Выбрать главу

Tony przemyśliwał to, co mu powiedziała pani Yancy.

Staruszka głaskała białego kota, jak wiedźma tuląca do siebie jakiegoś felis domestica.

– A jeśli – zastanawiał się Tony – a jeśli, a jeśli, a jeśli?

– Jeśli co? – spytała Hilary.

– Nie wiem – wyznał. – Fragmenty wydają się układać na swoim miejscu… ale wychodzi… coś absurdalnego. Może układam źle całą układankę. Muszę to przemyśleć. Jeszcze nie jestem wszystkiego pewien.

– No, macie jeszcze do mnie jakieś pytania? – spytała pani Yancy.

– Nie – powiedział Tony, wstając z podnóżka. – Już mi nic nie przychodzi do głowy.

– Chyba już mamy to, po co przyjechaliśmy – zgodził się Joshua.

– Nie liczyliśmy na aż tyle – powiedziała Hilary.

Pani Yancy podniosła kota z podołka, postawiła go na podłodze i wstała z krzesła.

– Zmarnowałam już za dużo czasu na tę cholernie głupią sprawę. Mam robotę i powinnam siedzieć w kuchni. Piekę dziś cztery rolady. Muszę zaraz włożyć nadzienie i wsadzić wszystko do piecyka. Wnuki przychodzą na obiad i każde z nich lubi inny rodzaj ciasta. Czasami mali milusińscy nieźle się dają we znaki. Ale z drugiej strony, na pewno bym bez nich zginęła.

Kot przeskoczył nagle podnóżek, przemknął po kwiaciastym bieżniku obok Joshui i wpadł pod narożny stolik.

Dokładnie w chwili, gdy zwierzę przestało się ruszać, zatrząsł się dom. Dwa miniaturowe szklane łabędzie sturlały się z półki i spadły na gruby dywan nie rozbijając się. Ze ścian zsunęły się też dwie haftowane makatki. Zaszczekały okna.

– Trzęsienie – wyjaśniła pani Yancy.

Podłoga kołysała się jak pokład statku na spokojnym morzu.

– Nie ma się czym przejmować – powiedziała pani Yancy.

Ruch ustawał.

Dudniąca, rozgniewana ziemia uspokajała się.

Dom znieruchomiał na powrót.

– Widzicie? – oznajmiła pani Yancy. – Już po wszystkim.

Ale Tony wyczuwał inne nadchodzące fale wstrząsów – chociaż żadna z nich nie miała nic wspólnego z trzęsieniem ziemi.

* * *

Bruno wreszcie otworzył martwe oczy swego drugiego ja i z początku zmartwił się tym, co odkrył. To nie były te czyste, elektryzujące, błękitno – szare oczy, które znał i kochał. To były oczy potwora. Wydawały się napuchnięte, przegniłe i wytrzeszczone. Białka były zabarwione na brązowo – czerwono jeszcze nie całkiem zaschniętą, spienioną krwią z popękanych naczyń krwionośnych. Tęczówki zamglone, mętne, mniej błękitne niż za życia, bo raczej nabrały odcienia mocnego siniaka – ciemnego i nabiegłego krwią.

Jednakże im dłużej Bruno się w nie wpatrywał, tym mniej wydawały mu się obrzydliwe. Wszak były to nadal oczy jego drugiego ja, nadal część jego samego, nadal te oczy, które znał lepiej niż oczy kogokolwiek innego, te same oczy, które kochał i którym ufał. Starał się patrzeć nie na nie, lecz w nie; zajrzeć pod warstwę samego powierzchownego uszkodzenia, w samą ich głębię, w której (wiele razy w przeszłości) żarliwie i namiętnie łączył się z drugą połową swojej duszy. Nie czuł już nic z tej dawnej magii, bo oczy drugiego Bruna nie odwzajemniały spojrzenia. Niemniej jednak, sam akt zaglądania głęboko w martwe oczy tego drugiego jakoś ożywił jego wspomnienie całkowitego zjednoczenia z drugim Brunem; przypomniał sobie czystą, słodką rozkosz i poczucie spełnienia, jakie towarzyszyły jego byciu z sobą; gdy nie lękając się samotności, istniał tylko on i on sam przeciwko całemu światu.

Przywarł do tego wspomnienia, bo wspomnienie było teraz wszystkim, co mu zostało.

Siedział długo na łóżku, wpatrując się w oczy trupa.

* * *

Cessna Turbo Skylane RG Joshui Rhineharta pomknęła z rykiem na północ w stronę Napa, przecinając po drodze południowy front powietrza.

