– Chcę poznać prawdę – powiedziałam, hamując płacz. -Przeniosłeś się do mojej szkoły, żeby mnie ukatrupić? Planowałeś to od początku?
Drgnął mu mięsień na twarzy.
– Tak.
Otarłam zabłąkaną łzę.
– I teraz się tym napawasz, prawda? Chciałeś wzbudzić moje zaufanie po to, żeby mnie wykończyć? – Dziwne, ale zamiast się bać i szaleć, byłam ostro wkurzona. Przecież teraz powinnam myśleć tylko o ucieczce. A, co najdziwniejsze, wciąż nie mieściło mi się w głowie, że mam zginąć z jego ręki, i mimo usilnych starań, nie zdławiłam w sobie iskry nadziei.
– Chyba jesteś rozdrażniona… – zaczął Patch.
– Szlag mnie trafia! – wrzasnęłam.
Ujął mnie dłońmi za szyję. Miał palący dotyk. Delikatnie ścisnął mi kciukami gardło i odchylił moją głowę do tyłu. Nasze usta zwarły się w pocałunku tak mocno, że nie zdołałam wykrztusić obelgi. Przesuwając rękoma po moich barkach i plecach, zatrzymał się tuż nad pośladkami. Przeszył mnie dreszcz lęku i rozkoszy. Gdy Patch chciał mnie przyciągnąć do siebie, ugryzłam go w wargę.
Oblizał usta koniuszkiem języka.
– Gryziesz?!
– Czy ciebie wszystko bawi? – zapytałam. Znów dotknął językiem wargi.
– Nie wszystko.
– Na przykład?
– Ty.
Nagle moje doznania całkiem się pogmatwały. Konfrontacja z kimś tak obojętnym jak on okazała się niełatwa. Nie! Nie obojętnym. Patch był opanowany po najdrobniejszą cząstkę swego ciała.
Raptem przemknęło mi przez myśclass="underline" Wyluzuj. Zaufaj mi.
– Kurczę blade – powiedziałam w nagłym przebłysku świadomości. – Znowu to robisz, prawda? Przenikasz mój umysł. – Przypomniał mi się artykuł z Google o upadłych aniołach. – Umiesz wtłaczać mi w głowię nie tylko myśli, prawda? Obrazy też… niesamowicie sugestywne.
Nie zaprzeczył.
– Wtedy, na Archaniele – zaczęłam kojarzyć fakty -chciałeś mnie zabić, tak? Ale coś nie wyszło. Potem bez słów przekazałeś mi, że komórka nie działa i nie mogę zadzwonić do Vee. I podwoziłeś mnie też, żeby zabić? Mów, jak to się dzieje, że widzę to, co ty chcesz?
Starał się, by jego twarz wyrażała jak najmniej.
– Przesyłam ci słowa i obrazy, ale o tym, czy są prawdziwe, decydujesz sama. To taki rebus. Wizje nakładają się na real i sama musisz dojść do tego, co jest prawdą.
– Anielska moc? Pokręcił głową.
– Moc upadłych aniołów. Żaden inny anioł nie naruszy twojej intymności, chociaż jest do tego zdolny.
Bo w przeciwieństwie do niego tamte są dobre. Patch wsparł się o ścianę za mną, tak że jego dłonie niemal dotykały mojej głowy.
– Poprzez myśli nakazałem trenerowi, żeby porozsadzał ludzi, bo musiałem się do ciebie zbliżyć. Przesłałem ci komunikat, że spadasz z Archanioła, bo chciałem cię zabić, ale nie potrafiłem. Było blisko, ale się powstrzymałem i stwierdziłem, że cię tylko nastraszę. Historia z niby nieczynną komórką była po to, żebym mógł cię podwieźć. Gdy wszedłem do twojego domu, chwyciłem nóż, żeby ci odebrać życie – jego głos złagodniał. – Ale pod twoim wpływem jednak zmieniłem zdanie.
Wzięłam głęboki wdech.
– Nie rozumiem. Kiedy ci powiedziałam, że tato został zamordowany, sprawiałeś wrażenie przejętego. Dla mamy też byłeś miły.
– Miły – powtórzył Patch. – Niech to zostanie między nami.
Zawirowało mi w głowie i poczułam pulsowanie skroni. Dobrze znałam ten stan. Powinnam wziąć żelazo albo znów był to telepatyczny przekaz Patcha.
Uniosłam brodę i zmrużyłam oczy.
– Wynocha z moich myśli i to już!
– Nie ma mnie w nich. Noro.
Zgięta wpół, z rękoma opartymi na kolanach, zaczęłam wciągać powietrze.
– Właśnie, że jesteś. Czuję cię. A więc tak to załatwisz? Udusisz mnie, prawda?
