Byłam prawie pewna, że to żart. Prawie.
– O, tamten stół się zwolnił. Przytrzymaj go.
– Idź… już… śmiało – usłyszałam w głowie. Zesztywniałam.
– Jak to zrobiłeś?
Nie zaprzeczył i z miejsca ogarnęła mnie panika. Wiec działo się to naprawdę. Patch doskonale wiedział, co robi spotniały mi dłonie.
– Jak to zrobiłeś? – powtórzyłam. Uśmiechnął się przebiegle.
– Co takiego?
– Przestań – ostrzegłam. – Tylko nie udawaj. Oparł się barkiem o ekran i popatrzył na mnie.
– Co mam niby robić?
– Moje… myśli…
– Co z nimi?
– Patch, przestań! Rozejrzał się teatralnie.
– Sądzisz, że… przenikam twoje myśli? Przecież wiesz, że to niemożliwe, hm?
Przełknęłam ślinę i odpowiedziałam, siląc się na spokój.
– Przerażasz mnie i chyba raczej do mnie nie pasujesz.
– Mógłbym zmienić to przekonanie.
– Nooooora! – ryknęła Vee, przebijając się przez gwar ludzi i odgłosy elektroniki.
Patch zaszedł mnie od tylu i poczułam lodowate ciarki.
– Będę czekał – szepnął mi do ucha, po czym wymknął się z sali.
ROZDZIAŁ 8
Oszołomiona wróciłam do Vee i Elliota. Elliot pochylał się nad stołem z wyrazem skupienia w oczach, a jego przeciwniczka w grze śmiała się i piszczała. Julesa wciąż nie było.
– No i? – spytała Vee, podnosząc na mnie wzrok. – Co się stało? Co ci powiedział?
– Nic. Kazałam mu zostawić nas w spokoju i sobie poszedł – zabrzmiało to stanowczo.
– Wychodząc, wyglądał dość spokojnie – stwierdził Elliot. – Nie wiem, co mu powiedziałaś, ale najwyraźniej zadziałało.
– Fatalnie – skrzywiła się Vee. – Liczyłam, że się trochę zabawimy.
– Gotowe do gry? – spytał Elliot. – Nie mogę się doczekać tej ciężko okupionej pizzy.
– Aha, tylko niech ten Jules już wróci – odpowiedziała Vee. – Coś mi się wydaje, że niezbyt nas lubi. Ciągle znika. To pewnie taki niewerbalny przekaz.
– Nie żartuj! Przepada za wami – oświadczył Elliot pewną nadwyżką entuzjazmu. – Tyle że dość wolno oswaja się z obcymi. Poszukam go. Nie ruszajcie się stąd.
Gdy tylko zostałyśmy same, powiedziałam do Vee:
– Wiesz, że cię zamorduję, prawda? Vee uniosła dłonie i cofnęła się o krok.
– Chciałam ci zrobić przysługę. Elliot ma fioła na twoim punkcie. Zaraz jak odeszłaś, poinformowałam go, że co wieczór dzwoni do ciebie co najmniej dziesięciu facetów. Żebyś ty widziała jego minę. Ledwie opanował zazdrość.
Jęknęłam.
– Takie jest prawo podaży i popytu – oznajmiła Vee. – Km by pomyślał, że ekonomia może być aż tak przydatna?
Spojrzałam na drzwi salonu.
– Mam na coś ochotę.
– Masz ochotę na Elliota.
– Nie, tylko na cukier. Masę cukru. Potrzeba mi waty cukrowej.
Tak naprawdę potrzebowałam wielkiej gumy, którą by można było wymazać z mojego życia wszelkie ślady Patcha. Zwłaszcza przemawianie do umysłu. Wzdrygnęłam się. Jak on to robi? No i dlaczego mnie? Chyba że… wyobraziłam to sobie. Tak jak potrącenie kogoś dodge'em.
– Mnie też by się przydało trochę cukru – stwierdziła Vee. – Jak tutaj szłyśmy, koło wejścia do parku widziałam sprzedawcę. Zostanę, żeby Elliot z Julesem nie pomyśleli, że zwiałyśmy, a ty idź po watę.
Opuściwszy salon gier, wycofałam się do wejścia, ale gdy już znalazłam sprzedawcę waty cukrowej, rozproszył mnie widok nieco dalej, w pasażu. Nad wierzchołkami drzew górowała sylweta Archanioła. Po wijących się oświetlonych torach jeździły zygzakiem wagoniki i nurkowały w dół, znikając z pola widzenia. Zatrzymała mnie myśl, po co Patch chciał się ze mną spotkać. Poczułam ukłucie w żołądku i zamiast uznać to za odpowiedź, wbrew swym najlepszym intencjom polazłam przez pasaż w kierunku Archanioła.
