– Super – odparła Vee, wgapiona w Julesa. – Poproszę dietetyczną.
Jules bąknął pod nosem, że musi skorzystać z toalety i znowu znikł w tłumie.
Po pięciu minutach Elliot wrócił z colą. Wręczył nam po puszce, zatarł ręce i na moment się zamyślił.
– Od czego zaczniemy? – spytał.
– No a Jules? – zaniepokoiła się Vee.
– Znajdzie nas, spokojnie.
– Air hockey – powiedziałam bez namysłu.
Stół do gry w air hockey a mieścił się po drugiej stronie salonu. Całe szczęście – im dalej od Patcha, tym lepiej. Wmawiałam sobie, że znalazł się tam przez przypadek, ale moja intuicja przeczyła temu.
– Patrzcie! – zawołała Vee. – Futbol stołowy! – I już biegła zygzakiem w stronę otwartego stołu. – Ja z Julesem przeciwko wam. Przegrani stawiają pizzę.
– Okej – odpowiedział Elliot.
Nie miałabym nic przeciwko futbolowi, gdyby stół był nieco dalej od miejsca, w którym grał Patch. Postanowiłam go ignorować. Gdybym ustawiła się plecami do niego, prawie bym go nie widziała. I może nie znalazłby się też w polu widzenia Vee.
– Ej, Nora, to chyba Patch? – odezwała się Vee.
– Hm? – spytałam niewinnie. Pokazała go palcem.
– O, tam. To on, prawda?
– Nie sądzę. Czyli Elliot i ja to drużyna białych?
– Patch siedzi z Norą na biologii – wyjaśniła Vee Elliotowi. Mrugnęła do mnie chytrze, ale gdy tylko Elliot skierował uwagę na nią, zrobiła minę niewiniątka. Pokręciłam głową lekko, lecz stanowczo, przekazując jej niemy komunikat: „Przestań". – Popatruje w naszą stronę – wyszeptała. Oparła się o stół, próbując nadać naszej rozmowie pozór prywatności, ale powiedziała to na tyle głośno, że Elliot po prostu musiał ją usłyszeć. – Na pewno kombinuje, co tu robisz z… – Wskazała głową Elliota.
Przymknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że walę głową w ścianę.
– Patch nie kryje się z tym, że chciałby być dla Nory kimś więcej niż kolegą z biologii – ciągnęła Vee. – Zresztą trudno mu się dziwić.
– Naprawdę? – odparł Elliot, ogarniając mnie spojrzeniem wskazującym, że wcale nie jest zdziwiony. Już przedtem to podejrzewał. Spostrzegłam, że podszedł do mnie o krok bliżej.
Vee uraczyła mnie uśmiechem zwycięstwa, zatytułowanym: „Później mi podziękujesz".
– To nie tak – poprawiłam. – Jest…
– Dwa razy gorzej – dokończyła Vee. – Nora podejrzewa. że Patch ją śledzi. Pewnie niedługo zainteresuje się nim policja.
– Gramy czy nie? – zapytałam głośno.
Położyłam piłkę na środku stołu. Nikt tego nie zauważył.
– Chcesz, żebym z nim pogadał? – zwrócił się do mnie Elliot. – Powiem mu, że nie chcemy mieć nieprzyjemności. Że jesteś tu ze mną, więc jak ma jakiś problem, może go załatwić ze mną.
Nie chciałam, aby rozmowa potoczyła się w tym kierunku. Ani trochę.
– Co się dzieje z Julesem? – zapytałam. – Długo go nie ma.
– Właśnie, może się przewrócił w klopie – zasugerowała Vee.
– Jak chcesz, to z nim pogadam – powtórzył Elliot.
Doceniając jego troskę, nie byłam zachwycona pomysłem konfrontacji z Patchem. On był jak czynnik X: nieuchwytny, obcy i przerażający. Kto wie, do czego mógł być zdolny. Elliot był stanowczo zbyt miły, żeby go wysyłać przeciw Patchowi.
– Nie boję się go – oświadczył Elliot, jakby dla obalenia moich wątpliwości.
W tym jednym raczej nie mogłam się z nim zgodzić.
– To zły pomysł – powiedziałam.
– Właśnie, że wspaniały – rzekła Vee. – Inaczej Patch może… stać się agresywny. Pamiętasz, co było ostatnim razem?
– Ostatnim razem? – spytałam ją bezgłośnie.
Nie miałam pojęcia, czemu służyło to jej przedstawienie. Zawsze miała silną skłonność do przesady. To, co Vee uważała za niesłychanie dramatyczne, dla mnie było zwykłym upokorzeniem.
