Pochwalił mnie rytmicznymi oklaskami.
– A wiesz, co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? Mogłaś mnie osłabić, tak że bez twojej zgody nie kiwnąłbym palcem. Ale się nie opierałaś. Byłaś bezwolna, słaba, łatwa.
Nie mylił się, ale zamiast choć na pół sekundy poczuć ulgę, uzmysłowiłam sobie, jak bardzo ulegam wpływom. Pozbawiona ochronnej powłoki, w żaden sposób nie mogłam bronić się przed manipulacjami Julesa. Chyba żebym znała jego słabe strony.
– Postaw się w mojej sytuacji – mówił. – Ciało, które rok za rokiem ktoś nawiedza… Wyobraź sobie nienawiść, którą można uleczyć tylko zemstą. Wyobraź sobie pokłady energii, jaką tracisz, nie spuszczając oka z obiektu swojej zemsty i wyczekiwanie chwili, gdy los da ci szansę odwetu i zacznie ci sprzyjać. – Wbił we mnie wzrok. – Ty jesteś tą szansą, bo krzywdząc ciebie, skrzywdzę Patcha.
– Przeceniasz moją wartość. – Na czoło wystąpił mi zimny pot.
– Obserwuję go od wieków. Minionego lata odwiedził cię w domu po raz pierwszy, ale nic nie spostrzegłaś. Śledził cię kilkukrotnie na zakupach. Co jakiś czas specjalnie zmieniał plany, aby cię odnaleźć, aż wreszcie zapisał się do twojej szkoły. Długo się zastanawiałem, co w tobie takiego niezwykłego, no i postanowiłem się przekonać. Przyglądam ci się od dłuższego czasu.
Zdjęło mnie dziwne uczucie, ale nie był to przestrach. Momentalnie pojęłam, że jako duch opiekuńczy nie towarzyszył mi tato, tylko Jules. W tej chwili też tego doznawałam, tyle że sto razy silniej.
– Aby nie wzbudzić podejrzeń, trzymałem się na uboczu – opowiadał Jules. – I wtedy pojawił się Elliot, który dość szybko potwierdził to, czego się domyślałem. Że Patch jest w tobie zakochany.
Wszystko się zgadzało. Jules wcale nie był chory, kiedy zniknął w toalecie w Delphic. Gdy siedzieliśmy w Granicy, też nie. Po prostu ukrywał się przed Patchem, który – widząc go – zaraz by się domyślił, że tamten coś knuje. Jako informator Julesa, Elliot wszystko mu przekazywał.
– Miałaś zginąć na biwaku, ale Elliot nie zdołał cię namówić. Dziś rano śledziłem cię, gdy wyszłaś od Ślepego Joe, i chciałem cię zastrzelić. Niestety, zabiłem kloszardkę w twoim płaszczu. Ale to nic – przybrał spokojniejszy ton. -Teraz mamy dosyć czasu.
Drgnęłam na krześle i skalpel obsunął mi się w dżinsach. Na szczęście wciąż miałam go w zasięgu ręki. Gdybym musiała teraz wstać, mógłby wylecieć przez nogawkę i to byłby koniec.
– O czym myślisz? – Jules wstał i zaczął przechadzać się po sali. – Niech zgadnę… Żałujesz, że poznałaś Patcha. Wolałabyś, żeby się w tobie nie zakochał. Czy to nie śmieszne, w co cię wrobił? Nie trzeba się było najpierw trochę zastanowić?
Gdy mówił o miłości Patcha, poczułam nagle cień nadziei.
Wyciągając skalpel, skoczyłam na równe nogi.
– Nie zbliżaj się, bo zabiję! Przysięgam!
Z gardłowym okrzykiem Jules przejechał ręką po kontuarze. Szklane kubki roztrzaskały się o tablicę, rozsypały się papiery… Ruszył na mnie. Mimo paniki, z całych sił dźgnęłam go skalpelem, przecinając skórę dłoni.
Syknął i cofnął się.
Bez namysłu wbiłam mu skalpel w udo.
Spojrzał na wystający z nogi kawałek metalu. Wyciągnął go oburącz, wykrzywiony bólem, i cisnął na posadzkę.
Potykając się, zrobił krok w moją stronę.
Uchyliłam się z wrzaskiem, ale zahaczywszy biodrem o kant stołu, straciłam równowagę i upadłam. Skalpel leżał metr ode mnie.
Jules przewrócił mnie na brzuch i siadł na mnie okrakiem. Przycisnął mi twarz do ziemi, miażdżąc nos i tłumiąc krzyki.
– Odważna jesteś – warknął. – Ale tym mnie nie zabijesz. Jako Nefil jestem nieśmiertelny.
Próbowałam dosięgnąć skalpela. Gdy prawie już go dotykałam, Jules szarpnął mnie w tył.
