– Wierz albo nie, ale cieszę się, że w szkole nie ma faceta, który by spełniał twoje oczekiwania.
– Zapomniałam, że jesteś autorytetem w dziedzinie moich tak zwanych oczekiwań – odpowiedziałam z drwiną.
Spojrzał na mnie tak, że poczułam się przezroczysta.
– Nie jesteś wycofana, Noro. Nieśmiała też nie. Po prostu musisz mieć naprawdę silną motywację, żeby sobie zadać trud poznania drugiej osoby.
– Nie rozmawiajmy już o mnie.
– Wydaje ci się, że potrafisz każdego rozpracować.
– Nic podobnego – odparłam. – Bo przykładowo… bo na przykład nie wiem nic… o tobie.
– Nie jesteś gotowa na znajomość ze mną.
Nie zabrzmiało to nonszalancko. Miał śmiertelnie po ważny wyraz twarzy.
– Zajrzałam do twojej kartoteki.
Moje słowa zawisły w powietrzu sekundę przed spotkaniem naszych spojrzeń.
– Z pewnością jest to nielegalne – szepnął.
– Ale nic w niej nie ma. Żeby choć wykaz szczepień.
Nawet nie udając zaskoczenia, rozsiadł się wygodnie. Oczy zabłysły mu jak obsydian.
– I mówisz mi o tym, bo się boisz, że wywołam epidemię? Odry czy świnki?
– Mówię ci, żebyś wiedział, że czuję, iż coś jest z tobą nie w porządku. Nie wszystkich udało ci się okpić. Dowiem się, co kombinujesz. I wszystko obnażę.
– Nie mogę się doczekać.
Zarumieniłam się, za późno łapiąc aluzję. Nad głową Patcha zobaczyłam, jak między stołami przemyka w naszą stronę Vee.
– Idzie Vee – ostrzegłam. – Odejdź!
Nie ruszył się z miejsca, wpatrzony we mnie i zadumany.
– No co się tak gapisz? Zaczął się zbierać.
– Bo jesteś zupełnie inna, niż sądziłem.
– Ty też – skontrowałam. – Jesteś gorszy.
ROZDZIAŁ 6
Następnego dnia rano, kiedy zadzwonił dzwonek, stwierdziłam zdumiona, że na pierwszej lekcji – wuefie – pojawił się Elliot. Miał na sobie baseballowe spodenki do kolan i białą bluzę Nike. Był w nowych, drogich tenisówkach. Zauważył mnie, podając pani Sully jakąś karteczkę. Pomachał mi i przysiadł się do mnie na trybunie.
– Byłem ciekaw, kiedy znów na siebie wpadniemy – powiedział. – W sekretariacie odkryli, że dwa lata nie chodziłem na wuef. W szkołach prywatnych nie jest obowiązkowy. Teraz debatują, jak w mój dwuletni program wcisnąć jeszcze dwa zaległe lata. No więc jestem. Wuef mam na pierwszej i czwartej lekcji.
– Nadal nie wiem, dlaczego się przeniosłeś. -Straciłem stypendium, a rodziców nie było stać na moją naukę.
Pani Sully zagwizdała.
– Rozumiem, że ten gwizdek coś oznacza? – spytał Elliot.
– Dziesięć okrążeń sali, bez obcinania rogów. – Podniosłam się z miejsca. – Jesteś wysportowany?
Elliot poderwał się i zatańczył na poduszeczkach dużych palców. Wykonał kilka wymachów nogami w powietrzu. Zakończył występ wykopem, o mało nie wybijając mi zębów, po czym odparł z uśmiechem:
– Wysportowany? Do szpiku kości.
Dziesięć razy obiegliśmy salę w kółko i wyszliśmy na zewnątrz. Zebrała się paskudna mgła, zatykająca płuca tak, że nie mogłam oddychać. Z nieba spadło kilka kropel w usilnej próbie uraczenia Coldwater burzą. Zerknęłam w stronę drzwi budynku, lecz na próżno: pani Sully była jak z kamienia.
– Potrzebuję dwóch kapitanów do softballu! – krzyknęła. -Żwawo, proszę mi tu nie spać! Ręce w górę, czekam! Jak się ktoś nie zgłosi, to wybiorę sama, a ja nie zawsze gram fair!
Elliot podniósł rękę.
– Świetnie – powiedziała do niego pani Sully. – Podejdź tu, do bazy domowej. A na kapitana czerwonych poproszę… Marcie Millar.
– Czemu nie. – Marcie omiotła wzrokiem Elliota.
– Elliot, nie ociągaj się, wybieraj – zachęciła pani Sully.
Elliot podrapał się po brodzie i obejrzał całą klasę, oceniając wyłącznie po wyglądzie, kto z nas będzie najlepszy do ataku, a kto do obrony.
