Szybko przebiegłam tekst do końca, zwalniając przy jeszcze dziwniejszym akapicie.
Współżyjąc z kobietą, upadły anioł płodzi nadludzkiego potomka zwanego Nefilem. Nefilowie (giganci lub upadli) to złe, nikczemne plemię, zbuntowane przeciwko Bogu, które On postanowił zniszczyć, zsyłając potop na ziemię. Potop miał oczyścić ziemię z Nefilów. Dotąd nie stwierdzono, czy owa hybrydyczna rasa wymarła i czy upadłe anioły nie rozmnażają się w dalszym ciągu. Z logicznego punktu widzenia wydaje się to prawdopodobne, bowiem woda nie mogła zniszczyć bezcielesnych demonów, a zatem przedstawiciele rodu Nefilów mogą nadal występować na obszarze kuli ziemskiej.
Odsuwając się od biurka, zapisałam przeczytane informacje w głowie, w folderze: MAKABRA. Nie miałam teraz ochoty się nad nimi zastanawiać. Stwierdziłam, że zajmę się tym wszystkim później. Może.
Aż podskoczyłam, gdy w kieszeni zawibrowała mi komórka.
– Umawiałyśmy się, że awokado jest zielone czy żółte? -spytała Vee. – Wykorzystałam już dziś dzienny limit zielonych owoców, więc fajnie by było, gdybyś powiedziała, że żółte.
– Wierzysz w superbohaterów?
– Tak, odkąd zobaczyłam Tobey'ego Maguire'a w Spidermanie. Jest jeszcze Christian Bale. Starszy, ale za to jakie ciacho! Chętnie dałabym mu się uratować przed zgrają wojowników ninja.
– Mówię serio.
– Ja też.
– Kiedy ostatnio byłaś w kościele? Strzeliła balonem z gumy do żucia.
– W niedzielę.
– Myślisz, że Biblia jest ścisła? To znaczy: zgodna z prawdą?
– Myślę, że pastor Calvin jest seksy. Jak na czterdziesto parolatka. Tak z grubsza wyglądają moje przekonania religijne.
Gdy skończyłyśmy rozmawiać, poszłam do swojego pokoju i zakopałam się w pościeli. Dla ochrony przed nagłym chłodem narzuciłam na siebie jeszcze jeden koc. Nie wiem, czy oziębiło się w pokoju, czy aż tak zlodowaciała moja dusza. Do snu ukołysały mnie natrętne wizje upadłych aniołów, opętania i Nefilów.
ROZDZIAŁ 20
Całą noc przewracałam się w łóżku. Znad pól przyleciał wicher, omiatając dom i obsypując okna gruzem. Kilka razy zbudziły mnie odgłosy zrywanych przez wiatr dachówek. Podskakiwałam na najcichszy dźwięk za szybą, nawet słysząc trzeszczenie materaca.
Około szóstej poddałam się, zwlokłam z łóżka i wzięłam gorący prysznic. Potem posprzątałam w pokoju – szafa świeciła pustką, więc trzy razy napełniałam pralkę brudnymi rzeczami. Kiedy niosłam na górę kolejny ładunek prania, rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam je. W progu stał Elliot.
Miał na sobie dżinsy, podwiniętą do łokci koszulę w szkocką kratę i czapkę Red Sox. Z pozoru radosny, pogodny zwykły chłopak. Ale ja nie dałabym się na to nabrać. Zdenerwowanie potwierdził silny przypływ adrenaliny.
– Nora Grey – powiedział z wyższością. Wsunął głowę do wnętrza, uśmiechnięty. Poczułam kwaśny odór alkoholu. – Ostatnio ciągle sprawiasz mi kłopoty.
– Co tu robisz?
Zajrzał mi przez ramię w głąb domu.
– A jak myślisz? Chcę pogadać. Nie wpuścisz mnie?
– Mama śpi. Wolałabym jej nie budzić.
– Jeszcze nie poznałem mamusi. – Od tonu jego głosu podniosły mi się włoski na karku.
– Czego sobie życzysz? Uśmiech miał rozlazły, drwiący.
– Nie lubisz mnie, Noro Grey, prawda?
W odpowiedzi skrzyżowałam ręce. Lekko zatoczył się do tylu, przyciskając dłoń do seret
– Aua… Przyszedłem, bo chcę mimo wszystko cię przekonać, że jestem zwyczajnym gościem i możesz mi ufać. Nie zawiedź mnie.
– Posłuchaj, Elliot, muszę załatwić kilka rze…
Grzmotnął pięścią w mur tak mocno, że osypał się popękany tynk.