Obcasem kopnęłam go w czułe miejsce. Jęknął i potoczył się pod drzwi. Kiedy zdołałam wstać, zastawił je sobą, klęcząc.
Jego oczy przesłaniały włosy w strąkach. Twarz spływała potem, a usta wykrzywiał grymas bólu.
Sprężyłam się do ucieczki.
– Powodzenia. – Nie bez trudu uśmiechnął się cynicznie. – Ciekawe, czy ci się uda.
Osunął się na podłogę.
ROZDZIAŁ 29
Gdzie może być Vee?! Gdzie, na miejscu Julesa, mogłabym ją uwięzić?
Na pewno postarał się o to, by nie zdołała uciec i żeby znalezienie jej nie było łatwe – stwierdziłam.
Odtworzyłam w pamięci rozkład budynku, skupiając się na piętrach. Istniała szansa, że Vee jest na drugim, najwyższym, nie licząc strychu, dokąd prowadziły tylko wąskie schody. Na samej górze mieściła się salka do nauki hiszpańskiego i redakcja e-zinu.
Instynktownie poczułam, że Vee jest w redakcji.
Po omacku pędem wspięłam się na drugie piętro. Metodą prób i błędów odszukałam schodki do redakcji. Pchnęłam drzwi.
– Vee? – zawołałam cicho. Jęknęła.
– To ja. – Ostrożnie ruszyłam w jej stronę między biurkami, starając się nie przewrócić krzesła, bo Jules od razu domyśliłby się, gdzie jestem. – Żyjesz? Musimy się stąd wydostać. – Znalazłam ją skuloną na podłodze, z kolanami pod brodą.
– Jules walnął mnie w głowę – podniosła głos. – Zdaje się, że zemdlałam. Nic nie widzę!!!
– Posłuchaj. Wyłączył prąd i okna są zasłonięte, tak że nic nie widać. Chwyć mnie za rękę. Jak najszybciej musimy zejść na parter.
– Chyba mam coś uszkodzone. Tak mi wali serce… Oślepłam, naprawdę!
– Nie oślepłaś. – Potrząsnęłam nią. – Ja też nic nie widzę, ale na pewno się uda. Uciekniemy wyjściem koło gabinetu wuefistów.
– Wszystkie drzwi pozabezpieczał łańcuchami. Zapadło głuche milczenie. Zrozumiałam, dlaczego Jules życzył mi powodzenia w ucieczce… Ciało przeszył chłód.
– Nie te, którymi weszłam – odezwałam się w końcu. -Drzwi od wschodniej strony są otwarte.
– Oby. Na własne oczy widziałam, jak zabezpiecza inne. Powiedział, że dzięki temu przy zabawie w chowanego nikogo nie skusi, żeby wyjść ze szkoły. Że się bawimy tylko w środku.
– Więc teraz pewnie zrobi wszystko, żeby zablokować te od wschodu. Zaczai się na nas. Wyjdziemy przez okno -obmyśliłam naprędce plan. – Z drugiej strony, tutaj. Masz komórkę?
– Zabrał mi.
– Po wyjściu musimy się rozdzielić, żeby pobiegł tylko za jedną. Druga sprowadzi pomoc. – Wiedziałam, kogo wybierze. Posłużył się Vee tylko po to, aby mnie tu zwabić. – Poszukaj telefonu, zadzwoń na policję i powiedz, że w bibliotece jest Elliot.
– Żyje? – spytała Vee roztrzęsionym głosem.
– Nie wiem.
Stałyśmy tak blisko, że poczułam, jak unosi koszulkę i ociera łzy.
– Wszystko przeze mnie.
– Nie. Przez Julesa.
– Boję się.
– Damy radę – wysiliłam się, by zabrzmiało to przekonująco. – Dziabnęłam go w nogę skalpelem. Mocno krwawi. Może zrezygnuje, pójdzie na pogotowie…
Zaszlochała. Obie czułyśmy, że to nieprawdopodobne i – choć ranny – Jules zrobi wszystko, by się na nas zemścić. Dotykając ścian, pomału zeszłyśmy na parter.
– Teraz tędy – szepnęłam i ujęłam ją za rękę, kiedy ruszałyśmy w głąb korytarza, kierując się na zachód.
Nie uszłyśmy nawet paru kroków, gdy z ciemnej czeluści dobiegi dziwny gardłowy dźwięk.
– No, no, co my tu mamy? – rozległ się głos Julesa.
– Wiej! – Ścisnęłam dłoń Vee. – Jemu chodzi o mnie. Wezwij policję! Szybko!
Vee puściła moją rękę i rzuciła się do ucieczki. Jej kroki ucichły przeraźliwie szybko. Przez myśl przemknęło mi, czy Patch jest jeszcze w budynku, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Robiłam wszystko, by nie zemdleć, bo znów znalazłam się sam na sam z Julesem.