– Jaki jest kruczek?
– Nie ma żadnego. Musisz ocalić ludzkie życie. To bardzo sensowne, wziąwszy pod uwagę czyn, za który zostałeś wygnany.
– A moja ranga?
Dabria najwidoczniej straciła pewność, tak jakby zadał pytanie, którego chciała uniknąć.
– Właśnie usłyszałeś, jak odzyskać skrzydła – szepnęła z cieniem wyższości. – Chyba zasługuję na jakąś wdzięczność…
– Odpowiadaj. – Z jego ponurego uśmiechu wyczytałam, że dobrze wie. Albo przynajmniej się domyśla. Poczułam, że odpowiedź Dabrii go zirytuje.
– Proszę bardzo. Będziesz stróżem.
Patch przekrzywił głowę i zaśmiał się lekko.
– Co w tym złego? – spytała Dabria.
– Mam coś lepszego do roboty.
– Patch, posłuchaj. Nic nie jest od tego lepsze. Nie łudź się. Każdy inny upadły anioł ucieszyłby się, że może odzyskać skrzydła i stać się stróżem! A ty?! – Niemal krztusiła się konsternacją, rozdrażnieniem i poczuciem odrzucenia.
Patch wyprostował się.
– Milo było cię spotkać. Dabrio. Wracaj szczęśliwie. Bez ostrzeżenia złapała go za koszulę i przyciągnąwszy do siebie, wycisnęła na jego ustach pocałunek. Patch pomału uwolnił się i chwycił ją za ręce.
W napięciu przełknęłam ślinę, próbując ignorować zmuszanie i ukłucie zazdrości w sercu. Chciałam odwrócić się, zapłakać, a jednocześnie odejść z krzykiem. Chociaż i tak nic by mi to nie dało. Byłam niewidzialna. Czyli panią Greene… Dabrię… coś kiedyś wiązało z Patchem. Czy teraz – to znaczy w przyszłości – też są parą?… Czy zatrudniła się w szkole, by być bliżej niego? Czy to sprawiło, że tak usilnie chciała mnie do niego zrazić?
– Pójdę już – oznajmiła, wyzwalając się z uścisku. – I tak zabawiłam tu zbyt długo. Przyrzekłam Luciannie, że się pospieszę. – Oparła głowę na jego piersi. – Brak mi ciebie – szepnęła. – Ocal jedno ludzkie istnienie, a odzyskasz skrzydła. Wróć do mnie – błagała – wróć do domu. – Raptownie zmieniła ton: – Idę. Nikt nie może się dowiedzieć. że tu byłam. Kocham cię.
Kiedy się odwróciła, niepokój nagle zniknął z jej twarzy, ustępując miejsca przebiegłej pewności. Wyglądała tak, jakby to wszystko było jednym wielkim kłamstwem.
Niespodziewanie Patch złapał ją za nadgarstek.
– A teraz mów, co cię tu naprawdę przyniosło? Wzdrygnęłam się, słysząc w jego głosie złą nutę. Pozornie sprawiał wrażenie spokojnego, ale dla osoby, która znała go dłużej, jego rozdrażnienie było oczywiste. Rzucił Dabrii spojrzenie mówiące, że przekroczyła granicę i powinna czym prędzej się zabierać.
Patch poprowadził ją jednak w stronę baru. Posadził na stołku i usiadł obok. Zająwszy miejsce przy nim, wychyliłam się, by usłyszeć go w jazgocie muzyki.
– Jak to, co? – zająknęła się Dabria. – Przecież mówię…
– Kłamiesz.
Była wyraźnie zaskoczona.
– Nie wierzę… myślisz…
– Powiedz prawdę, no już.
Dabria zawahała się. Spojrzała na niego z wściekłością i odparła:
– Dobrze. Wiem, co zamierzasz.
Patch roześmiał się, jakby mówiąc: „Mam mnóstwo planów. O który ci chodzi?"
– Wiem. że słyszałeś pogłoski o Księdze Henocha. I wydaje ci się, że możesz to powtórzyć, ale nic z tego.
Skrzyżował ręce na barze.
– Przysłali cię, żebyś mnie nakłoniła do zmiany kursu, prawda? – W jego oczach zaigrał uśmiech. – Jeśli stanowię aż takie zagrożenie, to chyba jednak nie pogłoski.
– Ależ tak, na pewno.
– Skoro zdarzyło się to raz, może się zdarzyć znowu.
– Nic się nie zdarzyło. Czyżbyś nawet nie zajrzał do Księgi przed upadkiem? – prowokowała. – Wiesz, co zawiera? Znasz te święte słowa?
– Może mi pożyczysz.
– Nie bluźnij! Nie wolno ci jej czytać! – wykrzyknęła. -Upadkiem dopuściłeś się zdrady niebiańskich aniołów.
