Kiedy zaczęła zapadać noc, Bruno zamknął z powrotem okiennice w oknach na poddaszu.
Świece stały teraz na obu nocnych szafkach. Dwie stały również na serwantce. Trzaskające żółte płomyki sprawiły, że na ścianach i suficie roztańczyły się cienie.
Bruno wiedział, że już powinien zacząć szukać Hilary – Katarzyny, ale nie mógł znaleźć siły, by wstać i wyjść. Ciągle to odkładał.
Był głodny. Nagle uświadomił sobie, że nic nie jadł od poprzedniego dnia. Burczało mu w brzuchu.
Usiadł na chwilę na łóżku obok trupa i starał się zdecydować, dokąd powinien pójść, żeby zdobyć trochę jedzenia. Kilka puszek w spiżarni nie napęczniało i nie wybuchło, ale był przekonany, że wszystko na tych półkach jest zepsute i trujące. Prawie godzinę zmagał się z tym problemem, próbując wymyślić, gdzie może zdobyć coś do jedzenia i zarazem być bezpieczny przed szpiegami Katarzyny. Bo oni byli wszędzie. Ta suka i jej szpiedzy. Wszędzie. Stan jego umysłu można było najlepiej określić słowem pomieszany i chociaż był głodny, miał trudności w skupieniu swych myśli nawet na jedzeniu. Ale w końcu przypomniał sobie, że w domu wśród winnic jest jedzenie. Mleko pewnie skwaśniało przez ostatni tydzień, a chleb stwardniał. Ale spiżarnia była pełna puszek, lodówka wypchana serem i owocami, a w zamrażarce były lody. Myśl o lodach sprawiła, że uśmiechnął się jak mały chłopiec.
Wiedziony wizją lodów, pełen nadziei, że dobra kolacja da mu energię potrzebną do poszukiwania Hilary – Katarzyny, opuścił poddasze i przeprawił się przez cały dom, oświetlając sobie drogę świecą. Na zewnątrz zdmuchnął płomyk i wepchnął świecę do kieszeni marynarki. Zszedł po trzeszczących, krętych schodach z urwiska i ruszył między ciemne winnice.
Dziesięć minut później, we własnym domu, ponownie zapalił świecę, ponieważ bał się, że zapalając światło elektryczne, przyciągnie niepotrzebną uwagę. Wyjął łyżkę z szuflady pod zlewem w kuchni, wyciągnął z zamrażarki tekturowe opakowanie z lodami czekoladowymi i siedział przy stole ponad kwadrans, z uśmiechem zajadając wielkie łyżki lodów prosto z kartonika, aż najadł się nimi tak, że już nie mógł przełknąć nic więcej.
Wrzucił łyżkę do opróżnionego w połowie opakowania, schował je z powrotem do zamrażarki i stwierdził, że musi zapakować puszki, by zabrać je do domu na urwisku. Może nie uda mu się znaleźć i zabić Hilary – Katarzyny przez wiele dni i w tym czasie nie chciał być zmuszony zakradać się tutaj na każdy posiłek. Prędzej czy później ta suka wpadnie na pomysł, żeby postawić paru szpiegów na straży tego miejsca i wtedy go złapią. Ale nigdy nie będzie go szukała w domu na urwisku, nawet przez milion lat, więc tam powinien mieć zapasy żywności.
Poszedł do swojej sypialni i wyciągnął z szafy dużą walizkę, zabrał ją do kuchni i napełnił puszkami brzoskwiń, gruszek, mandarynek, słoikami masła orzechowego i oliwek, dwoma rodzajami galaretki – każdy słoik owinął w papierowe ręczniki, aby go uchronić przed stłuczeniem – i puszkami z kiełbaskami wiedeńskimi. Kiedy skończył pakowanie, walizka była nadzwyczaj ciężka, udźwignął ją jednak dzięki swym muskułom.
Nie brał prysznica od ostatniego wieczoru, w domu Sally w Culver City, i czuł, że lepi się z brudu. Nie znosił być brudnym, bo brud zawsze mu się jakoś kojarzył z szeptami, okropnymi pełzającymi stworzeniami i ciemnym pomieszczeniem w ziemi. Postanowił, że zaryzykuje szybki prysznic, zanim zaniesie jedzenie do domu na urwisku, nawet jeśli to oznaczało, że będzie nagi i bezbronny przez kilka minut. Ale kiedy szedł przez salon do swojej sypialni i łazienki, usłyszał nadjeżdżające drogą wśród winnic samochody. Silniki brzmiały nienaturalnie głośno na tle idealnej ciszy pól.
Bruno podbiegł do okna od frontu, rozsunął zasłony o cal i wyjrzał na zewnątrz.
Dwa samochody. Cztery reflektory. Wjeżdżały po zboczu na polanę.
Katarzyna.
Ta suka!
Ta suka i jej przyjaciele. Jej martwi przyjaciele.
Przestraszony pobiegł do kuchni, schwycił walizkę, zgasił świecę, którą trzymał w ręku i wsadził ją do kieszeni. Wyszedł tylnymi drzwiami, przemknął przez tylny dziedziniec i schronił się w winnicy, podczas gdy przed domem zatrzymały się samochody.
Kucając i wlokąc za sobą walizkę, czujny na każdy wydany przez siebie najcichszy dźwięk, Bruno przedzierał się między winoroślami. Okrążył dom, aż zobaczył samochody. Postawił walizkę i przywarł tuż obok niej do wilgotnej ziemi i najciemniejszego z nocnych cieni. Obserwował ludzi wysiadających z samochodów i serce biło mu coraz szybciej w miarę rozpoznawania twarzy.
Szeryf Laurensky z zastępcą. A więc również w policji są żywe trupy! Nigdy się tego nie spodziewał.
Joshua Rhinehart. Stary prawnik spiskowcem! To on też jest jednym z piekielnych przyjaciół Katarzyny.
I ona też tam była. Ta suka. Ta suka w jej nowym, lśniącym ciele. I ten mężczyzna z Los Angeles.
Wszyscy weszli do domu.
Światła zapalały się po kolei we wszystkich pokojach.
Bruno usiłował sobie przypomnieć, czy zostawił jakieś ślady swojej wizyty. Może parę kapnięć świecy. Ale krople wosku powinny już być zimne i twarde. Nie będą mieli jak sprawdzić, czy są świeże, czy mają tydzień. Zostawił łyżkę w kartoniku z lodami, ale to też mogło zostać zrobione dawno temu. Dzięki Bogu, że nie wziął prysznica! Woda na dnie brodzika i wilgotny ręcznik zdradziłyby go; znalazłszy dopiero co używany ręcznik, wiedzieliby natychmiast, że on wrócił do St. Helena i zaczęliby go szukać z jeszcze większą zawziętością.
Wstał, dźwignął walizkę i ruszył winnicami najszybciej, jak mógł. Szedł na północ w kierunku wytwórni win, potem na zachód w kierunku urwiska.
Jeśli się ukryje na poddaszu, będzie miał czas, by pomyśleć, ułożyć jakiś plan i zorganizować się. Bał się pośpiechu. Nie myślał ostatnio zbyt jasno, od chwili śmierci jego drugiej połowy; nie miał odwagi ruszyć przeciwko tej suce, dopóki nie będzie miał planu na wszystkie ewentualności.
Wiedział, jak ją znaleźć. Przez Joshuę Rhineharta.
Mógł ją dopaść jego rękoma, gdy tylko zechce.
Ale najpierw potrzebował czasu, żeby ułożyć jakiś niezawodny plan. Ledwie mógł się doczekać, aż wróci na poddasze, aby to omówić z sobą.
Laurensky, jego zastępca, Tim Larsson, Joshua, Tony i Hilary rozeszli się po całym domu. Przeszukiwali szuflady, szafy, kredensy i komody.
Z początku nie mogli znaleźć niczego, co byłoby dowodem, że w tym domu mieszkało dwóch mężczyzn, a nie jeden. Wydawało się, że jest tam o wiele więcej ubrań, niż jest potrzebne jednemu mężczyźnie. I dom był zapchany większą ilością jedzenia, niż zazwyczaj trzyma pod ręką jeden człowiek. Ale to niczego nie dowodziło.
I nagle, w trakcie przeszukiwania szuflad biurka w gabinecie, Hilary znalazła stertę ostatnio przysłanych rachunków, które jeszcze nie zostały zapłacone. Dwa z nich zostały wystawione przez dentystów – jednego z miasteczka Napa, drugiego z San Francisco.
– Oczywiście! – powiedział Tony, kiedy wszyscy zebrali się dookoła, aby przyjrzeć się rachunkom. – Bracia musieli chodzić do różnych lekarzy, a szczególnie do różnych dentystów. Bruno Numer Dwa nie mógł pójść do gabinetu dentystycznego w celu zaplombowania zęba, jeśli tydzień wcześniej ten sam dentysta plombował ten sam ząb u Bruna Numer Jeden.
– To się przyda – powiedział Laurensky. – Nawet bliźniaki jednojajowe nie mają identycznych dziur w tych samych miejscach tego samego zęba. Dwie dokumentacje o stanie zębów stanowią dowód, że było dwóch Bruno Frye’ów.
Chwilę później, podczas przeszukiwania szafy w sypialni, zastępca Larsson dokonał niepokojącego odkrycia. Jedno z pudełek na obuwie zamiast butów zawierało kilkanaście portretowych zdjęć młodych kobiet, prawa jazdy należące do sześciu z nich i jedenastu innych. Na każdym zdjęciu i na każdym prawie jazdy kobieta spoglądająca do kamery miała wspólne cechy z pozostałymi kobietami z kolekcji: piękna twarz, ciemne oczy, ciemne włosy i coś nieokreślonego w rysach i kształcie twarzy.