Jej głos się załamał, głowa opadła w przód, aż czoło oparło się o jego ramię, a ona mówiła dalej: – A ja myślałam, że wszystko by było łatwiejsze, gdyby nie żył.
To podziałało! Słusznie go oceniła. Mimo że pozostał w nim cień wahania, gdy tylko ponownie nadarzyła się okazja, natychmiast ją wykorzystał. Objął ją ramieniem w talii i przyciągnął do siebie. Ulga uczyniła ją miękką i uległą. On odczuwał to samo co nocą, tylko jeszcze trochę intensywniej.
Po kilku sekundach Betty szepnęła: – Co się z nim teraz stanie? Co się w ogóle stanie?
– Niewiele – odpowiedział. – Pewnie będzie śledztwo, by ustalić dokładną przyczynę zgonu. To czysta formalność.
Czuł jej przytakiwanie na swoim ramieniu. Po chwili odsunęła się od niego. Kiedy podnosiła głowę, jej czoło musnęło jego policzek, przyprawiając go o lekki dreszczyk. Spojrzała mu w twarz: – Czy to pan poprowadzi dochodzenie?
– Tak – powiedział, bo tak było prościej.
Uśmiechnęła się, jeszcze raz krótko skinęła głową. – To dobrze – powiedziała.
Skwapliwość, z jaką ponownie wziął ją w ramiona, i sposób, w jaki ją trzymał, blisko siebie, tak blisko, że nie dałoby się wcisnąć pomiędzy nich nawet kartki, z jednej strony ją uspokajał, a z drugiej stwarzał pewien problem. Samo wzbudzanie w nim nadziei nic nie dawało. Tym nie dało się na długo zadowolić żadnego mężczyzny. Gdyby nie Thomas, nie byłoby się nad czym zastanawiać. Jeden uśmiech, kilka spojrzeń, a potem pozostawić mu inicjatywę. To, że by ją przejął, nie ulegało wątpliwości. Wyglądał całkiem nieźle, sprawiał wrażenie zadbanego. Myśl o pójściu z nim do łóżka nie miała w sobie nic odstręczającego.
Pomysł, by zacząć z nim romans, był podniecający, a do tego rozsądny. Mieć stale pod bokiem funkcjonariusza prowadzącego śledztwo, to mogło przynieść same korzyści. Zanim pojawią się pierwsze wątpliwości! A istniało kilku ludzi, którzy ani przez sekundę nie będą potrafili uwierzyć, że Herbert z własnej woli zażył dobre dwa tuziny tabletek paramedu, popijając je butelką wódki. Na przykład jego matka! Albo ta mała, którą ostatnio uszczęśliwił swoją namiętnością i swoim wdziękiem. Może jeszcze kilka pracownic z biura, które potajemnie marzyły o tym, by jako następne znaleźć się na jego liście.
Na tym to on się znał, jak robić wrażenie na młodych dziewczętach, im młodszych, tym lepiej. Musiały być młode i naiwne, oczywiście ładne i głupie jak but. Można było tylko zgadywać, ile ich zaciągnął w ostatnich latach do hotelowych łóżek. Jeśli się okazywało, że pomylił się co do domniemanej głupoty dziewczyny, to zaraz z nią zrywał. Gdy tylko kobieta zdradzała oznaki inteligencji, opadał jego zapał, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Od pewnego stopnia inteligencji stawał się praktycznie impotentem.
Już nie pamiętała, kiedy ostatnio z nią spał. Było to przed wypadkiem jego ojca, a więc co najmniej przed ośmiu laty. A i przed tym ostatnim razem niewiele się działo pod tym względem. Oddzielne sypialnie, w którymś momencie zaczął się przy tym upierać. Przez pewien czas musiał jej pewnie nienawidzić. Ona jego nie. Może od jakiegoś stopnia inteligencji nie można było nienawidzić, ponieważ pojmowało się relacje, mogło przeniknąć charakter i rozpoznać, kto go uczynił takim, jakim był. Jego matka!
Niekiedy go z tego powodu żałowała. Innym razem była na niego wściekła. Ale nie chciała go zabić w rewanżu, czy żeby odzyskać wolność jako kobieta. Tylko po to, by uratować firmę. Wyłącznie z tego powodu. A stwarzanie po fakcie zagrożenia dla tej akcji ratunkowej w postaci nieufnego, zazdrosnego i wściekłego policjanta byłoby bezsensowne.
Jej samej nie mógł wiele zaszkodzić, jej historyjka była spójna. Nawet jeśliby sekcja wykazała, że Herbert o szóstej wieczorem nie był już w stanie sam prowadzić samochodu. Nigdy nie twierdziła, że on o tej porze wyszedł z domu i odjechał. Specjalnie poczekała, aż mogła być pewna, że Margot Lehnerer nie usłyszy przez telefon dźwięku silnika.
