W jej oczach coś błysnęło, zimna nienawiść czy może brak pewności, nie był w stanie tego ocenić. Mówił powoli i z namysłem dalej: – Jesteśmy pewni, że twój mąż… Cóż, miał ponad cztery promile we krwi. Przy takiej ilości nikt normalnie nie spaceruje po okolicy. Czysto teoretycznie musiał być przynajmniej nieprzytomny, kiedy znalazł się w stawie.
W ten sposób było to perfekcyjnie wyrażone. Tak formułując, było to morderstwo. Ona także to pojęła, wyraźnie to było widać. Wpatrywała się w niego przestraszona, filiżankę, którą właśnie uniosła, odstawiła ze słyszalnym brzękiem na spodeczek. – Co to znaczy, normalnie i czysto teoretycznie? Zwłoki zostały wydane. Zostanie pochowany we wtorek. Samochód też mogę odebrać. Chcę to zrobić jutro rano. Przecież by mi go nie dali, gdyby nie wszystko było w porządku.
– To wydanie nie ma żadnego znaczenia – przerwał jej Georg. – Ale więcej naprawdę nie mogę ci powiedzieć. Nie mamy jeszcze wszystkich wyników, przykro mi. Pozwól mi to tak wyrazić: wychodzimy z założenia, że ktoś przeniósł twojego męża z samochodu do stawu. Ten ktoś musiał być bardzo silny i mieć po temu ważki powód, czy może postrzegasz to inaczej?
Nie odpowiedziała od razu, zaczęła potrząsać głową, mruknęła dopiero po kilku sekundach: – Zwariowałeś. Ważki powód, to jest… – Jej głos stał się nieco wyższy, kiedy stwierdziła: – Masz na myśli Thomasa! Naturalnie, że to o nim pomyślałeś. Dlatego cały czas się go czepiasz. Zapomnij o tym! To całkowicie wykluczone. Byli bliskimi przyjaciółmi. Oczywiście, że Thomas nie zawsze pochwalał to, co wyrabiał Herbert, ale to jeszcze nie powód. – Krótko się roześmiała. – To śmieszne. – Na końcu w jej głosie znowu słychać było takie zdenerwowanie, niemal jakby w następnym momencie chciała mu ponownie, tym razem ostatecznie, pokazać drzwi.
– Betty – powiedział uspokajająco i uścisnął jej rękę. – Nie twierdzę, że Thomas Lehnerer zabił twojego męża. Tylko nie widzę nikogo innego, kto sam byłby w stanie przenieść taki ciężar na odległość czterdziestu metrów. Ciało nie było ciągnięte, to pewne. Ale nie kłóćmy się o to, dopóki nie ma pewności.
Uśmiechnął się do niej, ufnie i trochę jak spiskowiec, brakowało jeszcze tylko mrugnięcia okiem. – Stwierdzimy, kto dotykał garnituru twojego męża. Tu nie pomoże żadna ostrożność. Jakieś ślady zawsze zostają, mikroskopijny kłaczek, włos, łuska skórna. Wystarczy kropla krwi czy próbka potu. Pewnie już słyszałaś o genetycznych odciskach palców. Te badania są bardzo czasochłonne i kosztowne, ale zawsze przynoszą rezultaty.
Połowa jego twierdzeń to były czyste wymysły. Zakładał, że ona o tym nie wie.
I tak też było. Pomyślała o sposobie, w jaki Thomas jej opisał swoje postępowanie nad stawem. Łuski skórne, próbki potu! Sfrustrowana skrzywiła się, szepcząc: – To śmieszne zakładać, że Thomas… To już prędzej bym pomyślała, że mój teść…
Ostatnie dwa słowa wypowiedziała po chwili wahania. Przerwała w połowie zdania, pomilczała przez dwie pełne namysłu sekundy. Kiedy ponownie przemówiła, jej głos brzmiał znowu spokojnie, niemal rzeczowo, a przy tym nadal z wahaniem i pytająco. – Przecież powiedział, że Thomas był u nich tej nocy. A więc był poinformowany. Znał tę chatę i otaczający ją teren. I wysłał robotników. Jeśli podejrzewasz Thomasa, to kilku robotników jest tak samo podejrzanych. Mogłabym ci wymienić tuzin nazwisk mężczyzn, na których mojemu teściowi wystarczyłoby tylko gwizdnąć.
Sposób, w jaki usiłowała mu to przekazać, wprawił go raptem we wściekłość. Gdyby skończyła na swoim proteście, byłoby to wiarygodne. Ale serwować mu zaraz innego podejrzanego! W tym momencie był całkiem pewien swojej sprawy. Ona wiedziała. I usiłowała chronić Lehnerera. To, co mówiła, nawet jakoś rozsądnie brzmiało.
