Выбрать главу

Przypomniałam sobie wściekłe spojrzenie, jakim poczęstował mnie detektyw Basso, kiedy mu powiedziałam, że ktoś włamał mi się do pokoju. Stwierdziłam, że nie zniosę świdrującego wzroku i szyderstwa Patcha. A już na pewno nie teraz.

– Zgubiłam się i zagadała mnie bezdomna. W końcu oddalam jej płaszcz… – Pociągnęłam nosem i wytarłam go wierzchem dłoni. – Czapkę też mi odebrała.

– Co cię tam poniosło? – zapytał Patch.

– Miałam się spotkać z Vee na imprezie.

Byliśmy w połowie drogi między Portland i Coldwater, w bujnie zarośniętej, niezamieszkanej okolicy – gdy raptem spod maski jeepa zaczęła się dobywać para. Patch spokojnie przyhamował i zjechał na pobocze.

– Zaczekaj – powiedział, wysiadając. Podniósł maskę auta i zniknął mi z oczu.

Chwilę później zatrzasnął maskę. Otarłszy ręce o spod nie, podszedł do mojego okna i dał mi znak, bym je otwarła.

– Niestety – rzekł krótko – wysiadł silnik. Próbowałam zrobić niesłychanie mądrą minę, ale i tak wiedziałam, że jest bez wyrazu. Patch uniósł brwi i oświadczył:

– Niech spoczywa w pokoju.

– Nie pojedzie?

– Chyba że go popchamy.

Że też musiał wygrać takiego rzęcha.

– Gdzie masz komórkę? – spytał.

– Zgubiłam.

Uśmiechnął się.

– Niech zgadnę. W kieszeni płaszcza. Kloszardka nieźle się obłowiła.

Ogarnął wzrokiem horyzont.

– Mamy dwie możliwości. Albo złapać okazję, albo przejść się do następnego zjazdu i poszukać telefonu.

Wysiadłam, mocno zatrzaskując drzwi. Kopnęłam przednie kolo jeepa. Furią starałam się pokryć przerażenie dzisiejszymi zdarzeniami. Gdybym tylko była sama, rozryczałabym się z miejsca.

– Przy następnym zjeździe jest chyba motel – odparłam, jeszcze głośniej szczękając zębami. – P-p-p-popilnuj samochodu.

Uśmiechnął się leciutko, ale bez rozbawienia.

– Nie spuszczę cię z oka, Aniele. Miesza ci się w głowie. Pójdziemy razem.

Skrzyżowałam ręce, żeby mu się postawić. Byłam w tenisówkach, więc twarzą sięgałam mu zaledwie do ramion i by mu spojrzeć w oczy, musiałam wyciągnąć szyję.

– Nie idę z tobą do żadnego motelu – rzekłam stanowczo, aby przypadkiem nie zmienić zdania.

– Sądzisz, że my plus uśpiony motel to zbyt ryzykowna kombinacja?

Tak właśnie pomyślałam. Patch oparł się o jeepa.

– Możemy tu tak siedzieć i dalej się sprzeczać – spojrzał na zasnute chmurami niebo – ale ta burza i tak zaraz nas pogoni.

Tak jakby matka natura postanowiła potwierdzić tę prognozę, niebo rozwarło się i lunął deszcz ze śniegiem. Zmierzyłam Patcha wzrokiem i westchnęłam wściekle. Jak zwykle się nie mylił.

ROZDZIAŁ 22

Dwadzieścia minut później przemoknięci do suchej nitki stanęliśmy przed wejściem do taniego motelu. Gdy brnęliśmy przez ulewę, nie odezwałam się do Patcha nawet słowem i ociekałam nie tylko wodą, ale też… irytacją. Z nieba płynęły kaskady deszczu, stwierdziłam więc, że nieprędko wrócimy do jeepa i kombinacja: ja, Patch oraz motel w najbliższym czasie się nie zmieni.

Gdy weszliśmy, zadźwięczał dzwonek nad drzwiami i recepcjonista wstał gwałtownie, strzepując z kolan okruszyny chrupek.

– Jaki ma być pokój? – spytał, oblizując palce z pomarańczowego śluzu. – Państwo razem?

– M-m-m-musimy skorzystać z telefonu – zaszczekałam w nadziei, że zrozumie prośbę.

– Nic z tego. Pozrywało kable. Burza.

– J-j-j-jak to: p-p-p-pozrywało kable? Ma pan komórkę? Recepcjonista spojrzał na Patcha.

– Chcemy pokój dla niepalących – wyjaśnił Patch.

Spiorunowałam go wzrokiem.

– Odbiło ci? – powiedziałam bezgłośnie. Recepcjonista postukał w klawiaturę.

