Выбрать главу

Jakiś szaleniec! A tymczasem stwierdzono już, że to ramię Thomasa Lehnerera. Porównano odciski palców ręki z tymi, które już posiadano. Były identyczne. Ktoś powiedział: – Uparte ścierwo. Ale zaprzeczanie nic jej nie pomoże.

Nie! Dowody były jednoznaczne. Druga łazienka. Pomysł Diny. – Nie mogła ryzykować zostawienia go w tej łazience, którą pan znał, panie Wassenberg. Istniało niebezpieczeństwo, że pan po prostu wejdzie na górę. Pewnie od razu w czwartek go przeniosła, jak już nie krwawił.

Kiedy pakowali kawałki rur, Georg już dłużej nie wytrzymał. Wszystkie te obrazy przed oczami. Jak się obracała pod strumieniami wody i jego dłońmi, trzymając zranioną rękę zawsze nieco w górze. Piana, spadająca szerokimi strumieniami z jej skóry i znikająca w odpływie. Był to obraz, który napełniał go wewnętrzną pustką. Nie ból, tylko pustka. Zupełnie niepojęte! Jak to wyraziła Margot Lehnerer: – Trzeba to zobaczyć na własne oczy, by uwierzyć.

On tego nie widział. Nie to, co się musiało rozegrać w kabinie prysznicowej w tamten środowy wieczór, kiedy Margot Lehnerer pojechała rowerem swojego syna, żeby przekonać się o tym, że została zdradzona. Widział tylko niebieskie worki na śmieci. Resztki leśnego sprintera, atlety z przedmieść. Zadźganego i pokrojonego, podzielonego na kawałki jak sztuka mięsa w rzeźni. Prawdopodobnie zrobiła to dopiero w czwartek i zebrało jej się przy tym na mdłości.

Najgorsza była powracająca myśl, iż to on wydał wyrok śmierci na Thomasa Lehnerera. On ze swoją cholerną wściekłością, zazdrością i tym blefem. Negatywny dowód okrzemkowy. I obaj nie wiedzieli, co to oznacza.

Musiał to wiedzieć, nawet gdyby miał z niej to wydrzeć siłą. Dlatego pojechał z powrotem do komendy policji. Jasne było, że nie chcą zostawić jej z nim sam na sam. Wcale nie chciał zostać z nią sam. Właściwie w ogóle nie chciał jej więcej widzieć.

Byli u niej we czworo. Dwóch kolegów, Dina Brelach i adwokat. Tego załatwił jej stary Theissen. Jeden z tych ostrych szczekaczy, nieodmiennie czymś groził, stale żądał, by natychmiast zwolnić ją z aresztu. Chciał pociągnąć do odpowiedzialności policję i państwo za szkody powstałe w firmie pod jej nieobecność. Sześćdziesiąt pięć miejsc pracy, tuzin niedrogich domków jednorodzinnych, o to teraz toczyła się gra. Jej za to stale tłumaczył: – Nie musi pani na to odpowiadać, pani Theissen. – Tak też czyniła, mimo że jej położenie było beznadziejne.

Kiedy Georg dotarł do drzwi, usłyszał głos Diny. Spokojnie i rzeczowo odczytywała zeznanie Margot Lehnerer, wspominała o działalności swoich kolegów. Od niedzielnego poranka na dużym obszarze przeszukano z psami teren lasu. W volvo Lehnerera znaleziono na podłodze ziemię i kilka jodłowych igieł. A w łazience jej męża…

Georg przystanął na korytarzu i czekał, po prostu tylko tam stał, nie mogąc się zdecydować, by otworzyć drzwi, nie potrafiąc myśleć, tylko wspominając. Jak bezradnie i bezbronnie wyglądała, leżąc na sofie, kiedy po raz pierwszy wszedł do jej domu. Jak to Thomas Lehnerer w tę środę wszedł przez taras, wołając ją: „Duszko”! I jak wszedł do kuchni, mając wypisane zakłopotanie na twarzy. I jak w niedzielę mówiła mu o tym, by zasadzić kilka krzaków bzu. Tylko dla odwrócenia uwagi. Musiała wykalkulować sobie, że jej ręka nie wyjdzie bez szwanku z tego szaleństwa. Stworzyła sobie alibi na wypadek zakażenia rany.

W którymś momencie Dina wyszła na korytarz, żeby przynieść kawy albo może potrzebowała przerwy, by odetchnąć od tych okropieństw. Dina się potknęła, widząc go stojącego przy drzwiach, usiłowała się uśmiechnąć, ale jej się to nie udało. Drzwi nadal były otwarte. Nie zauważył, jak rusza z miejsca. Ale zobaczył, że Dina potrząsa głową, poczuł też, jak kładzie mu rękę na ramieniu. Usłyszał, że mówi: – Niech pan tego nie robi, panie Wassenberg.

