Tony podniósł się z sofy i podszedł do podnóżka, który stał przed krzesłem Rity Yancy. Usiadł, wyjaśniając swój ruch udawaniem, że chciał tylko pogłaskać kota; ale zmieniając siedzenia umieszczał się między starą kobietą i Hilary i skutecznie blokował Joshuę, który wyglądał tak, jakby miał zaraz schwycić panią Yancy i nią potrząsnąć. Podnóżek był dobrym stanowiskiem, z którego można było kontynuować przesłuchanie w zwyczajny sposób. Gładząc białego kota, nieprzerwanie kontynuował pogawędkę z kobietą, zjednując ją sobie i czarując, używając tonu łagodnej perswazji starego Clemenzy, który zawsze mu się mocno przydawał w pracy policyjnej.
W końcu zapytał:
– Czy narodzinom bliźniąt towarzyszyło coś niezwykłego.
– Niezwykłego? – zdumiała się pani Yancy. – Czy cała ta cholerna sprawa jest dla pana nie dość niezwykła?
– Ma pani rację – powiedział. – Nie sformułowałem najlepiej swojego pytania. Chodziło mi o coś szczególnego w samym porodzie, czy było coś dziwnego w jej bólach porodowych albo parciu, coś zauważalnego w początkowym stanie noworodków, kiedy z niej wyszły, jakieś odstępstwa od normy, dziwne cechy.
Zauważył zdumienie pojawiające się w jej oczach, kiedy pytanie pobudziło jej wspomnienia.
– Właściwie – powiedziała – rzeczywiście było coś niezwykłego.
– Proszę mi pozwolić zgadywać – powiedział. – Obydwa niemowlęta urodziły się w czepkach.
– Zgadza się! Skąd pan wiedział?
– Po prostu zgadłem.
– A niech mnie licho. – Pogroziła mu palcem. – Jest pan sprytniejszy, niż się wydaje.
Uśmiechnął się do niej z przymusem. Musiał się do tego zmuszać, bo w Ricie Yancy nie było nic, co mogło wywołać prawdziwy uśmiech.
– Obydwa urodziły się w czepkach – powiedziała. – Ich małe główki były nieomal zupełnie zakryte. Lekarz widział już i zajmował się wcześniej takimi przypadkami, oczywiście. Ale uważał, że przypadek urodzenia się obydwu bliźniaków w czepkach wypada raz na milion.
– Czy Katarzyna o tym wiedziała?
– Czy wiedziała o czepkach? Nie od razu. Majaczyła z bólu. I potem na trzy dni zupełnie straciła głowę.
– A później?
– Na pewno jej o tym powiedziano – powiedziała pani Yancy. – Takiej rzeczy nie zapomina się powiedzieć matce. Zresztą… przypominam sobie, że sama jej o tym powiedziałam. Tak. Tak, pamiętam. Przypominam sobie teraz wszystko wyraźnie. Była zafascynowana. Wiecie, niektórzy ludzie uważają, że dziecko urodzone w czepku ma dar jasnowidzenia.
– Czy Katarzyna w to wierzyła?
Rita Yancy zmarszczyła twarz.
– Nie. Mówiła, że to zły znak, a nie dobry. Leo interesował się zjawiskami nadprzyrodzonymi i Katarzyna przeczytała parę książek z jego okultystycznego zbioru. W jednej z tych książek było powiedziane, że jeśli bliźnięta urodzą się w czepkach, to jest… nie pamiętam dokładnie, co oznaczało to, co mówiła, ale to nie było dobrze. Zły omen czy coś takiego.
– Znak demona? – spytał Tony.
– Tak! Właśnie to!
– Wierzyła zatem, że jej dzieci są naznaczone przez demona, że ich dusze już są potępione?
– Ledwie to wszystko pamiętam – powiedziała pani Yancy.
Patrzyła poprzez Tony’ego, nie widząc niczego w salonie, patrząc w przeszłość, próbując sobie przypomnieć…
Hilary i Joshua odstąpili od niej, trzymali się z boku, milczeli i Tony poczuł ulgę, że uznali jego autorytet.
W końcu pani Yancy przypomniała sobie:
– Katarzyna powiedziała mi, że to znak demona i potem ją normalnie zamurowało. Nie chciała już z nikim rozmawiać. Przez kilka dni była cicha jak myszka. Leżała w łóżku, wpatrywała się w sufit, ledwie się ruszała. Wyglądała, jakby się nad czymś ciężko zastanawiała. Potem nagle zaczęła się zachowywać tak cholernie dziwacznie, że zaczęłam się zastanawiać, czy jednak jej nie odesłać do wariatkowa.