– Ilu z nich wie, czego doświadczyłem? – spytał. – Jak wielkie stanowię zagrożenie?
Przekrzywiła głowę.
– Nie mogę ci tego wyjawić. Już i tak powiedziałam za dużo.
– Będą próbowały mnie powstrzymać?
– Mściciele tak. Spojrzał znacząco.
– Chyba że będą sądzić, iż mi to wyperswadowałaś.
– Nie patrz tak na mnie – stanowczy ton wiele ją kosztował. – Nie skłamię, aby cię chronić. Masz niecne plany. Wbrew naturze.
– Dabria – wypowiedział jej imię, jakby grożąc. Równie dobrze mógłby wykręcić jej ramię.
– Nie mogę ci pomóc – odparła. – Nie w ten sposób. Wybij to sobie z głowy. Zostań aniołem stróżem. Skup się na tym i zapomnij o Księdze Henocha.
Patch oparł łokcie na barze, zadumany. Po chwili usłyszałam:
– Powiedz im, że rozmawialiśmy i że wykazuję takie chęci.
– Chęci? – nie dowierzała.
– Owszem. Powiedz, że nawet już pytałem o nazwisko. Skoro mam ocalić życie, muszę wiedzieć, kto pierwszy został wybrany do odejścia. Jako anioł śmierci masz dostęp do takich informacji.
– To informacja święta i poufna. Nie do przewidzenia. Ten świat zmienia się z każdą chwilą w zależności od ludzkich zachcianek…
– Dabrio, jakieś nazwisko…
– Obiecaj mi, że najpierw zapomnisz o Księdze. Daj słowo.
– Zaufałabyś mi?
– Nie – odrzekła. – Niestety.
Patch zaśmiał się obojętnie i biorąc wykałaczkę z pojemnika, ruszył w stronę schodów.
– Patch, zaczekaj… – Dabria zeskoczyła z taboretu. -Proszę cię, czekaj!
Obejrzał się.
– Nora Grey – powiedziała i z przestrachem zakryła dłonią usta.
Patch zmienił wyraz twarzy, krzywiąc się z niedowierzaniem i udręką. Bez sensu, wziąwszy pod uwagę, że jeśli kalendarz na ścianie wskazywał dobrą datę, jeszcze się nie poznaliśmy. Niemożliwe, by moje nazwisko cokolwiek wtedy mu mówiło.
– W jaki sposób zginie? – spytał.
– Ktoś chce ją zabić. -Kto?
– Nie wiem. – Zasłoniła uszy i pokręciła głową. – Taki tu zgiełk… Obrazy zlewają się, za szybko przelatują przed oczami, nie widzę wyraźnie. Muszę wracać. Potrzebuję ciszy i spokoju.
Patch szarpnął ją za kosmyk włosów za uchem i spojrzał wymownie. Drżąc pod dotykiem, skinęła głową i zamknęła oczy.
– Nie widzę… Nic nie widzę… To beznadziejne.
– Kto chce zamordować Norę Grey?! – upierał się Patch.
– Czekaj, dostrzegam ją – odrzekła Dabria z nagłym poruszeniem. – I jakiś cień z tyłu, to on. Jest śledzona, ale o tym nie wie… On idzie tuż za nią. Dlaczego go nie widzi? Dlaczego nie ucieka? Nie rozpoznaję twarzy, bo jest w cieniu…
Dabria otworzyła oczy. Wciągnęła powietrze.
– Kto to? – zapytał Patch.
Roztrzęsiona, podniosła wzrok na niego i wyszeptała: -Ty.
Zsunęłam palec z blizny Patcha i połączenie się zerwało. Dopiero po chwili wróciłam do rzeczywistości i zorientowałam się, że Patch siłą wciąga mnie do łóżka. Unieruchomił moje ręce.
– Nie powinnaś była tego robić – pochmurny, starał się opanować gniew. – Co zobaczyłaś?
Walnęłam go kolanem w żebro.
– Puszczaj!!!
Usiadł na mnie, tak że nie mogłam poruszać nogami. Z rękoma przypartymi do łóżka, wiłam się pod jego ciężarem.
– Puść, bo zacznę krzyczeć!!!
– Nie! – Uderzyłam go łokciem w udo. – Co z tobą? Nic nie czujesz?
Podniosłam się na nogi i z trudem utrzymując równo wagę, z całej siły kopnęłam go w brzuch.
– Masz jeszcze minutę – powiedział. – Wyrzuć z siebie cały gniew. Wtedy ja przejmę kontrolę.
Nie zrozumiałam, o co mu chodzi z tą „kontrolą", i nie miałam zamiaru się w to wgłębiać. Zerwałam się z łóżka, kierując się do drzwi. Patch złapał mnie w biegu i przyparł do ściany. Dotknęliśmy się na wysokości bioder.