Zaszumiało mi w uszach i pociemniało przed oczami. Starałam się napełnić płuca, ale powietrze jakby zniknęło. Świat rozkołysał się i Patch zniknął mi z pola widzenia.
Rozpłaszczyłam dłoń na ścianie, by odzyskać równo wagę. Gardło zaciskało mi się z każdym kolejnym wdechem.
Patch przybliżył się do mnie, ale go odepchnęłam.
– Odejdź!
Spojrzał mi w oczy z troską.
– Odejdź… ode… mnie – wydyszałam. Na próżno.
– Nie… mogę… oddychać! – wykrztusiłam, jedną ręką czepiając się ściany, a drugą łapiąc się za gardło.
Nagle wziął mnie na ręce i przeniósł na krzesło.
– Wsadź głowę między kolana – powiedział i delikatnie mi w tym pomógł.
Z głową między nogami oddychałam gwałtownie, próbując wtłoczyć powietrze w płuca. Poczułam, jak tlen powoli wraca w ciało.
– Lepiej? – zapytał po chwili. Skinęłam.
– Masz przy sobie żelazo? Pokręciłam głową.
– Nie prostuj się i oddychaj głęboko. Posłuchałam go i ucisk w piersiach zelżał.
– Dziękuję – wyszeptałam.
– Dalej mi nie ufasz?
– Jak chcesz, żebym ci zaufała, pozwól mi jeszcze raz dotknąć swoich blizn.
Długo wpatrywał się we mnie bez słowa.
– To nie najlepszy pomysł.
– Dlaczego?
– Nie panuję nad tym, co wtedy widzisz.
– I właśnie o to chodzi.
Odczekał kilka sekund, zanim odpowiedział. Głos miał ściszony, bez cienia emocji.
– Wiesz, że ukrywam pewne sprawy – zabrzmiało to pytająco.
Wiedząc, że jego życie składa się z tajemnic i sekretów, nie byłam jednak na tyle arogancka, by sądzić, że choćby w połowie dotyczą mojej osoby. Wobec mnie zachowywał się jednak inaczej. Nieraz już się zastanawiałam, jak żyje naprawdę. I zawsze mi się wydawało, że im mniej wiem, tym lepiej. Zadrżały mi wargi.
– A niby dlaczego miałabym ci ufać?
Siadł na rogu łóżka i pochylając się, oparł ramiona na kolanach. Wyraźnie zobaczyłam blizny. W blasku świecy igrały na nich niesamowite cienie… Mięśnie jego pleców napięły się i rozluźniły.
– Proszę – rzekł cicho. – Ale pamiętaj, że człowiek się zmienia, jednak jego przeszłość nigdy.
Nagle odeszła mi ochota dotykania jego szram. Przerażało mnie w nim prawie wszystko, ale w głębi serca czułam, że nie chce mnie wykończyć. W przeciwnym razie zrobiłby to już dawno. Spojrzałam na makabryczne blizny. Zaufanie mu było bardziej kuszące niż grzebanie się w jego przeszłości, w której Bóg wie co mogłabym znaleźć.
Tyle że gdybym się teraz wycofała, natychmiast by poczuł, że budzi we mnie strach. Zaczynał coś mi ujawniać i to tylko dlatego, że sama go o to poprosiłam. Nie mogłam żądać odkrycia tak wielkiej tajemnicy po to, by raptem zmienić zdanie.
– Ale nie zostanę tam na zawsze?! – spytałam. Zaśmiał się.
– Bez obaw.
Odważyłam się usiąść obok niego. Po raz drugi tego dnia przesunęłam palcem po ostrym grzbiecie blizny. Pole widzenia zalała mętna szarość i ogarnął mnie mrok.
ROZDZIAŁ 24
Leżałam na plecach. Koszulka nasiąknęła od spodu wilgocią trawy, której źdźbła kłuły mnie w nagie ramiona. Na niebie, jak biała drzazga, szeroko uśmiechał się półksiężyc. Ciszę zakłócały tylko odgłosy grzmotów w dali.
Zamrugałam kilka razy, żeby przyzwyczaić wzrok do nikłego światła. Obracając głowę, zobaczyłam jakieś pogięte gałązki… Wolno podniosłam się z ziemi. Poczułam przypływ łez na widok pary ciemnych oczodołów, które patrzyły na mnie znad kupki gałęzi. Przez chwilę nie wiedziałam, z czym mi się to kojarzy, gdy nagle mnie olśniło. Obok mnie leżał trup.
Czołgając się do tyłu, natrafiłam stopami na żelazne ogrodzenie i wtedy przypomniało mi się, co robiłam przed chwilą. Dotykałam blizn Patcha. Czyli musiałam się znajdować w koleinach jego pamięci.