– Czy znowu wygłaszała przemowy, bredziła i rzucała się tak jak przedtem? – spytał Tony.
– Nie, nie. Tym razem cały czas gadała. Jak najęta gadała jakieś niestworzone rzeczy. Powiedziała mi, że te bliźnięta to dzieci demona. Powiedziała, że została zgwałcona przez jakieś stworzenie z piekła, że niby to był zielony, pokryty łuskami stwór z rozdwojonym językiem i długimi pazurami. Powiedziała, że to coś przybyło z piekła, aby ją zmusić, by urodziła mu dzieci. Wariactwo, nie? Przysięgała na wszystko, że to prawda. Nawet opisała tego demona. To był też cholernie dobry opis. Pełen szczegółów, bardzo udany. A kiedy mi opowiedziała, jak ją zgwałcił, to udało jej się wywołać we mnie ciarki, chociaż wiedziałam, że to wszystko kupa bzdur. Ta historia była barwna, pełna wyobraźni. Z początku myślałam, że to żart, coś, co robi dla śmiechu, tylko że ona się nie śmiała, a ja nie widziałam w tym nic zabawnego. Przypomniałam jej, że opowiedziała mi wszystko o Leo, i się na mnie rozwrzeszczała. I to jak wrzeszczała! Myślałam, że szyby polecą. Zaprzeczyła, że kiedykolwiek mówiła coś takiego. Udawała, że się obraziła. Za to, że wspomniałam o kazirodztwie, była na mnie taka zła, taka obłudna i fałszywa, tak się domagała przeprosin – że aż nie mogłam się powstrzymać, żeby się z niej nie śmiać. I przez to wściekła się jeszcze bardziej. Ciągle powtarzała, że to nie był Leo, chociaż obydwie cholernie dobrze wiedziałyśmy, że to był on. Robiła wszystko, co mogła, żebym uwierzyła, że to demon jest ojcem dzieci. I powiem wam, dobrze udawała! Oczywiście, ani chwili w to nie wierzyłam. Całe te głupie bajery o stworzeniu z piekła, co wpychało w nią swój interes. Co za kupa bzdur. Ale zaczęłam się zastanawiać, czy ona sama siebie do tego nie przekonała. Była taka fanatyczna. Mówiła, że boi się, że spalą ją i jej dzieci żywcem, jeśli jacyś religijni ludzie wykryją, że się zadawała z demonem. Błagała, żebym zachowała jej tajemnicę. Nie chciała, żebym komuś mówiła o dwóch czepkach. Potem powiedziała, że wie, że obydwa bliźniaki noszą znak demona między nogami. Błagała, żebym to też utrzymała w tajemnicy.
– Między nogami? – spytał Tony.
– Och, zachowywała się jak skończona wariatka – powiedziała Rita Yancy. – Upierała się, że obydwa jej dzieciaki mają narządy płciowe po ojcu. Mówiła, że między nogami nie są ludźmi, i powiedziała, że wie, że ja to zauważyłam, i błagała, żebym nikomu o tym nie mówiła. No to już było wybitnie śmieszne. Obydwaj ci mali chłopcy mieli zupełnie zwykłe siusiaczki. Ale Katarzyna trajkotała o demonach jak najęta przez prawie dwa dni. Czasami wydawało się, że popadła w prawdziwą histerię. Chciała wiedzieć, ile chcę pieniędzy, żeby nie wydać tajemnicy o demonie. Powiedziałam jej, że za to nie wzięłabym ani grosza, ale przyznałam, że ugodzę się na pięćset miesięcznie, żeby milczeć na temat Leo i całej tej reszty, reszty prawdziwej historii. To ją trochę uspokoiło, ale nadal tkwiła jej w głowie ta historia z demonem. Już miałam zdecydować, że ona naprawdę wierzy w to, co mówi, i chciałam zawołać mojego lekarza, żeby ją zbadał – i wtedy dopiero się zamknęła. Wydawało się, że odzyskała rozum. Albo może się znudziła całą tą zabawą. W każdym razie nie powiedziała już ani słowa o demonach. Zachowywała się dobrze do końca, kiedy zabrała dzieciaki i wyjechała jakiś tydzień później.