Выбрать главу

– Co powiesz na pewien… układ? – Z pochyloną głową i twarzą w półcieniu spojrzał na mnie spod rzęs, komunikując, że jest godny zaufania. – Ty mi pomożesz robić taco, a ja w zamian odpowiem na kilka twoich pytań.

– Pytań?

– Chyba wiesz, o co mi chodzi.

Wiedziałam aż nadto dobrze. Uznał, że pozwoli mi na moment zajrzeć w swój prywatny świat. Świat, z którego potrafił przemawiać do moich myśli. Znów doskonale wiedział, co i kiedy ma powiedzieć.

Bez słowa zbliżyłam się do niego. Podsunął mi deskę do krojenia.

– Po pierwsze – poinstruował, stając za mną i kładąc dłonie na blacie tuż przy moich – wybierz pomidora. – Schylił głowę tak, że jego usta znalazły się tuż przy moim uchu. Ciepły oddech łaskotał mi skórę. – Świetnie. Teraz wybierz sobie nóż.

– Czy szef kuchni zawsze stoi tak blisko…? – zapytałam, niepewna, czy cieszyć się, czy lękać wewnętrznego rozedrgania, w które wprawiła mnie jego bliskość.

– Gdy zdradza sekrety kulinarne, to tak. Mocno ujmij nóż.

– Okej.

– Dobrze. – Odstępując do tyłu, przyjrzał mi się badawczo z każdej strony, by sprawdzić, czy robię coś nie tak. Na moment wytrącona z równowagi, spostrzegłam, że po kryjomu uśmiecha się z aprobatą. – Pichcenie to nic trudnego – oznajmił. – Rzecz wrodzona. Albo się to ma, albo nie. Jak chemia. Jesteś gotowa na chemię?

Przecisnęłam nóż przez pomidora; rozpadł się na dwie połówki, które zakołysały się lekko na desce.

– Ty mi powiedz: jestem gotowa na chemię?

Patch wydał niski nieodgadniony dźwięk i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Po kolacji powkładał talerze do zlewu.

– Ja zmywam, ty wycierasz.

Poszperał w szufladach kredensu obok zlewu, znalazł ścierkę do naczyń i rzucił mi ją figlarnie.

– Chętnie zadam ci te pytania – powiedziałam. – Zacznijmy od wieczoru w bibliotece. Śledziłeś mnie…

Urwałam. Patch opierał się leniwie o blat. Ciemne włosy wysunęły mu się spod czapeczki. Na ustach igrał uśmiech. Moje myśli prysły, rozwiały się i raptem zaświtał w głowie nowy pomysł – ot tak, po prostu.

Zapragnęłam go pocałować. Natychmiast.

Patch uniósł brwi.

– Co?

– Yyy, nic. Zupełnie nic. Ty zmywasz, ja wycieram. Naczyń było niewiele i uwinąwszy się z nimi bardzo szybko, znaleźliśmy się razem w ciasnej przestrzeni kolo zlewu. Patch podszedł do mnie, by wziąć ścierkę, i nasze ciała się dotknęły. Stanęliśmy w bezruchu, połączeni nagle jakaś krucha więzią. Cofnęłam się pierwsza.

– Strach cię obleciał? – mruknął Patch.

– Nie.

– Kłamczucha. Serce zabiło mocniej.

– Nie boję się ciebie.

– Ciekawe.

Palnęłam bez zastanowienia:

– Może się boję… – Przeklęłam się, że w ogóle zaczęłam to zdanie. Co miałam mu teraz powiedzieć? Bo z pewnością nie to, że przeraża mnie wszystko, co się z nim wiąże. To tak, jakbym się zgodziła, żeby mnie dalej prowokował… Może boję się, yyy…

– Że mnie polubisz?

Z ulgą, że nie muszę dokończyć sama, odparłam automatycznie:

– Tak. – Zbyt późno dotarło do mnie, co wyznałam. – To znaczy: nie! Skądże! Nie to chciałam powiedzieć!

Patch zaśmiał się łagodnie.

– Szczerze mówiąc, w twoim towarzystwie czuję się trochę nieswojo.

– Ale?

Na wszelki wypadek chwyciłam się blatu.

– Ale równocześnie niepokojąco mnie pociągasz. -Uśmiechnął się. – Jesteś stanowczo za bardzo pewny siebie – oznajmiłam, próbując go odepchnąć.

Schwycił moją rękę na swej piersi, szarpnięciem nasunął mi rękaw na dłoń. Równie szybko zrobił to samo z drugim rękawem. Złapał mnie za mankiety tak, że nie mogłam poruszyć rękami. W proteście otworzyłam usta.

