Выбрать главу

– Urocze, że mogłabyś w to uwierzyć.

– Wierzę!

No, powiedzmy, choć nie dawała mi spokoju myśl, że przecież mógł zrobić to już dawno.

– Ciii! – burknął facet obok.

– Wyłaź albo cię wyniosę! – szepnął Patch. Odwróciłam głowę.

– Słucham?

– Ciszej! – syknął znowu facet.

– To on – odparowałam, wskazując Patcha. Facet wykręcił szyję.

– Słuchaj. – Popatrzył na mnie. – Jak się nie uciszysz, pójdę po ochronę.

– Świetnie, niech go wyprowadzą. Powiedz, że chce mnie zamordować.

– Za chwilę ja cię zabiję. – Jego dziewczyna wychyliła się do mnie.

– Kto cię chce zamordować? – Facet znów się obejrzał, zaskoczony.

– Nikogo tu nie ma – oznajmiła panna.

– Myślą, że cię nie widzą, prawda? – zapytałam Patcha, pod wrażeniem mocy, z której korzystał tak przewrotnie.

Uśmiechnął się lekko.

– Rany boskie! – wykrzyknęła tamta, wznosząc ręce w górę. Z furią zmierzyła wzrokiem faceta i warknęła: -Zrób coś!

– Spokój. – Gość pokazał ekran. – To jest kino. Napij się. – Chciał mi podać puszkę.

Zerwałam się do wyjścia. Czułam, że Patch idzie za mną, niepokojąco blisko, ale mnie nie dotyka. Pilnował mnie tak, dopóki nie wyszliśmy z sali.

Za drzwiami wziął mnie pod ramię i poprowadził przez foyer do damskiej toalety.

– Co ty? – zapytałam. – Masz obsesję ubikacji? Wepchnął mnie do środka, zamknął drzwi na zasuwę i oparł się o nie. Miał taką minę, jakby zaraz chciał mnie stłuc na kwaśne jabłko.

Oparta o umywalkę, wczepiłam się w jej brzeg palcami.

– Złościsz się, bo nie pojechałam do Delphic. – Uniosłam drżące ramię. – Ciekawe, po co miałabym to robić? Jest niedziela i park wkrótce zamkną. Czemu chciałeś mnie ściągnąć do ciemnego, prawie opustoszałego lunaparku?

Zbliżył się tak, że zobaczyłam pod czapką jego czarne oczy.

– Dabria mówiła, że musisz złożyć mnie w ofierze, aby odzyskać skrzydła.

Chwilę milczał.

– I myślisz, że zrobiłbym to? Przełknęłam ślinę.

– A więc to prawda? Nasze oczy się spotkały.

– To musi być świadoma ofiara. Samo pozbawienie cię życia nic nie da.

– I to ty musiałbyś mnie zabić?

– Nie, ale prawdopodobnie jako jedyny wiem, jakby się to skończyło, i jako jedyny podjąłbym tę próbę. Dlatego przeniosłem się do twojej szkoły. Musiałem się do ciebie zbliżyć. Potrzebowałem cię i dlatego wkroczyłem w twój świat.

– Dabria mówiła, że się w kimś zakochałeś. – Znowu to paskudne ukłucie zazdrości. Rozmowa nie powinna dotyczyć mnie, tylko jego. To miało być przesłuchanie. – Co się stało?

Desperacko liczyłam, że coś mi wyjaśni, ale wzrok miał chłodny.

– Zestarzała się i umarła.

– Pewnie było ci ciężko – od warknęłam.

Odczekał parę sekund. Aż się wzdrygnęłam od jego surowego tonu.

– Chcesz, żebym wyznał prawdę, proszę bardzo. Dowiesz się o wszystkim. Kim jestem i co zrobiłem. Z detalami. Zdradzę ci wszystko, ale musisz pytać. Musisz tego chcieć, by zrozumieć, kim byłem wtedy, a kim jestem teraz. Jestem zły. – Przeszył mnie spojrzeniem pozbawionym blasku. – A byłem znacznie gorszy.

Ignorując ucisk w żołądku, powiedziałam:

– Więc mów.

– Kiedy się poznaliśmy, byłem jeszcze aniołem. Momentalnie poczułem pożądanie. Ogarnęło mnie szaleństwo. Wiedziałem tylko, że zrobię co w mojej mocy, by się do niej zbliżyć. Obserwowałem ją jakiś czas, a później ubzdurałem sobie, że jeśli zejdę na ziemię i posiądę ludzkie ciało, wypędzą mnie z nieba i stanę się człowiekiem. Problem w tym, że nie wiedziałem o cheszwanie. Przybyłem tu pewnej sierpniowej nocy, ale nie mogłem posiąść ciała. W drodze powrotnej do nieba zatrzymał mnie zastęp aniołów mścicieli i odarł ze skrzydeł. Wyrzucili mnie… Natychmiast zrozumiałem, że coś jest nie w porządku. Patrząc na ludzi, pragnąłem jednego: by znaleźć się w ich ciele. Odarli mnie z mocy, stałem się istotą bezbronną, godną pożałowania. Nie człowiekiem, lecz upadłym aniołem. Dotarło do mnie, że w jednej chwili wyzbyłem się wszystkiego. Znienawidziłem się za to. – Patrzył tak przenikliwie, że poczułam się przezroczysta. – Ale gdyby nie upadek, nie poznał bym ciebie.

Od sprzecznych emocji zaczęłam się dusić. Tłumiąc płacz, przystąpiłam do kontrofensywy.

– Wiem od Dabrii, że znamię świadczy o pokrewieństwie z Chaunceyem. Czy to prawda?

– Chcesz odpowiedzi?

Sama nie wiedziałam, czego chcę. Mój świat zmienił się nagle w jeden wielki żart, którego puentę miałam poznać ostatnia. Nie byłam jakąś tam zwykłą, przeciętną Norą Grey, tylko potomkinią istoty nadprzyrodzonej. W dodatku serce pękało mi od uczuć do mrocznego anioła.

– Od czyjej strony? – zapytałam wreszcie.

– Ojca.

– Gdzie jest teraz Chauncey? – Mimo pokrewieństwa wolałabym, żeby był daleko. Jak najdalej ode mnie, żebym nie musiała czuć z nim żadnej więzi.

Czubki jego butów dotknęły moich tenisówek.

– Nie powiem ci, Noro. Nie zabijam osób, które są dla mnie ważne. A ty jesteś najważniejsza.

Serce podskoczyło mi nerwowo. Nacisnęłam rękami jego brzuch, tak twardy, że nawet nie drgnął. Broniłam się bez sensu, bo teraz nie uratowałaby mnie nawet wysoka siatka pod napięciem.

– Naruszasz moją prywatność – powiedziałam, cofając się o krok.

Patch uśmiechnął się słabo.

– Prywatność? Noro, to nie rewizja.

Odgarnęłam za uszy parę zbłąkanych kosmyków i odsunęłam się od niego.

– Nie pchaj się tak, bo mi… ciasno. Potrzebowałam jasnych granic. Większej asertywności.

Musiałam otoczyć się murem, bo znów się okazało, że przy Patchu brakuje mi pewności siebie. Powinnam rzucić się do drzwi, a jednak… stałam nieruchomo. Wmawiałam sobie, że nie uciekam, bo nie dowiedziałam się wszystkiego, ale był jeszcze inny powód, o którym wolałam nie myśleć. Uczuciowy… Którego tłumienie było idiotyzmem.

– Ukrywasz coś jeszcze? – zapytałam.

– Masę rzeczy. Żołądek fiknął kozła.

– Na przykład?

– Na przykład, co czuję, zamknięty tu z tobą. – Oparłszy się ręką o lustro za moimi plecami, przysunął się bliżej. – Nie masz pojęcia, jak na mnie działasz.

Pokręciłam głową.

– To niedorzeczne. Lepiej się w to nie zagłębiajmy.

– To jak najbardziej do rzeczy – szepnął. – Gdyby się tak zastanowić, nic nam tu nie zagraża.

W tej chwili z całą pewnością instynkt samozachowawczy ryknął do mnie: „W nogi!", ale tak mi zatętniło w skroniach, że nic nie usłyszałam. Rzecz jasna, o myśleniu nawet nie było mowy.

– Zdecydowanie do rzeczy – ciągnął Patch. – W najwyższym stopniu słuszne i do rzeczy.

– Może nie teraz. – Wciągnęłam powietrze.

Kątem oka spostrzegłam na ścianie wajchę alarmową. Cztery, pięć metrów dalej. Gdybym się pospieszyła, mogłabym ją szarpnąć, zanim mnie powstrzyma. Przybiegłaby ochrona i byłabym bezpieczna. A chyba tego chciałam… czy nie?

– Daj spokój. – Pokręcił głową.

Mimo to z całych sił pociągnęłam wajchę, ale bezskutecznie. Szarpanie nic nie dało. Wtem Patch objawił mi się w myślach i poczułam, że znowu prowadzi ze mną grę.

Spojrzałam mu w oczy.

– Wynocha z mojego mózgu!

Walnęłam go w pierś. Cofnął się, by odzyskać równowagę.

– Za co?!

– Za cały ten wieczór!

Za to, że za nim szalałam, wiedząc, że nie mogę. Potwór! Był tak zły, że aż cudowny, co mnie kompletnie zbiło z pantałyku.

Kto wie, czy nie dałabym mu w szczękę, gdyby nie chwycił mnie za ręce i nie przyparł do ściany. Po chwili przygarnął mnie jeszcze bliżej.