– Nie skończyłem! – wybełkotał podniecony. Raptem przekrzywił głowę i zaśmiał się cicho. Pochylił się, wsunął zakrwawioną rękę między kolana i jęknął. – Dziesięć dolców, że jeszcze tego pożałujesz.
Ścierpła mi skóra. Przypomniałam sobie, jak jeszcze parę dni temu wydawał mi się przystojny i czarujący. Ale ze mnie idiotka!
Gdy już chciałam zamknąć przed nim drzwi na klucz, zdjął okulary, ukazując przekrwione oczy. Odchrząknął i tym razem już wyraźnie powiedział:
– Posłuchaj, Jules ma w szkole masę stresów. Egzaminy, samorząd uczniowski, podania o stypendia itepe. Nie zachowuje się normalnie. Powinien się oderwać od tego na kilka dni. Wybierzmy się w czwórkę, Jules. Vee, ty i ja, na kemping. Wyjedziemy jutro do Powder Horn i wrócimy we wtorek po południu. Niech się chłopak trochę wyluzuje.
Każde słowo Elliota brzmiało niewiarygodnie i tak, jakby je sobie przećwiczył.
– Sorry, mam już inne plany.
– To odwołaj. Wszystko przygotuję. Załatwię namioty, prowiant. Zobaczysz, że jestem super. Rozerwiesz się jak nigdy.
– Idź już.
Oparł się o framugę i przybliżył do mnie.
– Błąd.
Na sekundę wyrwał się z pijackiego otępienia i coś złowrogiego, chorego zalśniło mu w oczach. Bezwiednie cofnęłam się o krok. Byłam prawie pewna, że ma w sobie żądzę zbrodni. I przekonana, że jest winny śmierci Kjirsten.
– Idź, chyba że mam zadzwonić po taksówkę. Szarpnął drzwiami z taką siłą, że odbiły się od ściany.
Chwycił mnie za szlafrok, wywlókł na werandę i przyparł do muru.
– Pojedziesz na ten kemping, czy chcesz, czy nie!
– Puszczaj! – zawołałam, wyrywając mu się.
– Bo co? Co mi zrobisz? – Przytrzymując mi ramiona, znów przycisnął mnie do muru, aż zaszczekałam zębami.
– Wezwę policję – wycedziłam jakoś. Miałam urywany, płytki oddech i wilgotne dłonie.
– Zawołasz ich? Nie usłyszą. Puszczę cię dopiero, jak obiecasz mi wspólny kemping!
– Nora?
Oboje odwróciliśmy się w stronę sieni, skąd dobiegł głos mamy. Przytrzymawszy mnie chwilę, Elliot prychnął z niesmakiem i w końcu mnie odepchnął. Schodząc po schodach z werandy, obejrzał się w pół drogi.
– To nie koniec.
Prędko weszłam do domu i zamknęłam drzwi na klucz. Piekły mnie oczy. Tłumiąc płacz, osunęłam się na dywanik i przywarłam plecami do drzwi.
Na szczycie schodów stanęła mama, szczelniej owijając się podomką.
– Nora? Coś się stało? Kto to był? Zamrugałam powiekami.
– Kolega… ze szkoły – nie mogłam opanować drżenia głosu. – Yyy… yyy… – I tak już narobiłam sobie dość kłopotów randką z Patchem. Wiedziałam, że mama wybiera się wieczorem na ślub i wesele córki znajomej z pracy, ale gdybym jej powiedziała, że Elliot mnie napastował, z pewnością zostałaby w domu. A wtedy nie mogłabym wybrać się do Portland i przeprowadzić śledztwa w jego sprawie. Nawet najmniejsza poszlaka wystarczyłaby, żeby posadzić go za kratkami. Czułam się zagrożona. Wprost roznosiła go agresja i wolałam nie myśleć, do czego by doszło, gdyby całkiem stracił panowanie nad sobą. – Chciał pożyczyć notatki z Hamleta – dokończyłam stanowczo. – Tydzień temu ściągał ode mnie na kartkówce i chyba mu się to spodobało.
– Kochanie – mama pogłaskała mnie po wciąż wilgotnych po kąpieli włosach – rozumiem, że się zdenerwowałaś. Jak chcesz, zadzwonię do jego rodziców.
Pokręciłam głową.
– To zrobię śniadanie – zaproponowała. – Ubierz się. Jak zejdziesz, będzie gotowe.
Gdy otwierałam szafę, zadzwonił telefon.
– Już wiesz? Jedziemy w czwórkę na kemping! – wykrzyknęła Vee, dziwnie radosna.
– Posłuchaj – odparłam z drżeniem w głosie. – Elliot planuje coś strasznego. Chce nas zabrać na kemping tylko po to, żebyśmy zostały z nim same. Nie jedziemy.