Przysunął mnie do siebie tak blisko, że niemal stykaliśmy się ciałami. Nagle wylądowałam na blacie. Nasze twarzy znalazły się na równej wysokości. Mrocznie, kusząco uśmiechnięty, utkwił we mnie oczy. I wtedy zrozumiałam, że podświadomie czekam na tę chwilę już od kilku dni.

– Zdejmij czapkę – powiedziałam, nie mogąc się powstrzymać.

Zsunął ją na tył głowy.

Przesunęłam się na kraj blatu tak, że nogi zadyndały ponad jego pasem. Wewnętrzny glos nakazywał mi przestać, ale czym prędzej wymiotłam go w najdalsze rejony mózgu.

Rozłożył ręce na blacie, tuż przy moich biodrach. Z głową przechyloną na bok przybliżył się do mnie. Obezwładnił mnie jego zapach – silna woń mokrej, czarnej ziemi.

Dwa razy mocno wciągnęłam powietrze. Nie. Nie powinnam w to brnąć. A już na pewno nie z Patchem. Był przerażający. Przyjemnie, ale też złowieszczo. Upiornie złowieszczo.

– Idź już – wyszeptałam. – Masz stąd odejść.

– Tutaj? – Przywarł ustami do mojego barku. – Czy tu? -Przeniósł się na szyję.

Mój umysł nic był zdolny do wygenerowania choć jednej logicznej myśli. Wargi Patcha powędrowały nad brodę, lekko przysysając się do skóry…

– Nogi mi drętwieją – wyrzuciłam z siebie. Nie było to do końca kłamstwo. Czułam łaskotanie w całym ciele, łącznie z nogami.

– Znajdę na to radę. – Jego dłonie zamknęły się na moich biodrach.

Nagłe zadzwoniła moja komórka. Zerwałam się i wydobyłam ją z kieszeni.

– Cześć, kochanie – przywitała się wesoło mama.

– Oddzwonię później, dobrze?

– Jasne. Co się dzieje? Wyłączyłam telefon.

– Powinieneś już iść – upomniałam Patcha. – W tej chwili Z powrotem nasunął czapkę na twarz; widać było spod niej tylko usta, wygięte w figlarnym uśmieszku.

– Jesteś nieumalowana.

– Pewnie zapomniałam.

– Spij słodko.

– Okej, dobra. – Co powiedział?

– Co z jutrzejszą imprezą? – powtórzył.

– Pomyślę – zdołałam wybąkać.

Gdy wsuwał mi do kieszeni skrawek papieru, nogi objęła fala gorąca.

– Zapisałem ci adres. Będę czekał. Przyjdź sama.

Po chwili usłyszałam, jak zatrzaskuje za sobą frontowe drzwi. Na twarz wystąpiły mi rumieńce. Za blisko – pomyślałam. – W ogniu nie ma nic złego… o ile się człowiek do niego za bardzo nie przybliży. Warto o tym pamiętać.

Z trudem łapiąc oddech, oparłam się o kredens.

ROZDZIAŁ 10

Ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu. Na wpół uśpiona, zakryłam głowę poduszką, żeby stłumić hałas. Ale telefon dzwonił. Dzwonił nieprzerwanie.

Wreszcie włączyła się poczta głosowa. Po pięciu sekundach znów rozległ się dzwonek.

Macając ręką koło łóżka, w końcu znalazłam dżinsy i wygrzebałam z nich komórkę.

– Tak? – powiedziałam z szerokim ziewnięciem, nie otwierając oczu.

W słuchawce ktoś dyszał z furią.

– Co się z tobą dzieje? Miałaś tylko przynieść watę cukrową!!! powiedz mi, gdzie jesteś, to przyjadę i uduszę cię gołymi rękami!

Kilka razy przesunęłam nadgarstkiem po czole.

– Myślałam, że cię ktoś porwał! – wrzeszczała Vee. – Myślałam, że cię uprowadzili! Myślałam, że zostałaś zamordowana!

Po ciemku usiłowałam znaleźć zegar. Przypadkiem przewróciłam obrazek na nocnej szafce, a inne runęły za nim jak kostki domina.

– Miałam pewne… opóźnienie – odpowiedziałam. – I kiedy wróciłam do salonu, już was nie było.

– „Opóźnienie"? Co to w ogóle za wymówka?!

W mroku odzyskałam wzrok: czerwone cyfry na zegarze wskazywały parę minut po drugiej nad ranem.

– Godzinę jeździłam wokół parku – oznajmiła Vee. A Elliot łaził i pokazywał ludziom jedyne twoje zdjęcie, które mam w komórce. Dzwoniłam chyba z milion razy Czekaj! Jesteś w domu? Jak wróciłaś?