni. Zaborowski nachylił się i wskazując kapitanowi niedwuznaczną i głęboką szczerbę w mieczu zawołał:

- Panie kapitanie! Jakże można było przyjąć tak uszkodzoną tabli­cę?

Kapitan Domejko nachylił się również i oglądając palec inspek­tora wetknięty w szczerbę, powiedział:

- Nu kto przyjmował mietaliczeskije przedmioty? Nu, pan inży­nier Kuske. Nu, panie inżynierze, nu, jak można było nie dopatrzećtakiej rzeczy? Ja, panie, wszystkiego sam dopatrzeć nie mogę! Nu,pan inspektor Zaborowski ma racje! Wielkie niedopatrzeń]e! Nu,kategorycznie pan musi za to odpowiadać. Nu troszeczku nieładnie,że tak nie dopilnował. Nu wie co? A?

Gdy inspektor Zaborowski, kontynuując żart, zaczął czynić Zy­gmuntowi wymówki, kapitan Domejko odwrócił się do starszego oficera i zacierając ręce z zadowolenia, powiedział niby sarn do siebie:

- Nu troszeczku niedobrze, że takich rzeczy jak SZCZERBIEC nie pamientajo z historii, a pod Malbork by poszli. Nu chętnie się z nich uśmieje!

I znów - jak od wieków - nowe hordy, tyrn razem znaczone połamanym krzyżem, zalały Polskę. Skarby wawelskie postanowiono wywieźć z kraju. Szczerbiec i arrasy opuściły Polskę. Z trudem dotarły do portu w Konstancy. Tam załadowano skarby na rumuński statek „Ardeal”. Gdybyśmy chcieli nazwę tę spolszczyć, byłoby to: „Zalesię”. W istocie chodziło o Siedmiogród, w którym, za lasem, wśród gór, kipiało, jak w kotle od wojen narodowościowych, religij­nych i socjalnych. Z Siedmiogrodu pochodził nasz król Stefan Batory. Na naszym transatlantyku „Batory” umieszczony na dziobie herb z trzeba zębami smoka wyjaśniał nazwę. Smoka miał pokonać Wencelin z rodu Gutgeld, za co otrzymał przydomek BATHOR, czyli „pogromca o odważnym sercu”.