Trzymając się chodnika, wbiłam wzrok w zapętlony na niebie w dali tor kolejki. Wiatr przeszedł z chłodnego w lodowaty, ale nie dlatego zaczęłam się czuć coraz bardziej nieswojo. Znałam już to uczucie. Zimne, paraliżujące przeświadczenie, że ktoś mnie obserwuje.
Ukradkiem rozejrzałam się na boki, ale nie zauważyłam nic nienormalnego. Odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Nieco w tyle za mną, na niewielkim dziedzińcu z drzew mignęła mi i zniknęła w mroku zakapturzona postać.
Z bijącym coraz szybciej sercem minęłam dużą grupę przechodniów, zbliżając się do polanki. Kilkanaście kroków dalej rozejrzałam się znowu. Nic nie wskazywało, aby ktoś mnie śledził.
Ponownie odwróciwszy głowę, wpadłam na kogoś.
– Sorry! – wyrzuciłam z siebie, próbując odzyskać równowagę.
Patch uśmiechnął się szeroko.
– Trudno mi się oprzeć. Zmrużyłam oczy.
– Odczep się ode mnie.
Myślałam, że go obejdę, ale złapał mnie za łokieć.
– Coś nie tak? Wyglądasz, jakby cię zemdliło.
– Właśnie tak na mnie działasz – odwarknęłam. Roześmiał się. Chętnie kopnęłabym go w kostkę.
– Powinnaś się czegoś napić. – Nie puszczając mojego łokcia, pociągnął mnie w stronę wózka z lemoniadą.
Zaparłam się nogami.
– Jak chcesz mi pomóc, to trzymaj się z daleka! Odgarnął mi lok z twarzy.
– Cudne masz te włosy. Uwielbiam, kiedy są w nieładzie Wtedy jakby pokazujesz tę cząstkę „ja", która chciałaby być ujawniana częściej.
Z furią przygładziłam włosy. Gdy tylko dotarło do mnie. że wyglądam, jakbym poprawiała się dla niego, powiedziałam:
– Muszę iść. Vee czeka. – I po wymęczonej pauzie: Pewnie zobaczymy się w szkole w poniedziałek.
– Przejedź się ze mną Archaniołem. Przekrzywiłam głowę, by spojrzeć na kolejkę. Wokół, z gnających po torach wagoników, rozbrzmiewały echem przeraźliwe piski.
– W każdym jest miejsce dla dwóch osób. – Postanowił mnie ośmielić jeszcze szerszym uśmiechem.
– Nie. Nic z tego.
– Jak będziesz tak przede mną uciekała, nigdy się nie dowiesz, co się tak naprawdę dzieje.
Na te słowa powinnam była szybko wziąć nogi za pas. Ale nie uciekłam. Tak jakby Patch doskonale wiedział, czym mnie zaintrygować, co powinien powiedzieć w najwłaściwszym momencie.
– A co się dzieje? – zapytałam.
– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać.
– Nie mogę. Mam lęk wysokości. Poza tym Vee czeka. Prawdę mówiąc, nagle myśl o znalezieniu się tak wysoko w powietrzu przestała napawać mnie strachem. I choć to nieźle pokręcone, otuchy dodawała mi świadomość, że obok będzie Patch.
– Jeśli nie będziesz krzyczała do samego końca jazdy, poproszę trenera, żeby nas rozsadził.
– Sama już próbowałam, ale jest niewzruszony.
– Może jednak mnie uda się go przekonać. Potraktowałam te słowa jako osobistą zniewagę.
– Nie krzyczę – odparłam. – Nie w lunaparku. A już na pewno nie z twojego powodu!
Ruszyłam razem z nim na koniec kolejki czekających na przejażdżkę Archaniołem. Wysoko, gdzieś pod niebem rozległy się nagle i ucichły krzyki.
– Nie widziałem cię dotąd w Delphic – oznajmił Patch.
– Często tu bywasz? – Postanowiłam już nigdy nie przyjeżdżać do Delphic w weekend.
– Z tym miejscem wiąże mnie pewna historia. Byliśmy coraz bliżej czoła kolejki; raz po raz zwalniano miejsca w wagonikach dla nowych poszukiwaczy silnych doznań.
– Niech zgadnę – powiedziałam. – Pewnie wagarowałeś tu w zeszłym roku, zamiast chodzić do szkoły…?
Pomimo mojej ironii Patch odparł:
– Zdradzając ci to, rzuciłbym światło na swoją przeszłość. A jej wolałbym nie ujawniać.
– Dlaczego? Miałeś jakieś przejścia?
– Sądzę, że to nie najlepsza pora, aby ci o tym opowiadać. Moja przeszłość mogłaby cię przerazić.