– Nora Grey? – spytał detektyw Holstijic. Skinęłam.
– Rodzice są w domu?
– Mama wyjechała parę minut przed moim telefonem.
– Czyli jesteś sama? Znów skinienie.
– Opowiedz nam, co się wydarzyło – powiedział Holstijic, zakładając ręce i stając w rozkroku, a Basso ruszył rozejrzeć się po domu.
– Wróciłam o ósmej i odrabiałam zadanie – odpowiedziałam. – Gdy weszłam do swojego pokoju, zobaczyłam mężczyznę i pobojowisko.
– Rozpoznałaś go?
– Miał kominiarkę. I światło było wyłączone.
– Jakieś znaki szczególne? Tatuaże?
– Nie.
– Wzrost? Waga?
Niechętnie pogrzebałam w pamięci. Nie chciałam na nowo przeżywać tego, co się stało, ale dla policjantów liczył się najdrobniejszy szczegół.
– Był przeciętnej budowy, ale dość wysoki. Mniej więcej wzrostu detektywa Basso.
– Mówił coś? Pokręciłam głową.
Znów pojawił się Basso i powiedział do kolegi:
– Tutaj jest czysto.
Wyszedł na piętro. Kiedy zaglądał do pokojów, skrzypiały klepki w podłodze.
Detektyw Holstijic otworzył drzwi od frontu i przykucnął, żeby przyjrzeć się zamkowi.
– Czy kiedy wróciłaś do domu, drzwi były otwarte albo uszkodzone? – spytał.
– Nie, otworzyłam je kluczem. Mama spała w salonie. Na szczycie schodów pojawił się detektyw Basso, mówiąc:
– Możesz nam pokazać szkody?
Holstijic i ja weszliśmy na górę. Basso stal w głębi korytarza w drzwiach i wsparłszy ręce na biodrach, lustrował mój pokój.
Zajrzałam do środka i przeszły mnie ciarki. Łóżko było pościelone. Piżama leżała na poduszce złożona, tak jak ją zostawiłam. Drzwiczki toaletki były zamknięte, a zdjęcia na niej równo poustawiane. Skrzynia pod łóżkiem – zamknięta. Podłoga czysta. Zasłony zwisały z obu stron okna gładko, nieruszone.
– Mówisz, że widziałaś intruza – powiedział detektyw Basso, patrząc na mnie badawczo, bez drgnienia powieki, wyczulony na każde kłamstwo.
Weszłam do pokoju, ale nie wydawał mi się już przyjazny i przytulny. Czaiło się w nim coś złego. Wskazałam okno, próbując opanować drżenie ręki.
– Gdy weszłam, wyskoczył tędy. Detektyw Basso wyjrzał przez okno.
– Wysoko tu – zauważył. – Zamknęłaś je, kiedy uciekł?
– Nie. Zbiegłam na dół i zadzwoniłam na dziewięćset jedenaście.
– Ktoś musiał je zamknąć. – Wciąż miał groźne spojrzę nie i zacięte usta.
– Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł uciec po takim skoku – powiedział, podchodząc do niego, detektyw Holstijic. W najlepszym razie złamałby nogę.
– Może nie wyskoczył, tylko zszedł po drzewie – zasugerowałam.
Basso odwrócił się gwałtownie.
– No więc? Zdecyduj się. Zszedł czy skoczył? A może przeszedł obok ciebie i wybiegł frontowymi drzwiami? To byłoby najrozsądniejsze. Ja bym tak zrobił. Pytam jeszcze raz. Uważnie się zastanów. Czy na pewno tu kogoś widziałaś?
Nie wierzył mi. Uznał, że wszystko zmyśliłam. Przez chwilę sama byłam gotowa też tak pomyśleć. Co ze mną nie tak? Czyżbym miała zaburzone widzenie rzeczywistości? Dlaczego nic nie zgadza się z prawdą? Żeby nie zwariować, powiedziałam sobie, że to nie ze mną jest coś nie w po rządku. Tylko z nim. Facetem w kominiarce. Robił to. Nie wiem jak, ale na pewno był winny.
Detektyw Holstijic przerwał pełną napięcia ciszę, mówiąc:
– Kiedy wrócą rodzice?
– Mieszkam z mamą. Musiała jechać do biura.
– Musimy wam zadać kilka pytań – ciągnął. Wskazując łóżko, dał mi znak, bym usiadła, ale obojętnie pokręciłam głową. – Czy niedawno rozstałaś się z chłopakiem?
– Nie.
– A narkotyki? Jesteś albo byłaś uzależniona?
– Nie.
– Powiedziałaś, że mieszkasz z mamą? A ojciec? Gdzie jest?