– Bez urazy, ale facet wygląda dosyć nieciekawie – stwierdził Elliot. – Wracam za dwie minuty. – I ruszył w stronę Patcha.
– Nie! – zaoponowałam, szarpiąc go za rękaw. – Bo… może znowu wpaść w agresję. Sama się tym zajmę. – Wściekle zmrużyłam oczy, patrząc na Vee.
– Na pewno? – spytał Elliot. – Bo chętnie bym to zrobił.
– Chyba będzie lepiej, jak to wyjdzie ode mnie. Wytarłam dłonie o dżinsy, w miarę spokojnie wzięłam wdech i pomaszerowałam w kierunku Patcha, który stał zaledwie kilka konsoli dalej. Nie miałam bladego pojęcia, co mu powiem. Liczyłam, że załatwię sprawę krótkim „cześć" a potem wrócę do Elliota i Vee, aby ich zapewnić, że wszystko jest pod kontrola.
Patch ubrał się jak zwykle: miał na sobie czarną koszulę, czarne dżinsy i cieniutki srebrny naszyjnik, który połyskiwał na tle jego ciemnej karnacji. Rękawy podwinął tak wysoko, że za każdym naciśnięciem guzika było widać, jak pracują mięśnie. Był wysoki, smukły i hardy, i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby pod ubraniem miał kilka blizn, pamiątek po walkach ulicznych czy jeszcze innych wybrykach. Nie żebym mu chciała zaglądać pud ubranie.
Zbliżywszy się do jego konsoli, poklepałam jej bok rękaą by zwrócić na siebie uwagę. Najspokojniejszym tonem, na jaki było mnie stać, zapytałam:
– Pacman? Czy może Donkey Kong?
Prawdę mówiąc, gra wyglądała na bardziej agresywną i chyba wojskową.
Na twarzy Patcha powoli pojawił się uśmiech.
– Baseball. Zechciałabyś stanąć za mną i dać mi parę wskazówek?
Na ekranie eksplodowały ogniem bomby i raz po raz ktoś wylatywał w powietrze. Oczywiście nie grał w żaden baseball.
– Jak ma na imię? – spytał, prawie niedostrzegalnie kiwając głową w stronę mojego towarzystwa.
– Elliot. Słuchaj, muszę się streszczać. Czekają na mnie.
– Znam go?
– Jest nowy. Właśnie się do nas przepisał.
– Pierwszy tydzień w szkole, a już ma przyjaciół. Szczęściarz. – Patch spojrzał na mnie. – Być może jest mroczny i groźny, a nam nic o tym nie wiadomo.
– To widać moja specjalność.
Czekałam, że załapie, o co chodzi, ale odparł tylko:
– Zagrasz?
Przechylił głowę w stronę odległego końca salonu. Wśród tłumu ledwie udało mi się rozróżnić stoły do bilardu.
– Nora!!! – zawołała Vee. – Chodźże tutaj. Sama nie dam rady Elliotowi!
– Nie mogę – odpowiedziałam Patchowi.
– Jeśli wygram – oświadczył, jakby nie przyjmując do wiadomości odmowy – powiesz Elliotowi, że coś ci wypadło. Powiesz, że jesteś zajęta do końca wieczoru.
Był tak arogancki, że nie mogłam się opanować:
– A jeżeli ja wygram?
Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
– Bez obawy.
Zanim zdążyłam się opanować, walnęłam go w ramię. -Uważaj – szepnął. – Bo jeszcze pomyślą, że flirtujemy.
Chętnie bym sobie dokopała, bo właśnie to robiliśmy. Ale cała ta akcja wyszła od niego – nie ode innie. W bliskim kontakcie z Patchem doznawałam dziwnej polaryzacji pragnień. Bo jakaś cząstka mnie chciała uciekać przed nim z wrzaskiem: „Pali się!". A inną, bardziej lekkomyślną cząstkę nęciła potrzeba sprawdzenia, jak bardzo mogę się do niego zbliżyć i… nie spłonąć.
– Jedna partyjka bilardu – kusił.
– Nie jestem tu sama.
– Kieruj się do stołów. Zadbam o twoje towarzystwo. Skrzyżowałam ramiona, co miało mi nadać wyrazu bez względności i lekkiego rozdrażnienia, ale też zagryzłam usta, by się nie zorientował, że odbieram go trochę bardziej pozytywnie.
– Co zrobisz? Pobijesz Elliota?
– Jeśli to będzie konieczne…