Выбрать главу

Głowę miała skierowaną w przód, ale mimo to widziała, że ciągle spogląda na nią z ukosa. Jego wzrok częściej spoczywał na jej twarzy niż na szosie. No dobrze! Skoro nie da się tego uniknąć. Mężczyźnie, który właśnie opuścił łóżko kobiety, będzie trudno zaraz potem prowadzić przeciwko niej dochodzenie.

W zasadzie chodziło tylko o to, by połączyć przyjemne z pożytecznym. Atrakcyjny mężczyzna, który stał się twardy z powodu jakiegoś mięczaka, preferowanego przez jego żonę. Mieszanka w sam raz – agresja i pożądanie. Chcę cię i dostanę, czy tego chcesz, czy nie. Zupełne przeciwieństwo Thomasa.

Thomas by nie chciał zrozumieć, że było to konieczne. Ale on przecież nie musiał tego od razu zauważyć. Na początek istniały wiarygodne wymówki. Jeszcze kilka pytań, toczące się śledztwo. I była też podróż służbowa, planowana już od miesięcy. Właściwie sama miała pojechać. Tylko że obecnie była tu niezbędna. Thomas to zrozumie i będzie gotów pojechać zamiast niej. Na kilka dni do Holandii, żeby jeszcze raz się tam zorientować, jak wygląda budowa niezbyt drogich domków jednorodzinnych.

Z domu jej teściów Georg Wassenberg pojechał z nią do instytutu medycyny sądowej. Po drodze poprosiła go, żeby zatrzymał się przed apteką. Kupiła sobie środek przeciwbólowy, silniejszy niż paramed, poprosiła też od razu o szklankę wody. Stojąc jeszcze przy ladzie, połknęła dwie tabletki, zapłaciła, podziękowała i wróciła do wozu.

– To była pierwsza sprawa – powiedziała, wsiadając – a teraz druga. Miejmy to już z głowy.

Chętnie by jej tego oszczędził, zwłaszcza teraz, gdy stała się tak milcząca, sprawiała wrażenie tak zamyślonej i przygnębionej, i chyba nadal cierpiącej. Musiała jednak zidentyfikować ciało, mimo że nie było żadnych wątpliwości co do tożsamości zmarłego. Okropna biurokracja. Ale zarazem jeszcze jeden powód, by objąć ją ramieniem, przyciągnąć do siebie, potrzymać w ramionach, gdy krótkim przytaknięciem potwierdziła: – Tak, to mój mąż.

Jej twarz nadal blada i nieruchoma przez chwilę drgnęła. Wyciągnęła rękę, jakby chciała dotknąć ramienia zmarłego. Ale zanim go dosięgła, cofnęła dłoń i spuściła głowę.

Georg wyprowadził ją na zewnątrz. Wrócił jeszcze raz, by się dowiedzieć, kiedy mogłaby się odbyć sekcja. Słyszała, jak rozmawia z lekarzem sądowym, jak uzgadniają termin na czwartek o dziesiątej przed południem. W jej uszach zabrzmiało to jak termin ogłoszenia wyroku.

Potem Georg wrócił i znowu objął ją w talii. Wychodząc na zewnątrz, wyszeptała: – Zdaje mi się, że śnię. Zaraz się obudzę, a on z łomotem będzie się wspinał po schodach. Nigdy bym go o to nie posądziła.

Georg podprowadził ją do samochodu, pozwolił wsiąść, a wówczas opadł z niej cały ten szok. Gdy ruszał, przemieniła się powoli w kobietę, którą poznał w nocy. Stawiającą czoło każdej sytuacji i życiu, akceptującą wszystko, co się jej przydarzy, zarówno w pozytywnym, jak i w negatywnym sensie. Chciał ją odwieźć do domu, ale poprosiła, żeby ją zawiózł z powrotem do firmy.

– Chyba nie chce pani jeszcze pracować? – spytał. Niewielki zegar na desce rozdzielczej pokazywał kilka minut po piątej.

– Nie – cicho się roześmiała. – O wpół do piątej mamy w biurze fajrant. To dotyczy także mnie. Ale mój samochód nadal tam stoi. – Jeszcze jeden uśmiech i krótkie westchnienie. – Dziś rano musiałam wziąć taksówkę. Nie mogę sobie pozwalać na to codziennie. – W ostatnim zdaniu brzmiał cień wyrzutu.

Lamborghini znajdował się już w komisji do badań technicznych. Czysta rutyna, może zdejmą odciski palców z drzwi i kierownicy, a może i to nie. Gdyby on albo prokurator tego zażądali, to by tak zrobili, w przeciwnym razie… Właściwie było to zbędne.