– To pomyłka – odparłam. – Przepraszam, nie powinnam była dzwonić.
Policjanci spojrzeli na siebie. Detektyw Holstijic przymknął powieki i rozmasował kąciki oczu koło nosa. Basso wyglądał tak, jakby stracił za dużo czasu i chciał się jak najszybciej wynieść.
– Mamy robotę – powiedział. – Dasz sobie sama radę do powrotu mamy?
Prawie go nie usłyszałam. Nie mogłam oderwać wzroku od okna. Jak on to robił? Na znalezienie drogi powrotnej i posprzątanie pokoju przed przybyciem policji miał piętnaście minut! A ja przez cały czas byłam na dole… Wzdrygnęłam się na myśl, ze byłam z nim w domu sama.
Detektyw Holstijic wyciągnął wizytówkę.
– Niech mama zadzwoni do nas, kiedy wróci.
– Sami się odprowadzimy – dodał detektyw Basso, już w połowie korytarza.
ROZDZIAŁ 15
– Myślisz, że Elliot kogoś zamordował?
– Ciszej! – syknęłam na Vee, oglądając się na rzędy sto łów, czy ktoś przypadkiem nie słyszy.
– Bez obrazy, kochana, ale zaczyna mnie to bawić. Najpierw napadł na mnie. Teraz jest mordercą. Sorry, ale Elliot?! Elliot mordercą? Według mnie to superfajny facet. Przypominasz sobie, żeby choć raz nie przytrzymał ci drzwi? No właśnie, właśnie, nigdy.
Byłyśmy w sali biologicznej. Vee położyła się na stole twarzą do góry. Uczyliśmy się mierzyć ciśnienie i miała odpocząć w ciszy przez pięć minut. Normalnie pracowałabym z Patchem, ale trener dał nam wolny dzień, to znaczy każdy mógł sobie wybrać, z kim chce siedzieć. Ja i Vee byłyśmy na końcu klasy, a Patch – z przodu, z przypakowanym Thomasem Rookerym.
– Przesłuchiwali go jako podejrzanego w sprawie o zabójstwo – szepnęłam, czując, że trener kieruje wzrok w naszą stronę. Skreśliłam kilka słów na arkuszu biologicznym. „Pacjent jest spokojny i rozluźniony. Pacjent stara się nie mówić do trzech i pól minuty". – Policja oczywiście uznała, że miał motyw i sposób.
– Jesteś pewna, że to ten Elliot?
– Jak myślisz, ilu Elliotów Saundersów chodziło w lutym do ogólniaka w Kinghorn?
Vee pogładziła się palcami po brzuchu.
– Jakieś to wszystko nieprawdopodobne. A nawet gdyby był przesłuchiwany, to co? Liczy się, że go wypuścili. Uznali za niewinnego.
– Bo policja znalazła list samobójczy Halverson. -Jakiej znów Halverson?
– Kjirsten Halverson – odparłam niecierpliwie. – Dziewczyny, która się rzekomo powiesiła.
– Może się powiesiła. Pewnego dnia stwierdziła, że życie jest do dupy, i uwiązała się na drzewie. Przecież tak się zdarza.
– Gdy znaleźli list, mieszkanie miało ślady włamania, nie wydaje ci się, że to za duży zbieg okoliczności?
– Mieszkała w Portland. A tam włamania to normalka.
– Według mnie ktoś wtedy ten list podłożył. Ktoś, kto chciał zdjąć podejrzenie z Elliota.
– A to niby czemu? – zapytała Vee. Spojrzeniem zakomunikowałam jej: „Ech, durna". Vee wsparła się na zdrowym łokciu.
– Chcesz powiedzieć, że Elliot wciągnął Kjirsten na drzewo, zawiązał jej sznur na szyi, zepchnął ją z gałęzi, a potem włamał się do jej mieszkania i zostawił dowód wskazujący samobójstwo?
– A niby czemu nie?
Teraz ona spojrzała na mnie kpiąco. -Temu, że gliny już wszystko przebadały. Skoro oni uważają, że to było samobójstwo, to ja też.
– Posłuchaj – powiedziałam. – Parę tygodni po tym, jak wykluczyli go ze śledztwa, Elliot zmienił szkolę. Kto by się chciał przenieść z Kinghom do naszej budy?
– Masz rację.
– Myślę, że chce uciec przed przeszłością i że nie byłoby mu za wesoło na kampusie, gdzie wykończył Kjirsten. Ma nieczyste sumienie. – Przytknęłam ołówek do ust. – Muszę się wybrać do Kinghorn i popytać ludzi. Umarła zaledwie dwa miesiące temu. na pewno tam jeszcze huczy na ten temat.