Zaczęłam się zastanawiać, po co tu w ogóle przyszłam. Zwłaszcza że w głębi duszy nie wierzyłam, że facet w kominiarce to Patch. Nawet jeśli miał mroczne, niepokojące sekrety, to ganianie w kominiarce do nich nie należało.
Zakręciłam kran i podnosząc twarz do lustra… ujrzałam w nim odbicie Patcha. Odwróciłam się z piskiem.
Nie był uśmiechnięty i nie wyglądał na rozbawionego.
– Co ty tu robisz? – wykrztusiłam.
– Pracuję.
– W damskiej toalecie? Nie umiesz czytać? Na drzwiach jest na…
– Mam wrażenie, że mnie śledzisz. Pojawiasz się wszędzie tam, gdzie ja.
– Chciałam, żeby Vee się rozerwała – wyjaśniłam. – Była w szpitalu – zabrzmiało to defensywnie, więc postanowi łam przejść do ataku. – Nawet nie marzyłam, że na ciebie wpadnę. Podobno masz dzisiaj wolne, co ty mi wciskasz? To ty pojawiasz się tam, gdzie ja.
Patrzył na mnie przenikliwie, groźnie i natarczywie, oceniając każde słowo, najdrobniejszy ruch.
– To skąd ta tandetna peruka? – zapytał. Zerwałam ją i rzuciłam na blat.
– A może ty mi powiesz, co się z tobą działo? Opuściłeś dwa dni szkoły.
Byłam prawie pewna, że mi tego nie zdradzi, ale odpowiedział:
– Grałem w paintball. Co robiłaś przy barze?
– Rozmawiałam z barmanem. Co, nie wolno? Opierając się jedną ręką o blat, uniosłam nogę, żeby rozpiąć pantofel. Kiedy się lekko pochyliłam, lista pytań wypadła mi zza dekoltu na posadzkę.
Przyklękłam, by podnieść kartkę, ale Patch był szybszy. Trzymał ją nad głową, a ja, podskakując, starałam się mu ją wyrwać.
– Oddawaj! – zawołałam.
– Czy Patch był aresztowany? – odczytał. – Czy Patch jest przestępcą?
– Daj to! – syknęłam wściekle.
Zaśmiał się cicho; było jasne, że zobaczył następne pytanie.
– Czy Patch ma dziewczynę?
Wsunął kartkę do tylnej kieszeni. Ogarnęła mnie wielka pokusa, by mu ją odebrać bez względu na lokalizację.
Wsparł się o blat umywalki i nasze oczy znalazły się na równej wysokości.
– Jeśli masz zamiar powęszyć, wolałbym, żebyś wypytała mnie.
– Te pytania – pomachałam ręką w stronę listy – to był żart. Vee je napisała – dodałam w przebłysku natchnienia. – To wszystko jej wina.
– Znam twoje pismo, Noro.
– Okej, dobra, super – zaczęłam, próbując wymyślić inteligentną ripostę, ale trwało to zbyt długo i szansa uleciała.
– Nie byłem aresztowany – powiedział. – Nie popełniłem żadnego przestępstwa.
Uniosłam brodę.
– A co z dziewczyną?
Powiedziałam sobie, że mam w nosie, co odpowie, że jest mi to zupełnie obojętne.
– To nie twoja sprawa.
– Chciałeś mnie pocałować – przypomniałam. – Więc teraz też moja.
Na jego ustach zaigrał szelmowski uśmieszek. Odniosłam wrażenie, jakby przypominał sobie ten nieskonsumowany pocałunek z najdrobniejszymi szczegółami, w tym również moje westchnienie pomieszane z jękiem.
– Eksdziewczyną – odparł po chwili.
Myśl, która pojawiła się w mojej głowie, poraziła mnie, aż podskoczyło mi w żołądku. A jeśli dziewczyna z Delphic Street i Vićtoria's Secret to jego eks? Może widziała, jak rozmawiam z nim w salonie gier, i omyłkowo stwierdziła, że łączy nas dużo więcej? Jeżeli Patch nadal jej się podoba, to całkiem możliwe, że łaziła za mną z zazdrości. Kilka elementów układanki zaczęło się dziwnie zgadzać… Wtem Patch oznajmił:
– Ale jest daleko.
– Co to znaczy: daleko?
– Zniknęła. Nigdy nie wróci.
– Chcesz powiedzieć, że… nie żyje? – spytałam. Nie zaprzeczył.
Poczułam w sercu nagły i przykry ciężar. Tego się nie spodziewałam. Patch miał dziewczynę, która już nie żyje.