Nie zwracając uwagi na Dinę, otworzył drzwi jeszcze trochę szerzej. Wszyscy go zauważyli, ci trzej mężczyźni i ona. I ona zaczęła się uśmiechać, bardzo łagodnie i boleśnie. Wyraźnie widział, że drżą jej wargi. Sprawiała wrażenie, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła nic z siebie wykrztusić, najpierw musiała wyciągnąć rękę, potrząsając przy tym głową.

– Nie chciałam tego, Georg, proszę. Musisz mi uwierzyć, nie chciałam tego. Ja się tylko broniłam.

Adwokat Betty położył jej rękę na ramieniu, usiłując ją skłonić do milczenia. Strąciła tę rękę, jednocześnie z jej oczu potoczyły się łzy. Tak wiele łez naraz. – On zupełnie stracił kontrolę – wyjąkała. – Rzucił się na mnie i…

– Nie mów mi, że cię zaatakował – przerwał jej. W tym momencie był spokojny, wewnętrznie zupełnie zimny. – Nie strąciłby ci nawet włosa z głowy.

– Czemu jesteś tego tak pewny? – spytała. Jej adwokat ponownie położył jej dłoń na ramieniu. Nie zwracała na niego uwagi, oczy miała wlepione w Georga. – Usiłował zabić mojego męża. I był przekonany, że z czystej wdzięczności zaprowadzę go do urzędu stanu cywilnego. Kazałam mu odejść. Oświadczyłam mu, że nie pójdę na policję. Wyśmiał mnie. Nie muszę tego robić teraz, kiedy policja jest moim stałym gościem. Krzyknął na mnie, że jeśli sobie wyobrażam, że on się da tak łatwo spławić, to powinnam była raczej na niego nie liczyć. Prędzej by mnie…

Jej głos się załamał, łzy nadal płynęły po policzkach, jej oczy jakby przyssały się do jego twarzy. – Wyjął nóż z bloku i zmusił mnie, bym poszła za nim na górę. Jeszcze raz, na pożegnanie, powiedział, a kiedy twój nowy przyjaciel jutro przyjdzie, to będzie sobie mógł zeskrobać resztki. Jakoś mi się udało odebrać mu nóż. Nawet nie wiem, jak to się stało. Chciałam do ciebie zadzwonić, ale nie mogłam. Nie chciałam ci przecież przysporzyć kłopotów. Ja…

– Opowiedz to moim kolegom – powiedział. – Jeśli miło się przy tym do nich uśmiechniesz, to może ci uwierzą. – Odwrócił się i odszedł dwa kroki od drzwi.

A wtedy Betty zawołała za nim: – Georg!

Dina stała nadal w tym samym miejscu, znowu potrząsając głową, jakby mogła w ten sposób zapobiec, by jeszcze raz zawrócił do drzwi. Zrobił to i ponownie uczynił krok w jej stronę.

– Jestem w ciąży, Georg – powiedziała.

Poczuł, że wszyscy się w niego wpatrują, widział, jak adwokat począł się uśmiechać. – No i? – spytał. – Dlaczego mi o tym mówisz? Mam się postarać o kolejnego psa?

Spojrzała na niego, tak skonsternowana i dotknięta. Zanim jeszcze zdążyła odpowiedzieć, rzekł: – Bardzo mi przykro. Ale więźniom nie wolno trzymać zwierząt.

Potem ostatecznie się odwrócił i odszedł. Dina Brelach poszła za nim, po kilku krokach go dogoniła, ponownie kładąc mu rękę na ramieniu. – Chciałam pójść napić się kawy. Od czasu do czasu trzeba zrobić sobie przerwę. Napijemy się razem?

Roześmiał się krótko i niewesoło. – Jeśli sam nie będę musiał jej parzyć.

Nie musiał, w stołówce były automaty do kawy i personel. Dina uśmiechała się nieco niepewnie, może z odrobiną troski. Nie wiedziała, co Georg chciał przez to powiedzieć.

Petra Hammesfahr

Petra Hammesfahr, urodzona w 1951 roku, mieszka i tworzy w Kerpen w pobliżu Kolonii. Jej nieznana w Polsce powieść „Der stille Herr Genardy” została przetłumaczona na kilka języków i z powodzeniem przeniesiona na ekran. Powieści „Grzesznica”, „Grabarz lalek”, „Matka” i „Lukas Erbe” znalazły się na liście bestsellerów. Powieści Petry Hammesfahr sprzedano dotychczas w nakładzie ponad trzech milionów egzemplarzy.

***