Выбрать главу

Zaczęła głaskać go lewą ręką po piersi, po prostu w tę i z powrotem, całkiem mechanicznie. Było to nieprzyjemne uczucie, bo plaster ocierał się przy tym o jego skórę. Po kąpieli Betty nakleiła sobie drugi na zranioną rękę.

Cicho, prawie melancholijnie, kontynuowała: – Musisz wiedzieć, że nasz dobry Thomas był moim pierwszym mężczyzną. Tyle że kiedy odkrył swoją namiętność do mnie, był już od dłuższego czasu z Margot. I to z nią chciał się koniecznie ożenić. Nie mogę mu tego nawet mieć za złe. Margot jest stworzona do roli żony i matki, to już wtedy było widać. Predestynowana do tego, by gotować swoim ukochanym, hołubić ich, utrzymywać w porządku dom i dbać o ogród. Marzenie każdego mężczyzny, który lubi żyć przytulnie i beztrosko. Ze mną Thomas chciał być tylko w łóżku, względnie na swoim biurowym fotelu. Zawsze to robiliśmy w biurze, po pracy albo w weekendy. Kazał mi robić nadgodziny albo wzywał mnie na nadgodziny do firmy. Obiecywał mi gwiazdkę z nieba. I w końcu mu pozwoliłam. Był miły i…

Tu nastąpiła maleńka pauza, ton zgorzknienia, zanim dokończyła zdanie. – Uwierzyłam mu, że traktuje to poważnie. Że potrzebuje tylko nieco czasu, żeby pomówić z Margot o rozstaniu. Że musi to zrobić bardzo ostrożnie, bo nie chce jej zranić. Mam opowiadać dalej?

– Nie krępuj się – ponaglił ją Georg. – Lubię bajki na dobranoc.

– A ja lubię ostrych mężczyzn – powiedziała Betty, prostując się. Odwróciła się do niego plecami, podciągnęła nogi i objęła kolana ramionami. – Ale to nie oznacza, że pozwolę im, żeby robili ze mną to, co im się żywnie podoba. Wyrosłam już z tego wieku. Chyba będzie lepiej, jeśli już pójdziesz.

Siedziała obok niego, powstrzymując powietrze, z lekko zgiętymi plecami. Mógł policzyć w kręgosłupie jej kręgi, tak też uczynił, to było lepsze niż liczenie baranów. Było też lepsze niż łamanie sobie głowy. A nawet jeśli coś ją łączyło z Lehnererem jeszcze w poprzednim tygodniu, to było przecież zrozumiałe. Młoda kobieta, przez tyle lat sama. To, że teraz zaprzeczała, było raczej pozytywne.

– Chodź tu – szepnął, chwycił jej ramię i pociągnął ją do siebie, aż jej głowa znowu spoczęła na jego piersi. Lubił to, ten lekki nacisk na żebrach i oddech na piersi. Sonia nigdy tego nie lubiła. – Resztę możesz mi opowiedzieć przy śniadaniu. Jeśli to nie bajka, to nie nadaje się na dobranoc.

Objął ją ramieniem, przyciągnął blisko siebie, poczuł wilgoć na skórze tam, gdzie spoczęła jej twarz. Jedna czy dwie łzy, w żadnym razie więcej, ale sprawiały, że zdawała mu się istotą tak potrzebującą opieki.

– Kochałaś go?

– Naturalnie – szepnęła. – Oczywiście, że go kochałam. Miałam szesnaście lat. W tym wieku kocha się jeszcze z całego serca. W tym wieku cały świat wali ci się w gruzy, gdy widzisz, że byłaś tylko łudzona nadziejami. A potem człowiek staje się nikczemny, potem chce się zemsty. I jeśli w takiej sytuacji szef junior zaczyna robić do ciebie słodkie oczy… Przecież nie wiedziałam, jak to działa, tego, że dla Herberta dziewczyna stawała się naprawdę interesująca dopiero wtedy, kiedy Thomas sygnalizował, iż opłaca się ją wziąć na ząb. Thomas odgrywał rolę osoby kosztującej jedzenie przed posiłkiem. Nie robił tego celowo. Mocno go dotknęło, kiedy mu oznajmiłam, że między nami wszystko skończone, że przespałam się z Herbertem. Thomas mnie nawet ostrzegł, ale na to było już niestety za późno.

Przerwała, odetchnęła płytko, po czym mówiła dalej: – Wmanewrowałam się w położenie bez wyjścia. Ale daruj mi szczegóły, nie potrafię o tym mówić. Thomas powiedział wtedy – no tak, to, co się zwykle mówi. Że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi, że mogę na nim polegać, gdyby były kłopoty. Czy to już wystarczy?

Skinął głową. – Jutro też jest dzień.

– Nie jestem przygotowana na śniadanie – powiedziała. – Z przyjemnością poczęstuję cię kawą. I kanapką z pomidorem.

Rzeczywiście nie miała w domu nic poza tym. Nie przeszkadzało mu to, że musi zadowolić się kawą. Z kanapki z pomidorem dobrowolnie zrezygnował. W ciągu tygodnia zazwyczaj też tak jadał, dopiero przed południem kupował sobie kilka kanapek.

Śniadanie zjedli w kuchni. I gdy tak przed nim siedziała, mógłby od razu podsadzić ją znowu na stół. Nie zrobił tego, bo pozostała w nim resztka ociężałości po pięknej nocy. Porywająca kobieta. Zapomniał o irytującej chwili tej nocy. Wstydził się potwornie, że chciał ją uderzyć. Odpychające zdanie z jej ust po dokładniejszym zastanowieniu nie zdało mu się ani obsceniczne, ani jakieś inne, prawdopodobnie było tylko wyrazem tego, że ją zranił. Jeszcze teraz miał ochotę się spoliczkować za swoje niestosowne pytanie o jej romans z Lehnererem. To naprawdę nie był właściwy moment.

Przez długie minuty przyglądał się jej, jak kładzie plasterki pomidora na kromkę chleba i kroi na kawałki mieszczące się w ustach. Sprawiała wrażenie tak świeżej i wypoczętej, tylko raz przejechała grzebieniem po włosach i już była piękna. Zbyt piękna i zbyt perfekcyjna, by dać ją sobie odebrać przez jakiegoś leśnego sprintera. Do tego jeszcze głupca, który nawet nie zauważył, że ciąga po okolicy martwego już człowieka.

Musiał jej to jakoś uświadomić. Nie łagodnie, ale raczej drastycznie. Wtedy zostawi Lehnerera w spokoju. Zaczął ostrożnie, bardzo oględnie, wyzbył się drwiny w głosie, zrezygnował z gniewu, tylko spokój i obiektywizm, nie chciał ryzykować ponownej sprzeczki, a tym samym prawdopodobnie ostatecznego wyrzucenia z domu.

– Przykro mi, że muszę cię jeszcze raz spytać, Betty. Masz romans z Thomasem Lehnererem?

W ogóle mu nie odpowiedziała, spojrzała tylko przelotnie i zimno w jego twarz, wskazując mu głową drzwi.

– Nie – powiedział poważnie – nie w ten sposób. Potrzebuję jasnej odpowiedzi, Betty. – By nadać swoim słowom odpowiednią wagę, dodał: – I nie pytam cię jako mężczyzna, rozumiesz?

I to jak rozumiała, zrozumiała od razu. Przecież przeczuwała to przez cały czas, tylko przejściowo dała się zwieść poczuciu bezpieczeństwa wynikającemu z jego zachowania. Na zewnątrz nic nie dało się po niej poznać, mimo że nie spuszczał wzroku z jej twarzy. Emocje wrzały w jej wnętrzu, dobrze ukryte.

Gardło się jej zacisnęło, ostatni kęs niemal utknął jej w przełyku. Z trudem go przełknęła, popijając kawą, by pozbyć się raptownej suchości w ustach. A więc tak to u niego wyglądało. Miał swoją przyjemność, a teraz znów stał się służbistą.

Udała, że potrząsa głową, jakby jego pytanie nie było warte jasnej odpowiedzi. Musiał to, chcąc nie chcąc, zaakceptować. Obserwowała go uważnie, widziała, jak się męczy.

– No dobrze – stwierdził po kilku sekundach, jak najdalszy od tego, by tak łatwo się poddać i zostawić sprawę swojemu losowi. – Ale miałem wrażenie, że Lehnerer nie jest ci niechętny i jest też gotów wiele dla ciebie zrobić.

Teraz umiarkowanie zaprotestowała. – Naturalnie! Nie neguję, że Thomas wiele dla mnie robi. I to od lat. O reszcie możesz zapomnieć. Thomas jest żonaty i bardzo szczęśliwy w swoim małżeństwie. Na tyle, na ile ja to mogę ocenić. Nie interesuje się innymi kobietami. Kocha Margot i ubóstwia swoje dzieci.

– Jedno nie wyklucza drugiego – odparł cicho Georg.

– Co masz na myśli? Możesz się wyrazić dokładniej? – Naprawdę nie była całkiem pewna, do czego czyni aluzję, jeszcze raz do romansu, czy do śmierci jej męża.

Chwycił jej dłoń, przyciągnął ją do siebie ponad stołem i mocno przytrzymał. – Posłuchaj, Betty, ja… – zrobił sztuczną przerwę, trochę aktorstwa było konieczne w jego zawodzie. Dwie sekundy przerwy, potem kontynuował. – Właściwie nie powinienem ci tego mówić, mam nadzieję, że jest to dla ciebie jasne. Jeśli z tobą o tym rozmawiam, to tylko dlatego, że byłem z tobą w tym czasie, który wchodzi w grę. Mogę więc z całą pewnością cię wykluczyć.