Hilary spoglądała na rozsiane pod nimi chmury i na uschnięte jesienne wzgórza, które rozciągały się parę tysięcy stóp poniżej chmur. Nad głowami nie mieli nic prócz kryształowobłękitnego nieba i odległego, stratosferycznego szlaku mgielnego wytwarzanego przez ich odrzutowiec.

Daleko na zachodzie gęsty zwał błękitno – szaro – czarnych chmur rozciągał się poza zasięgiem wzroku w kierunku północy i południa. Masywne chmury burzowe przetaczały się jak olbrzymie statki na morzu. Przed zapadnięciem nocy dolina Napa – a właściwie cała pomocna trzecia część stanu od półwyspu Monterey do granicy z Oregonem – znajdzie się znowu pod grożącym jej niebem.

Podczas pierwszych dziesięciu minut po starcie Hilary, Tony i Joshua milczeli. Każde zajmowało się własnymi, ponurymi myślami i obawami.

Potem Joshua powiedział:

– Ten bliźniak to jest ten dubler, którego szukamy.

– Najwidoczniej – przyznał Tony.

– A więc Katarzyna nie próbowała rozwiązać swojego problemu poprzez zabicie drugiego dziecka – zauważył Joshua.

– Z pewnością nie – powiedział Tony.

– Ale którego ja zabiłam? – spytała Hilary. – Bruna czy jego brata?

– Każemy ekshumować ciało i zobaczymy, czy czegoś się przy tym nie dowiemy – stwierdził Joshua.

Samolot uderzył w kieszeń powietrzną. Opuścił się ponad dwieście stóp, wykonując pętlę roller – coastera, potem poszybował w górę, aby osiągnąć odpowiednią wysokość.

Kiedy żołądek wrócił do swej ulubionej niszy, Hilary powiedziała:

– W porządku, przedyskutujmy to i zobaczmy, czy nie doszukamy się jakichś odpowiedzi. Wszyscy tu siedzimy i przeżuwamy i tak to samo pytanie. Jeśli Katarzyna nie zabiła bliźniaczego brata Bruna, aby podtrzymać kłamstwo o Mary Gunther, to co z nim zrobiła? Gdzie on, u diabła, był przez te wszystkie lata?

– No, pozostaje jeszcze ulubiona teoria pani Rity Yancy – powiedział Joshua, który wypowiedział to nazwisko w taki sposób, że było jasne, że nawet potrzeba jego wymienienia denerwuje go i pozostawia mu przykry smak w ustach. – Może Katarzyna rzeczywiście pozostawiła jedno z bliźniąt w zawiniątku u wejścia do jakiegoś kościoła albo sierocińca.

– Nie wiem… – wyraziła wątpliwość Hilary. – To mi się nie podoba, ale dokładnie nie wiem dlaczego. To zbyt… banalne… za trywialne… zbyt romantyczne. Cholera. Brakuje mi właściwego słowa. Nie wiem, jak to nazwać. Po prostu czuję, że Katarzyna nie mogła tak postąpić. To zbyt…

– Zbyt proste – powiedział Tony. – Tak jak opowieść o Mary Gunther była zbyt prosta, by mnie zadowolić. Porzucenie jednego z bliźniąt byłoby najszybszym, najłatwiejszym, najprostszym, najbezpieczniejszym – chociaż nie najbardziej moralnym – sposobem na rozwiązanie tego problemu. Ale ludzie prawie nigdy nie robią nic w najszybszy, najłatwiejszy, najprostszy i najbezpieczniejszy sposób. Szczególnie nie wtedy, gdy działają w takim stresie, jakiemu uległa Katarzyna, kiedy opuściła dom publiczny Rity Yancy.

– Ale – powiedział Joshua – nie możemy też tego wykluczyć.

– Myślę, że możemy – stwierdził Tony. – Bo gdyby przyjąć, że brat został porzucony i potem adoptowany przez obcych, to trzeba wówczas wyjaśnić, jak udało mu się połączyć z Brunem. Ten brat nie miał swojego świadectwa urodzenia, więc nie miałby sposobu na odnalezienie swoich naturalnych rodziców. Mógłby spiknąć się z Brunem jedynie przez przypadek. I jeśli zgodzimy się z tym, to nadal trzeba będzie wyjaśnić, jak ten brat mógł się wychować w innym domu, w zupełnie innym otoczeniu niż Bruno, nawet nie znając Katarzyny – i mimo wszystko żywić taką zapiekłą nienawiść i taki przemożny strach przed tą kobietą.

– To nie będzie łatwe – przyznał Joshua.

– Trzeba wyjaśnić, dlaczego i jak ten brat nabawił się tych psychopatycznych cech osobowości i paranoicznych urojeń, które w każdym szczególe doskonale pasują do Bruna – powiedział Tony.