Nie musiał dodawać, że najpierw upewnił się przez telefon, że obie pozostałe były w domu. Ale to, że obleciał ulice wokół ich mieszkań, poszukując czarnego lamborghini, oczywiście bez skutku, stanowiło jego alibi. Dopił jeszcze resztkę sherry, poobracał w ręku pusty kieliszek, obserwując go z opuszczoną głową.
– Teoretycznie rzecz biorąc – powiedział powoli, ale pewnym głosem – może już być martwy. Powiedzieli dziesięć do dwunastu godzin, ale ma to zależeć od wielu czynników. Przede wszystkim naturalnie od kondycji poszkodowanego i ilości alkoholu. Mogło tego być znacznie więcej niż tylko ta jedna butelka.
Ponownie podniósł głowę, utkwił wzrok w twarzy Betty, emanując przy tym zadziwiającą pewnością i spokojem, i również pewną troską. – Betty, powinnaś spróbować trochę pospać. Zostanę tu, jeśli się zgodzisz. Dam tylko krótko znać Margot, bo będzie się martwić, gdzie się tak długo podziewam. Ona przecież zupełnie nie wie, co się tu dzieje.
Mówiąc o Margot, miał zapewne na myśli żonę, jak przypuszczał Georg.
Kiedy Betty, rzuciwszy powątpiewające spojrzenie Georgowi, z ociąganiem skinęła głową i ponownym stwierdzeniem „To miło z twojej strony” dała do zrozumienia, jak chętnie przyjmuje propozycję Lehnerera, naprawdę Georg nie miał już żadnego powodu, by dłużej u niej zostać. Uczciwie biorąc, mógłby oznajmić, że teraz on zamiast Thomasa wybierze się na poszukiwania jej męża. Jednak również po temu nie było żadnych powodów. Wstał.
– Proszę się nie fatygować – powiedział, wychodząc już na korytarz – znam drogę do wyjścia.
Mimo to wstała, odprowadziła go do drzwi wyjściowych, gdzie podała mu rękę. – Dziękuję panu – powiedziała cicho – za pańską cierpliwość i rozsądek. Gdyby nie pan, siedziałabym pewnie teraz w moim wozie. A naprawdę nie jestem w stanie jeździć teraz po okolicy.
Pożegnalny uśmiech sprawiał wrażenie prośby o wybaczenie. Nie odegrał on jednak swojej roli, bo nie stała już przed tym człowiekiem, który widział w niej spełnienie niejednego marzenia, ale przed człowiekiem, który się czuł oszukany, wystrychnięty na dudka. Który tak wyraźnie czuł, że została oto odegrana przed nim mała komedyjka, jak gdyby sam wykupił bilet wstępu na przedstawienie. Wyczuwał jej niepewność i znał przyczyny tego uczucia.
Nie przypadło jej do gustu to raptowne wyjście. Jego wzrok, nieruchomy i pełen dystansu, jakim ją teraz mierzył, podobał się jej jeszcze mniej. I jej dłoń po przelotnym uścisku też zaraz wypuścił. – Najlepiej zrobię teraz to, co proponuje Thomas – stwierdziła Betty. – Położę się i spróbuję zasnąć. Jak się coś wyjaśni, na pewno mnie zbudzi.
– Do widzenia – powiedział krótko Georg.
A potem siedział w samochodzie. W korytarzu paliło się światło. Szeroką smugą padało przez oszklone drzwi wejściowe na stopnie schodów. Światła w salonie prawie nie było widać, tylko słabe jego odbicie na rogu domu. Zadawał sobie pytanie, czy Lehnerer nadal siedzi samotnie na sofie. Czy może zmienił tymczasem miejsce, żeby Betty się mogła położyć. Czy może też, kiedy się już położyła, postanowił jej potowarzyszyć na sofie, żeby nie była taka samotna.
Organy sprawiedliwości usunęły się z pola, nie trzeba więc już dłużej niczego ukrywać. Szefowa ze swoim prokurentem, pomyślał, i mąż, który do niczego się nie nadawał, przepijał, przegrywał w kasynach albo przepuszczał z młodymi dziewczętami pieniądze, rujnował firmę. Nie było to zanadto dziwne.
Z drugiej strony, odezwał się cichy wewnętrzny głos, noszący skromne miano nadzieja, Lehnerer miał żonę. A skoro dzwonił do niej, żeby się nie martwiła, to ich małżeństwo nie mogło być takie najgorsze. Człowiek łatwo coś sobie wmawia, zwłaszcza jeśli nie wszystko poszło po jego myśli.
Georg odczekał jeszcze kilka minut, zanim przekręcił kluczyk w stacyjce. Żeby nie siedzieć bezczynnie, wpatrując się w dom ze zwariowanym uczuciem, że zostawił tam w środku parę kochanków, połączył się przez krótkofalówkę z policyjną centralą, aby się czegoś dowiedzieć o dotychczasowych wynikach poszukiwań. Nie było żadnych wyników.
Czuł jakby wiertło w środku. Zazdrość! Rozczarowanie, że nie poprosiła go, żeby został. Byłoby to tak proste i o wiele bardziej skuteczne, niż to wymigiwanie się. – Bardzo ci jestem wdzięczna za propozycję, Thomas, ale zrobiłeś już dostatecznie dużo. Jedź teraz do domu i odpocznij. – Proste i całkiem naturalne. Nie mógł wiedzieć, że Betty poważnie rozważała możliwość powiedzenia właśnie tego i że był to dla niej wybór mniejszego zła.
Musiała się zdecydować. Albo pozostawić na razie policjanta, który dopiero co w bezwstydny sposób sygnalizował swoje pożądanie i raptem nabrał podejrzeń, sam na sam z jego podejrzliwością. Albo zbyć do jutra Thomasa, który co prawda na zewnątrz sprawiał wrażenie spokojnego, ale to według wszelkich jej wyobrażeń było niemożliwe. Z różnych przyczyn jej decyzja wypadła na korzyść Thomasa Lehnerera.
Po pierwsze, musiała się dowiedzieć, jak postąpił pod chatą do grilla. Przez telefon nie pisnął ani słowa o tym, w jaki sposób rozwiązał ich problem. Poza tym istotne było uświadomienie mu, że nie mogą w najbliższym czasie czuć się zbyt pewnie. Że szukanie w tak demonstracyjny sposób jej bliskości było niewybaczalnym błędem.
Chciała mu to wykazać zaraz, stojąc w oknie ciemnej kuchni. Zaparkowany jeszcze kilkanaście minut przed jej domem samochód był dowodem, że policjant powziął jakieś podejrzenia. Ale Thomasa figę to obchodziło. Nawet się nie zdenerwował.
– Zostaw go w spokoju. Jeśli o mnie chodzi, to może sobie tam stać i całą noc. Od lat jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Każdy, kogo spyta, mu to powie. Nie widzę powodu do zdenerwowania. Wszystko będzie w porządku, sama zobaczysz.
Nic nie było w porządku. Mężczyzna, który dotąd oszczędzał na szosie każdego pełzającego ślimaczka, zabił oto swojego jedynego przyjaciela i nie stracił przy tym opanowania, jakby się należało spodziewać. Nie! Thomas nabrał pewności siebie, jak ojciec pocieszający córkę położył jej ręce na ramieniu, głos zabarwił szczyptą rozsądku.
– Odejdź już od okna, Betty. Nie trać głowy, duszko. Nic nam nie może zrobić. Jeśli coś go tu napełniło podejrzliwością, to chyba tylko ty z tymi twoimi spojrzeniami jak strzały z karabinu. Ale jakoś to wyprostujemy, nie martw się. Połóż się teraz na sofie i spróbuj trochę pospać. Ja usiądę w fotelu. A on może sobie nawet i wejść przez taras, żeby zobaczyć, jak spędzamy razem czas.
Potem ona leżała na sofie, a Thomas siedział w fotelu i opowiadał wszystko po kolei. Najpierw o dziewczynach i o tym, że nikt nie będzie mógł mu dowieść czegoś innego. Potem o stawie. Zrobiło jej się niedobrze już od samego słuchania. Upłynęło dobrych siedem godzin pomiędzy ostatnim łykiem wódki a jego zgonem. A lekarz sądowy na pewno zbada też zawartość żołądka. Z drugiej strony, jeśli te tabletki potrzebowały niemal całego dnia, żeby zabić człowieka, to trwało też pewnie jakiś czas, zanim doprowadziły go do utraty przytomności. W każdym razie w normalnym przypadku! Ale Herbert tak szybko stracił przytomność, nie minął nawet kwadrans po wypiciu ostatniego łyka. Dlaczego? Co jeszcze zawierał jego organizm?
Do rana leżała na sofie, mając głowę tak pełną pytań, że zdawało się, iż od tego pęknie – i od ponownie napływających fal bólu. Thomas obstawał przy tym, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i że nie popełnił żadnego błędu.
ROZDZIAŁ 4
Reszta nocy w żadnym wypadku nie postawiła spraw znowu w takim świetle, w jakim Georg Wassenberg powinien je czysto rozumowo postrzegać i chętnie by to zresztą uczynił. To było tak przygnębiające, leżeć samemu w łóżku, w tym nędznym mieszkanku, nie mając przed sobą żadnej innej perspektywy niż ta, że jeszcze przez lata wszystko pozostanie właśnie tak.