Ktoś zaczął się dobijać do toalety. Zapomniałam, że zamknęłam drzwi, i teraz przeszło mi przez myśl, jak Patch się tu dostał. Albo miał zapasowy klucz, albo istniało jakieś inne wytłumaczenie. Coś, czego jednak wolałam sobie nie wyobrażać. Na przykład, że wśliznął się pod drzwiami jak powietrze. Albo dym.
– Muszę wracać do pracy. – Ogarniając mnie spojrzeniem, na chwilę zatrzymał się poniżej bioder. – Super spódnica i zabójcze nogi.
Zanim zdążyłam sformułować choć jedną spójną myśl, już go nie było. Czekająca pod drzwiami starsza kobieta popatrzyła na mnie i obejrzała się za Patchem, który zniknął w sieni.
– Kochanie – powiedziała – jest śliski jak mydło.
– Świetny opis – mruknęłam. Poprawiła krótkie, kręcone siwe włosy.
– Oj, żebyś się tylko nie utopiła w pianie z tego mydła. Przebrałam się, wróciłam do boksu i usiadłam obok Vee.
Elliot zerknął na zegarek i spojrzał na mnie pytająco.
– Przepraszam, że tak długo – powiedziałam. – Opuściłam coś?
– Nie – odparła Vee. – Bez zmian, bez zmian. – Trąciła mnie w kolano na znak: „No i?".
Zanim zdążyłam jej oddać, Elliot poinformował:
– Nie było cię, jak zamawialiśmy, więc wziąłem dla ciebie czerwone burrito. – Uśmiechnął się tak, że ścierpła mi skóra.
Postanowiłam wykorzystać, że zrobił to bez mojej zgody:
– Nie dam rady nic zjeść. – Zrobiłam taką minę, jakbym miała mdłości, co nie było do końca udawane. – Zdaje się, że złapałam to samo, co Jules.
– O kurczę, źle się czujesz? – spytała Vee. Pokiwałam głową.
– Poszukam kelnerki i powiem, żeby ci zapakowała to burrito – zaproponowała, gmerając w torebce za kluczykami od samochodu.
– A co ze mną? – odezwał się Elliot, na poły żartobliwie.
– Na razie nic – odparła Vee. Bingo! – pomyślałam.
ROZDZIAŁ 14
Wróciłam do domu tuż przed ósmą. Przekręciłam klucz w zamku, chwyciłam klamkę i naparłam biodrem na drzwi. Dzwoniłam do mamy parę godzin przed kolacją, ale jeszcze siedziała w biurze. Musiała dokończyć kilka spraw i nie była pewna, kiedy wróci, więc sądziłam, że w domu będzie cicho, ciemno i zimno.
Drzwi poddały się za trzecim pchnięciem. Cisnęłam torebkę na bok i zaczęłam walczyć z kluczem, który utkwił w zamku. Od czasu odwiedzin Patcha zamek stał się dziwnie chciwy. Ciekawe, czy zauważyła to tez Dorothea.
– Oddawaj ten durny klucz – powiedziałam, gmerając przy nim, aż w końcu klucz wyskoczył.
W mroku rozbrzmiało osiem uderzeń antycznego zegar.a Kiedy wchodziłam do salonu, żeby rozpalić w piecu, gdzieś z kąta dobiegł mnie szelest ubrania i skrzypnięcie.
Wrzasnęłam.
– Nora! – zawołała mama i zrzucając koc, zerwała się z sofy. – Co się, na Boga, stało?
Jedną rękę położyłam na sercu, a drugą oparłam się o ścianę.
– Wystraszyłaś mnie!
– Przysnęłam. Gdybym usłyszała, jak wchodzisz, odezwałabym się. – Odgarnęła włosy z twarzy, mrugając jak sowa. – Która godzina?
Opadłam na najbliższy fotel, próbując przywrócić sercu normalny rytm. Wyobraźnia podsunęła mi obraz bezwzględnych oczu ukrytych za kominiarką. Teraz, gdy byłam już pewna, że facet nie jest wytworem mojej fantazji, ogarnęła mnie przemożna chęć opowiedzenia mamie o wszystkim. Od chwili, gdy rzucił mi się na maskę, do jego udziału w napaści na Vee. Śledził mnie i był agresywny. Stwierdziłam, że trzeba zmienić zamki. No i logicznie rzecz biorąc, zawiadomić policję. W nocy czułabym się o wiele bezpieczniej, gdyby postawili nam pod domem policjanta w aucie.
– Chciałam z tym poczekać… – powiedziała mama, przerywając mi tok myśli – ale coś mi się zdaje, że odpowiedni moment nie nadejdzie nigdy.