Bliscy przyjaciele! Zacny ojciec, głowa rodziny, kochający żonę i dzieci, uwielbiający swoją szefową, nazywający ją od czasu do czasu z czystego sentymentu duszką. A co się tyczy robotników i jej teścia… Stary rzeczywiście nie mrugnął nawet powieką. Wyrafinowana żmija! Może ktoś połknąłby tę przynętę, ale nie on. On miał wrażenie, że się nią zaraz zakrztusi.
Betty zobaczyła, że na jego twarzy maluje się wściekłość, poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Jego dłoń nadal spoczywała na jej ręce. Zrobiło jej się niedobrze na myśl, co mogłoby się stać, gdyby go odesłała tej nocy. Trudno to było sobie wyobrazić. On był groźniejszy niż cała skrzynka dynamitu.
Chciała coś powiedzieć, poczynić jakąś uwagę, która by go ugłaskała. Tylko że nic jej nie przychodziło do głowy. Jej mózg był pusty jak wydmuszka. Ale, do licha, jeśli zgadzało się to, co powiedział, to nie powinien tu wcale siedzieć.
Powoli pustka w jej głowie poczęła się znów zapełniać myślami. Gdy został poczyniony pierwszy krok, dalej już poszło błyskawicznie. Romans z Thomasem, o to zapytał ją najpierw, ale mimo to za późno. Uśmiechnęła się.
– Co mam teraz o tym sądzić? – Nie dała mu okazji do odpowiedzi. – Od kiedy o tym wiesz? Czy powinnam raczej spytać, od kiedy przypuszczasz, że ktoś mu dopomógł? I mam jeszcze jedno pytanie. Nie wolno ci o tym ze mną rozmawiać, ale iść ze mną do łóżka to ci wolno, tak?
Mówiąc to, obserwowała jego twarz. – Sądzę, że podejrzewasz mnie o romans z Thomasem. Podejrzewasz jego, że zamordował mojego męża. Załóżmy, że nie robisz tego z zazdrości, ale że naprawdę masz ważkie powody. Potem zapraszasz mnie na kolację, a po niej nie masz nic pilniejszego do roboty, niż sadzać mnie tu na stole. Jak to pasuje jedno do drugiego?
Nadal się uśmiechała, teraz trochę intensywniej, z cieniem ognia w spojrzeniu i masą rozczarowania, które ściągało w dół kąciki jej ust. – Nie o to chodzi, że się skarżę, w końcu dostałam to, czego chciałam. Ale mimo to czuję się trochę wykorzystana. Czy to nowa technika przesłuchiwania? Szkoda! Myślałam, że może być z tego coś więcej.
To wystarczyło. On naprawdę był szybkim typem, pojmował od razu. – Ja też tak myślałem – powiedział – i dlatego uważałem, że powinniśmy wyjaśnić sobie kilka spraw.
– Wyjaśniliśmy je? – spytała.
Jeszcze raz uścisnął jej dłoń, uśmiechając się przy tym, niemal zakłopotany. – Mam taką nadzieję.
Aż do południa dawał jej dosyć okazji, by dalej rozpraszała jego podejrzenia. Nie te dotyczące obecności Thomasa nad stawem, tylko te odnoszące się do jej romansu. Raz w kuchni, zaraz po tym, jak sprzątnęła ze stołu naczynia. Potem pod prysznicem, wreszcie jeszcze raz w sypialni, kiedy pomagał jej ścielić łóżko. Była wyposzczona, tu nie musiała niczego grać. Podniecał ją jego styl, to, że żądał, nalegał, czułości stawiał na końcu, a łagodności nie znał w ogóle. Być pożądaną i po prostu wziętą, cóż za obłędne uczucie.
W południe pojechali do miasta, jego samochodem, zjedli gdzieś coś, przy czym Georg sprawiał wrażenie tak luźnego i odprężonego. Nie dała się jednak temu zwieść. Co i rusz zauważała krótkie, uważne spojrzenia, którymi ją obrzucał. Nieustannie rozmyślał, wałkował tę jedną kwestię w swoim mózgu w tę i z powrotem, wyraźnie to widziała. Jeśli patrzył jej bezpośrednio w twarz, to zazwyczaj z uśmiechem. A i to się zaraz zatracało, kiedy spuszczała wzrok – albo z jego perspektywy wyglądało to tak, jakby kierowała spojrzenie na coś innego.
W drodze powrotnej zatrzymali się przy cukierni, wzięli ze sobą kilka ciastek. Popołudnie spędzili na tarasie. Betty obserwowała go uważnie i zauważyła, jak jego skupienie się zmniejsza, jak staje się ociężały.