– Postaram się, żeby możliwie jak najszybciej odzyskała pani samochód męża – obiecał, zastrzegając przy tym: – Może to jednak potrwać parę dni. Decyzja należy do prokuratora.

Wzruszyła tylko ramionami.

Trzeba było przynajmniej poczekać na wyniki sekcji. Tego jednak nie chciał jej tak wyraźnie powiedzieć. Sekcja była dla bliskich zmarłego przeważnie gorsza niż sama śmierć.

Jechał powoli, rozkoszując się każdą sekundą, liczył się z tym, że pożegna się z nim przed firmą. Nie chciał się jej narzucać. Nie dziś, teraz mógł sobie spokojnie dać trochę czasu.

Nie wyciągnęła do niego ręki, zanim wysiadła, jak się spodziewał. Spojrzała na niego, rzuciwszy krótkie, ale demonstracyjne spojrzenie na zegarek. – Jest pan jeszcze na służbie? – spytała.

Wzruszył ramionami. – To zależy. – Chciał jeszcze pomówić z ich lekarzem domowym, dowiedzieć się o ogólny stan zdrowia Herberta. Ale równie dobrze mógł to zrobić następnego dnia.

Nie spytała, od czego to zależy, tylko: – Wypije pan jeszcze ze mną kawę? Może ją pan sam zaparzyć, jeśli obawia się ryzyka picia mojej kawy. Muszę przyznać, że pańska kawa bije moją na głowę. Może za bardzo oszczędzam na proszku. – Zabrzmiało to żartobliwie, ale zaraz spoważniała: – Z pewnością ma pan jeszcze do mnie kilka pytań.

Nie kilka, tylko jedno. Dlaczego pani mąż wziął ten mikroskopijny nożyk zamiast któregoś z tych dużych z bloku, który stoi na szafce? Nie powiedział tego głośno. Popatrzył za nią, jak idzie przez przestronny plac do małego czerwonego autka starszego modelu, wręcz rzęcha. Ten lamborghini bardziej by do niej pasował.

Pojechał za nią do jej domu. A potem znowu stał u niej w kuchni i parzył kawę. Ona siedziała na krześle, patrząc na niego, uśmiechała się, niekiedy trochę zawstydzona, czasem nieco rozmarzona, a czasem z cieniem tęsknoty w oczach. Wszystko było prawie tak jak w nocy.

Kiedy wyjmował naczynia z szafki, podniosła się z miejsca.

– Powinnam coś przekąsić – wyjaśniła, wyjmując siatkę z pomidorami, pudełko margaryny i opakowanie pokrojonego chleba z lodówki. Nie było w niej zresztą wiele więcej ponadto.

– Nie będzie panu przeszkadzało? – spytała. – Zawsze przekąszam co nieco, kiedy wracam do domu. W biurze zazwyczaj nie mam na to czasu.

Potrząsnął głową. Dlaczego miałoby mu przeszkadzać, że coś zje? Na pewno była głodna. Z szuflady obok lodówki wyjęła mały kuchenny nożyk. Różnił się on od tego, który znaleziono w samochodzie jej męża, tylko kolorem trzonka – ten był jasnozielony.

Pokroiła nim pomidory na wąskie plasterki, położyła je na kromkę chleba, posypała solą. Nóż zostawiła potem obok zlewu. A był on zdecydowanie bliżej drzwi niż drewniany blok pełen noży.

Zostali w kuchni. Betty zjadła swoją kanapkę z pomidorami, popijając ją dwiema filiżankami kawy. Nie zadał jej żadnego pytania. Sprawa noża się wyjaśniła. Pewnie i wczoraj Betty musiała coś przekąsić, zanim połknęła tabletki i się położyła.

Starczy, jeśli w ciągu kolejnych dni zjawi się na komendzie i złoży zeznania. Powiedział jej to. I to, że najlepiej będzie, jeśli przedtem do niego zadzwoni, uzgodni termin, żeby nie musiała niepotrzebnie czekać. – Wprawdzie i zwykle się nie nudzimy, ale teraz jest szczególnie gorąco – powiedział.

Skinęła głową, jakby o tym wiedziała, bo tak zresztą było. – Tych czterech mężczyzn, prawda? Czytałam o tym w gazecie. Zajmuje się pan i tą sprawą?

Teraz on skinął głową, a ona stwierdziła: – Okropna historia. I taka bezsensowna. Kto coś takiego robi i co z tego ma? – Jej głos brzmiał szczerze, jakby rzeczywiście nie widziała tu sensu. Zaskoczyło go to nieco, w przyjemny sposób. Oczekiwał raczej obojętności.