– Wszystko wskazuje na to, że mamy… Chwila. Bingo! Apartament dla niepalących.

– Bierzemy – odparł Patch.

Odwrócił się do mnie i kąciki jego ust się uniosły. Zmrużyłam oczy.

W tym momencie mrugnęły lampy pod sufitem i recepcja pogrążyła się w ciemności. Chwilę staliśmy bez ruchu, aż wreszcie recepcjonista pogmerał koło siebie i zapalił potężną latarkę.

– Należałem do skautów – poinformował nas. – W młodości. „Czuwaj!".

– W-w-w-więc chyba ma pan komórkę? – zapytałam.

– Miałem. Dopóki było mnie stać na rachunki. – Wzruszył ramionami. – A mama jest strasznie skąpa.

Mama? Gość miał koło czterdziestki. Ale nic tym się przejęłam, tylko myślą, co zrobi moja mama, gdy po powrocie z przyjęcia nie zastanie mnie w domu.

– Jak chcecie płacić? – zapytał recepcjonista.

– Gotówką – odpowiedział Patch. Kiwając głową, recepcjonista zachichotał.

– To u nas powszechna forma płatności. – Pochylił się i dodał konfidencjonalnym tonem: – Ludzie nieraz chcą ukryć, co robią poza pracą, wiecie, o co chodzi…

Część mózgu odpowiedzialna za logiczne myślenie podpowiadała mi, że spędzenie nocy z Patchem w motelu jest całkowicie wykluczone.

– To szaleństwo – powiedziałam do Patcha półgłosem.

– Pewnie. – Jego usta znów były na granicy uśmiechu. -Szaleję za tobą. Ile za tę latarkę? – spytał recepcjonisty.

Facet pogrzebał pod kontuarem.

– Mam coś lepszego: świece typu survival. – Podsunął je nam, zapalając jedną. – Są darmowe, nie płacicie ekstra. Jedną postawcie w łazience, a drugą koło łóżka, światło będzie jak od lampy. Dorzucę wam zapałki. Nawet jak się to nie przyda, zostanie miła pamiątka.

– Dzięki. – Patch ujął mnie pod łokieć i poprowadził w głąb korytarza.

Gdy weszliśmy do sto szóstki, zaryglował drzwi. Płonącą świecę postawił na nocnym stoliku i odpalił od niej drugą. Zdjął czapkę i otrzepał mokre włosy jak pies.

– Weź prysznic – powiedział, zaglądając do łazienki. Jest mydło i dwa ręczniki.

Uniosłam brodę.

– N-n-n-nie możesz mnie zmusić, żebym tu została. Zgodziłam się wlec taki kawał drogi, bo po pierwsze nie miałam ochoty stać na deszczu, a po drugie, liczyłam, że znajdziemy telefon.

– To brzmi jak pytanie.

– Więc o-o-o-odpowiedz.

Na jego twarzy odmalował się znajomy łobuzerski uśmiech.

– Wyglądasz tak, że trudno mi się skupić na odpowiedzi. Spojrzałam na przylepioną do ciała czarną bluzę, minęłam go i zamknęłam za sobą drzwi łazienki.

Odkręciłam kurek na fuli i rozebrałam się. Do ściany prysznica był przyklejony długi czarny włos. Zdjęłam go przez kawałek papieru toaletowego, wrzuciłam do klozetu i spuściłam wodę. Następnie weszłam pod prysznic i obserwowałam, jak skóra czerwienieje od ciepła.

Namydlając kark i ramiona, stwierdziłam, że jednak mogę spać z Patchem w jednym pokoju. Nie było to zbyt mądre ani zbyt bezpieczne, ale postanowiłam dopilnować, by nic się nie zdarzyło. Poza tym nie miałam wyboru.

Spontaniczna i lekkomyślna część mózgu wyśmiała mnie. Wiedziałam, co kombinuje. Z początku ciągnęła mnie do Patcha pewna aura tajemnicy, a teraz już coś innego. Niesamowity żar… Tej nocy musiało dojść do czegoś między nami. W dziesięciopunktowej skali przerażało mnie to na osiem, a podniecało na dziewięć punktów.

Zakręciłam wodę, wyszłam spod prysznica i wytarłam się do sucha. Ciuchy były tak mokre, że nie mogłam założyć ich z powrotem. Pomyślałam, że może gdzieś w okolicy jest suszarka na monety i… działająca bez prądu. Westchnąwszy, założyłam majtki i koszulkę, które jakimś cudem przetrwały powódź.

– Patch? – szepnęłam przez drzwi.

– Skończyłaś?

– Zdmuchnij świecę.

– Załatwione – odszepnął.

Jego śmiech też zabrzmiał delikatnie jak szept.