– Oto jak wygląda kłamstwo, Noro. Powiedz, że odrabia nie zadania potrwa dłużej niż się spodziewałaś. Powiedz, że jeszcze godzinę musisz posiedzieć w bibliotece. Na pewno się nie zorientuje.
Elliot przybrał ton, jakiego dotąd nie słyszałam. Jego niebieskie oczy zrobiły się nagle zimne, a usta zwęziły się jeszcze bardziej.
– Mama nie jest zadowolona, kiedy się spotykam z kimś kogo nie zna – odpowiedziałam.
Elliot uśmiechnął się, ale bez cienia serdeczności. -Oboje wiemy, że niezbyt się przejmujesz zasadami matki. Przecież w sobotę wieczór byłaś ze mną w Delphic.
Zarzuciwszy plecak na ramię, kurczowo ścisnęłam jego szelkę. Bez słowa minęłam Elliota i w pośpiechu wyszłam z sali, uświadamiając sobie raptem, że jeśli włączy monitor, zobaczy wzmiankę o przesłuchaniu… Ale teraz już nie mogłam nic na to poradzić.
W połowie drogi do kontuaru biblioteki odważyłam się obejrzeć. Przez szklaną ścianę zobaczyłam, że sala multimedialna jest pusta. Elliot się ulotnił. Wróciłam do komputera, bacznie rozglądając się na boki. Włączyłam monitor. Tekst o śledztwie wciąż był na ekranie. Przesłałam kopię do najbliższej drukarki i po wydrukowaniu schowałam ją do segregatora, po czym się wylogowałam i wybiegłam z sali.
ROZDZIAŁ 12
Komórka zawibrowała mi w kieszeni. Sprawdziwszy, czy nie rozdrażniło to bibliotekarki, odebrałam.
– Tak. mamusiu?
– Mam dobre wieści – powiedziała mama. – Aukcja skończyła się wcześniej. Wyjechałam godzinę przed czasem i niedługo będę w domu. Gdzie jesteś?
– Hej! Myślałam, że wrócisz później. Wychodzę z biblioteki. Jak było pod Nowym Jorkiem?
– Pod Nowym Jorkiem było dość… rozwlekle. – Roześmiała się, ale po głosie poznałam, że jest wykończona. -Nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę.
Rozejrzałam się za zegarem. Po drodze do domu chciałam wstąpić do szpitala, do Vee.
– Posłuchaj – powiedziałam. – Muszę odwiedzić Vee. Mogę się spóźnić kilka minut. Będę się spieszyła, obiecuję.
– Naturalnie – wyczułam leciutkie zawiedzenie. – Jak się miewa? Rano odebrałam wiadomość o operacji.
– Jest już po. W tej chwili przenoszą, ją do osobnej sali.
– Noro… – mama była mocno poruszona. – Tak się cieszę, że to nie ty. Nie mogłabym żyć, gdyby coś ci się stało. Zwłaszcza że tato… – urwała. – Cieszę się, że nic nam nie zagraża. Pozdrów ode mnie Vee. Do zobaczenia. Ściskam.
– Kocham cię, mamo.
Rejonowe centrum zdrowia w Coldwater to dwupiętrowy budynek z czerwonej cegły, z prowadzącym do głównego wejścia zadaszonym pasażem. Przeszłam przez obrotowe drzwi i zatrzymałam się przy rejestracji, by spytać o Vee. Okazało się, że przenieśli ją do pokoju pół godziny temu i że pora odwiedzin kończy się za piętnaście minut. Wyjechałam windą piętro wyżej.
Pchnęłam drzwi pokoju dwieście siedem.
– Vee? – zapytałam, chowając za sobą bukiet baloników i minęłam przedpokój.
Zastałam ją w pozycji półleżącej na łóżku, z lewą ręką w gipsie.
– Cześć! – przywitałam się, widząc, że nie śpi. Vee westchnęła jak księżna.
– Uwielbiam prochy. Serio. Coś niesamowitego. Wysiada przy nich nawet cappuccino z bistra Enza. Patrz, zrymowało mi się: z bistra Enza. To znak. Zostanę poetką. Chcesz usłyszeć coś innego? Świetnie improwizuję.
– Yyy…
Raźnym krokiem weszła pielęgniarka i pomajstrowała przy kroplówce Vee.
– No jak, lepiej? – spytała ją.
– Nie będę żadną poetką – ciągnęła Vee. – Jest mi pisana komedia na stojaka. Puk-puk.
– Co? – nie zrozumiałam.
– Kto tam? – Pielęgniarka wzniosła oczy do nieba.
– Żeberka – odpowiedziała Vee.
– Jaka żeberka?
– Żeberka ubóstwiam, lecz wieprzowe tylko.
– Może by jej ograniczyć środki przeciwbólowe – zasugerowałam pielęgniarce.