– Nora – powiedział.
Marcie dotknęła dłonią karku i się roześmiała.
– Dzięki – zwróciła się do Elliota, posyłając mu zjadliwy uśmiech, który z nieznanych mi przyczyn hipnotyzował płeć przeciwną.
– Za co? – spytał Elliot.
– Za wystawienie nam zwierzyny. – Wskazała palcem na mnie. – Istnieje sto powodów, dla których ja jestem cheerleaderką, a Nora nie. Najważniejszy z nich to koordynacja ruchów.
Popatrzyłam na nią krzywo i podchodząc do Elliota, wciągnęłam przez głowę niebieską koszulkę.
– Przyjaźnię się z Norą – spokojnie, niemal chłodno oznajmił Marcie Elliot. Przesadził, ale nie miałam ochoty go poprawiać. Marcie zrobiła taką minę, jakby ją oblano kubłem lodowatej wody, co bardzo mnie ucieszyło.
– Bo nie poznałeś nikogo lepszego. Na przykład mnie. Owinęła włosy wokół palca. – Jestem Marcie Millar. Wkrótce o mnie usłyszysz.
Albo miała tik, albo do niego mrugnęła.
Elliot zupełnie nie zareagował i jego notowania u mnie od razu poszły w górę. Byle koleś natychmiast padłby na kolana i błagał Marcie, by mu łaskawie poświęciła swa uwagę.
– Chcecie tak stać do południa i czekać, aż się rozleje, czy wreszcie weźmiecie się do roboty? – zapytała pani Sully.
Po wybraniu drużyn Elliot wziął nas do boksu i ustalił porządek pałkowania. Nasunął mi kask na głowę i wręczył kij.
– Grey, zaczynasz. Wystarczy nam tylko bezpieczne zagranie.
Biorąc zamach dla wprawy, o mały włos nie zwaliłam go z nóg.
– A ja już liczyłam na home run.
– Doczekasz się i tego. – Skierował mnie do bazy domowej – Stań na stanowisku miotania i z całej siły się zamachnij.
Oparłam kij na barku, z myślą, że przy oglądaniu World Series powinnam bardziej uważać. Okej, może powinnam to oglądać. Kask spadł mi na oczy, więc go uniosłam, próbując mierzyć wzrokiem kwadrat, który całkiem zasłoniły upiorne smugi mgły.
Marcie Millar zajęła pozycję miotacza. Kiedy wyciągała piłkę przed siebie, spostrzegłam, że celuje we mnie serdecznym palcem. Częstując towarzystwo kolejnym jadowitym uśmiechem, zalobowala piłkę we mnie.
Trafiła mnie i piłka zaryła w piachu po niewłaściwej stronie linii faulu.
– To się nazywa uderzenie! – wykrzyknęła pani Sully z pozycji między pierwszą i drugą bazą.
Elliot wrzasnął z boksu:
– Przesadziłaś ze spinem! Poślij jej czysty rzut! Dopiero po chwili uzmysłowiłam sobie, że nie mówi do mnie, tylko do Marcie.
Marcie znów cisnęła piłkę, która przemknęła łukiem przez ponure niebo. Wykonałam zamach i znowu chybiłam.
– Druga nieudana – spod maski łapacza odezwał się Anthony Arnowitz.
Spojrzałam na niego surowo.
Odsuwając się od bazy domowej, zrobiłam jeszcze kilka zamachów dla wprawy. Elliot, który podszedł od tyłu, o mało nie dostał w głowę. Otoczywszy mnie ramionami, położył dłonie na kiju równo z moimi.
– Pokażę ci – szepnął mi do ucha. – O tak. Czujesz? Wy-luzuj. A teraz skręć biodra, wszystko polega na ruchu wokół osi bioder.
Zaczerwieniłam się, widząc, że jesteśmy pod obserwacją całej klasy.
– Chyba rozumiem, dzięki.
– Znajdźcie sobie ustronniejsze miejsce! – zawołała do nas Marcie.
Zawodnicy stojący w kwadracie wybuchnęli śmiechem.
– Gdybyś rzucała przyzwoicie – odkrzyknął Elliot – Nora trafiłaby w piłkę.
– Jestem gotowa.
– Nora też. – Elliot ściszył glos, mówiąc już tylko do mnie: – Odpuść kontakt wzrokowy, gdy tylko ciśnie piłkę. Jej rzuty są nieczyste, więc musisz się postarać.
– Wstrzymujecie rozgrywkę! – ryknęła pani Sully.
W tej samej chwili rozproszył mnie odgłos z parkingu za boksem. Tak jakby ktoś wolał mnie po imieniu. Odwracając się, poczułam, że to jednak nie wołanie. Wypowiedziano je bezgłośnie – w mojej głowie.