Czysto teoretycznie Herbert mógł zasiąść w fotelu, gdy ona uderzyła głową o kant stołu i straciła przytomność. A on mógł ją obserwować leżącą na podłodze. Może zażył tabletki, a może nie. Może stracił przytomność, a może nie. Może był zadowolony, założył, że Betty nie żyje. A wtedy mógł ktoś przyjść. Thomas!
Jeśli komuś przyszło do głowy, że nie wszystko było w porządku; jeśli ktoś zadawał sobie pytanie, kto miałby możliwość i motywy, by dopomóc w tym samobójstwie, to pozostawał tylko Thomas. Wszyscy rzuciliby się na niego. A ten policjant jako pierwszy. Czy Thomas to wytrzyma?
Pół nocy przeleżała z na wpółprzymkniętymi oczami na sofie, obserwując go, jak tak siedział w fotelu. Zgrzany, wyczerpany, a przy tym tak zadowolony, promieniejący siłą i spokojem. – Widzisz duchy, duszko.
To nie były duchy, tylko ten policjant, jego ostatnie, spojrzenie, przelotny uścisk ręki. Thomas po prostu czuł się zbyt pewnie, nie podobało jej się to. Nie umiała sobie tego wytłumaczyć. Dopiero co był jeszcze trzęsącym się kłębkiem nerwów, a tu raptem – taki bohater.
Thomas był zawsze nieco niestabilny. Ale raczej miał tendencje, by zostać słabeuszem. Przez te wszystkie lata obawiał się, że Margot albo stary Theissen mogliby odkryć, że z szefową łączyło go coś więcej niż troska o interesy. A przy tym jej teścia niewiele to obchodziło dopóty, dopóki nie cierpiała na tym firma. A jego żona… Margot Lehnerer nie była głupia. Stale okazywała Betty uprzejmość i dystans.
Można było z tego wywnioskować, że Margot przynajmniej coś przeczuwała. Nawet anioł z lodu mógł mieć od czasu do czasu tęsknoty, a wówczas sięgał po to, co sprawdzone. Ponieważ było to praktyczne, chociaż niezbyt emocjonujące. Brakowało czegoś decydującego. Twardości, niezłomnej woli, poczucia posiadania mężczyzny. Prawdziwego mężczyzny! Takiego, który w ciągu dnia pozwoliłby jej wykonywać pracę, ale wieczorem diabelnie mało by go obchodziło, czy jest zmęczona. A to pytanie Thomas zawsze zadawał jako pierwsze, a jeśli powiedziała tak, to wracał do domu, do Margot. Zamiast przycisnąć ją do najbliższej ściany, czy rozłożyć na najbliższym stole.
Jak najbardziej miała swoje tęsknoty. A ten policjant wyglądał jak mężczyzna, dawał jej poczucie, że jest mężczyzną i zachowywał się w ten sposób. W każdym razie nie miał zahamowań, albo niewiele. Nie miał też kobiety, której musiałby okazywać jakieś względy. I realizował się w swoim zawodzie, a co za tym szło, wiedział, że trzeba zakładać pewne priorytety. Byłaby to dogodna konstelacja, gdyby nie Thomas.
Ale Thomas po prostu był. I nie spojrzałby przez palce na fakt, że poszła do łóżka z policjantem. W swoim nowo rozbudzonym poczuciu własnej wartości nie uznałby jej argumentów. W żadnym wypadku nie chciała ściągać sobie na głowę nowych kłopotów. Może najpierw poczekać, jak się rozwinie sytuacja? Czekanie nie było jej najmocniejszą stroną.
Była bardzo milcząca, gdy tak siedziała w wozie obok Georga Wassenberga, tylko na samym początku wyjaśniła mu, gdzie znajduje się dom jej teściów. Była mu wdzięczna za propozycję, że ją podwiezie i za to, że pozwolił jej milczeć. Nie mogłaby rozmawiać podczas tej jazdy. Usiłowała zignorować ból głowy, odsunąć myśli o Thomasie i o tym, co będzie potem, i przygotować się na to, co czekało ją teraz. Rozhisteryzowana teściowa, wyrzuty, prawdopodobnie nawet bezpośrednie oskarżenie. Musiała go potem koniecznie jeszcze przez chwilę zatrzymać, żeby zobaczyć, jak na to zareaguje.
Dotarli na miejsce po dobrej półgodzinie jazdy. Był to duży dom, ponury i surowy. Tego wrażenia nie mógł zatrzeć nawet rozległy trawnik. Georg wjechał samochodem na obszerny podjazd, zatrzymując wóz bezpośrednio przed schodami wiodącymi do domu.