– Za późno. Dopiero co dostała nową dawkę. Poczekaj, co pokaże za dziesięć minut – odparła i wyszła.
– No i? – spytałam Vee. – Jak diagnoza?
– Diagnoza?! Mój lekarz to jakiś słoń. Wygląda jak Oompa Loompa. No, nie patrz tak groźnie. Ostatnio, jak tu przylazł, dorwał się do funky chicken. Cały czas żre czekoladę. Głównie w kształcie zwierzątek. Kojarzysz te zające sprzedawane na Wielkanoc? No właśnie coś takiego wtrynił na kolację. Na lunch kaczkę z czekolady, do tego na przystawkę żółte pianki.
– Miałam na myśli diagnozę… – Wskazałam otaczające ją akcesoria.
– Aha. Złamana ręka, wstrząs mózgu i przeróżne skaleczenia, zadrapania i sińce. Na szczęście mam szybki refleks i zwiałam bez większych uszkodzeń. Jak chodzi o refleks, to jestem jak kot. Jestem Kobietą Kotem. Jestem niezniszczalna. Dopadł mnie tylko dlatego, że lało. Jako kot nie znoszę wody, bo osłabia czujność. To taka moja pięta Achillesa.
– Tak mi przykro – powiedziałam szczerze. – To ja powinnam teraz tutaj leżeć.
– I dostawać te wszystkie prochy? Nic z tego.
– Policja ma jakieś poszlaki? – zapytałam.
– Nie, nuli, zero.
– Żadnych świadków?
– Byłyśmy na cmentarzu w samym środku burzy – zauważyła Vee. – Normalni ludzie na ogól siedzą wtedy w domu.
Racja. W taką pogodę nikt normalny nie wyszedłby na dwór. Oczywiście my wyszłyśmy… wraz z tajemniczą dziewczyną, która śledziła Vee po opuszczeniu przez nią Victoria's Secret.
– Jak to się stało?
– Szlam w stronę cmentarza, tak jak się umówiłyśmy, i nagle usłyszałam za sobą kroki – wyjaśniła Vee. – Wtedy się obejrzałam i wszystko potoczyło się strasznie szybko. Błysnął rewolwer i gość rzucił się na mnie. Jak powiedziałam glinom, mózg mi się zlasował. „Niech pani odtworzy jego rysy". Akurat! Ledwie zdążyłam pomyśleć: Jezus, Maria, Józef, zaraz będę mokrą plamą! Gość warknął, ze cztery razy przywalił mi gunem, porwał torebkę i dał dyla.
Poczułam mętlik w głowie.
– Zaraz. To był facet? Widziałaś jego twarz?
– No jasne, że facet. Miał ciemne oczy… grafitowe. Więcej nie zobaczyłam, bo był w kominiarce.
Na wspomnienie kominiarki serce zabiło mi jak w obłędzie. Czyli to na pewno ten sam facet, który wyskoczył mi na maskę. Wcale go nie wymyśliłam – świadczyły o tym słowa Vee. Przypomniałam sobie, jak zniknęły wszelkie dowody wypadku. Więc może i to nie było wytworem mojej wyobraźni… Tajemniczy facet istniał naprawdę. I był tam… Ale skoro nie wymyśliłam sobie uszkodzeń auta, to co się wtedy wydarzyło? Może… ktoś wpływał na mój wzrok albo na pamięć?
Po chwili nasunęła mi się masa pytań pomocniczych. Czego chciał tym razem? Czy miał coś wspólnego z dziewczyną przed Victoria's Secret? Czy wiedział, że idę tam na zakupy?… Kamuflaż w postaci kominiarki wskazywał, że wszystko zostało drobiazgowo zaplanowane, a więc gość musiał się wcześniej dowiedzieć, gdzie mnie znajdzie. I nie chciał, żebym go rozpoznała.
– Komu mówiłaś, że idziemy na zakupy? – spytałam Vee znienacka.
Dla wygody wsunęła sobie poduszkę pod kark.
– Mamie.
– Tylko? Nikomu więcej?
– Może też wspomniałam Elliotowi. Zmroziło mi krew w żyłach.
– Elliotowi?
– I co z tego?
– Posłuchaj – powiedziałam z powagą. – Pamiętasz, jak wracałam dodge'em i potrąciłam jelenia?
– No i? – zmarszczyła czoło.
– To nie był jeleń, tylko facet. Facet w kominiarce.
– Co ty? – odszepnęła. – Chcesz powiedzieć, że gostek nie napadł mnie przypadkowo? Że ma coś do mnie? Nie, chwila. On ma coś do ciebie. Byłam w twojej kurtce. Myślał, że to ty!
Ciało jakby zmieniło mi się w ołów. Po sekundzie ciszy Vee dodała: