– Nie oszukujmy się. Noro, pragniesz mnie… – wyraźnie mówił serio. – Tak samo, jak ja ciebie.
Przywarł do mnie ustami. I nie tylko. Zetknęliśmy się w kilku strategicznych punktach ciała, ale wyrwałam mu się, uruchamiając jakoś silę woli.
– Nie skończyłam. Co się stało z Dabria?
– To już załatwione.
– Mianowicie?
– Planowała cię zabić, więc po tym na pewno nie zachowałaby skrzydeł. W drodze powrotnej do nieba zostałaby ich pozbawiona przez aniołów mścicieli. I tak by do tego doszło, ale przyspieszyłem sprawę.
– Znaczy… została odarta?
– Rozlatywały się już, miały cienkie, popękane pióra. Gdyby została na ziemi trochę dłużej, każdy anioł bez trudu poznałby, że upadła. Nawet nie musiałem się do tego specjalnie przyczyniać.
Wyprzedziłam jego następny ruch.
– Czy dalej będzie mi uprzykrzała życie?
– Tego nie wiem.
Błyskawicznie uniósł brzeg mojego swetra. Przygarnął mnie do siebie. Musnął kciukami skórę pępka. W jednej chwili przeniknęły mnie chłód i gorąco.
– Spokojnie dałabyś jej radę – rzekł Patch. – Widziałem was w akcji i stawiam na ciebie, Aniele. Pokonałabyś ją bez mojej pomocy.
– A niby w czym miałbyś mi pomagać?
Roześmiał się. Miękko, z tłumionym pożądaniem. Oczy mu zabłysły, utkwione tylko we mnie. Uśmiechał się jak lis… tylko jakoś łagodniej. Coś zaigrało wokół mojego pępka i przesunęło się w dół.
– Drzwi są zamknięte – powiedział. – A my mamy jeszcze coś do załatwienia.
Moje ciało najwyraźniej przejęło kontrolę nad logiką. Prawdę powiedziawszy – zdławiło ją zupełnie.
Przesunęłam ręce po torsie Patcha i mocno objęłam go za szyję. Złapał mnie za biodra i uniósł, a ja owinęłam go nogami w pasie. Puls rozsadzał mi głowę, ale co tam! Wycisnęłam na jego wargach pocałunek, uniesiona smakiem jego ust, dotykiem dłoni, na granicy wybuchu, eksplozji porażonych zmysłów…
Raptem w kieszeni zadzwoniła mi komórka. Zdyszana, przy drugim dzwonku odsunęłam się od niego.
– Nagra ci się – szepnął.
Podświadomie czułam, że nie mogę nie odebrać. Nie pamiętałam tylko czemu… Pocałunek Patcha sprawił, że wyparowały ze mnie resztki niepokoju. Wyplątawszy się z objęć, odwróciłam głowę, by nie spostrzegł niezbyt ciekawego efektu spotkania z jego wargami. W duchu krzyczałam z rozkoszy.
– Halo? – Zdołałam oprzeć się pokusie starcia z ust rozmazanego błyszczyka.
– Hej, skarbie! – odezwała się Vee. Połączenie było fatalne, coś strasznie przerywało. – Gdzie jesteś?
– A ty?! Jeszcze z Julesem i Elliotem? – Zakryłam dłonią ucho, by ją lepiej słyszeć.
– W szkole. Włamaliśmy się – odparła tonem niegrzecznego dziecka. – Chcemy się pobawić w chowanego, ale do jednej drużyny brakuje nam ludzi. Znasz może… czwartą osobę, która by do nas dołączyła?
W tle rozległ się jakiś bełkot.
– Elliot mówi, że jak nie zostaniesz jego partnerką… zaraz… Co? – spytała w przestrzeń. Oddała komórkę Elliotowi.
– Nora? Zabaw się z nami. A jak nie, to wiedz, że na drzewie w pewnym znanym miejscu jest już wycięte imię Vee.
Ogarnęła mnie fala lodu.
– Halo? – krzyknęłam ochryple. – Elliot? Vee? Jesteście tam?
Ale nikt już się nie odezwał.
ROZDZIAŁ 27
– Z kim rozmawiałaś? – spytał Patch.
Nie mogąc opanować drżenia, wydukałam wreszcie:
– Vee włamała się do szkoły z Julesem i Elliotem. Chcą, żebym przyjechała. Czuję, że jak nie pojadę, Elliot coś jej zrobi. – Podniosłam wzrok. – Pewnie i tak ją skrzywdzi, nawet jeśli się zjawię.
Patch skrzyżował ramiona.
– Elliot?
– Tydzień temu znalazłam w bibliotece artykuł… Przesłuchiwali go w sprawie zabójstwa w jego dawnej szkole, w Kinghorn. Przyszedł do sali komputerowej i zobaczył, jak to czytam. Od tej pory wyczuwam od niego złą energię. Potworną. Chyba nawet włamał mi się do pokoju, żeby wykraść artykuł.
– Coś jeszcze?
– Zamordowana była jego dziewczyną. Została powieszona na drzewie. A teraz Elliot powiedział, że jak do nich nie dołączę, to na drzewie w pewnym znanym miejscu jest już wycięte imię Vee.
– Wiem który to. Tupeciarz, trochę agresywny, ale nie wygląda na mordercę. – Patch pogmerał mi w kieszeni i wyciągnął kluczyki jeepa. – Pojadę sprawdzić, co się tam dzieje. Zaraz wracam.
– Zadzwońmy na policję. Pokręcił głową.
– Chcesz, żeby posadzili Vee za naruszenie dobra publicznego i tak dalej? A Jules? Co to za jeden?
– Kumpel Elliota. Był w salonie gier, gdy się spotkaliśmy.
Zmarszczył czoło.
– Dziwne, na pewno bym go zapamiętał.
Otworzył przede mną drzwi. W holu stróż w czarnych spodniach i firmowej bordowej koszuli zmiatał rozsypany popcorn. Na widok wychodzącego z damskiej toalety Patcha obejrzał się dwa razy. Brandt Christensen. Kolega z angielskiego. W zeszłym semestrze pomagałam mu przy wypracowaniu.
– Elliot nie czeka na ciebie, tylko na mnie – upomniałam Patcha. – Kto wie. co grozi Vee, jeśli się tam nie pokażę? Nie mam zamiaru ryzykować.
– A będziesz mnie słuchała, robiła, co ci każę?
– Tak.
– Skoczysz w razie czego?
– Skoczę.
– Albo zostaniesz w aucie?
– Zostanę.
No, powiedzmy.
Na parkingu przed kinem Patch wyłączył alarm i zamrugały reflektory jeepa. Nagle zatrzymał się i zaklął pod nosem.
– Coś nie tak? – zapytałam.
– Opony.
Spojrzałam na auto i rzeczywiście – w przednich kolach nie było powietrza.
– Niemożliwe! – wykrzyknęłam. – Nie mogłam przejechać po dwóch gwoździach naraz!
Patch przykucnął przy jednej ze sflaczałych opon i przejechał po niej ręką.
– Śrubokręt. Ktoś zrobił to celowo.
Przemknęło mi przez głowę, że znów wpływa na moje myśli, bo nie chce, abym pojechała z nim do szkoły. Ale chyba jednak nie. Nie czułam jego obecności w swoim umyśle. Może teraz podziałał na mnie w inny sposób, bo wszystko wydawało mi się jak najbardziej realne.
– Kto mógł to zrobić? Patch wstał z ziemi.
– Znalazłoby się kilku.
– To znaczy, że masz wielu wrogów?
– Wnerwiłem parę osób. Ludzie zakładają się bez sensu, przegrywają, a później mają mi za złe, że tracą auto albo coś poważniejszego.
Podszedł do stojącego kilka metrów dalej coupe, otworzył drzwiczki od strony kierowcy, usiadł za kierownicą i zaczął pod nią gmerać.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałam bez sensu, bo było to oczywiste.
– Szukam zapasowego kluczyka. – Wyciągnął spod kierownicy dwa niebieskie kabelki i skręcił je wprawnym ruchem, zapalając silnik. – Pas bezpieczeństwa. – Spojrzał na mnie.
– W życiu nie ukradnę samochodu. Obruszył się.
– Jest nam potrzebny, a właścicielowi niekoniecznie.
– To kradzież. Przestępstwo.
Wcale się tym nie przejął. Przeciwnie, siedział za kierownicą zupełnie wyluzowany.
Już to kiedyś robił – pomyślałam.
– Pierwsza zasada złodzieja samochodów – rzekł z uśmiechem – nie kręć się na miejscu zbrodni dłużej niż to konieczne.
– Zaczekaj. – Uniosłam palec.
Pobiegłam z powrotem do kina. Wchodząc, zobaczyłam w drzwiach odbicie parkingu. Patch wyskoczył z coupe.
– Cześć, Brandt – powiedziałam do sprzątacza, który wciąż zmiatał okruchy popcornu na łopatkę.
Popatrzył na mnie, ale w sekundzie skierował wzrok za moje plecy. Usłyszałam, jak drzwi się otwierają, i poczułam obecność Patcha – jak chmurę, gdy przesłaniając słońce, lekko przyciemnia krajobraz tuż przed burzą.