Выбрать главу

Gilbert Ulman jeszcze nie przyszedł do pracy. Był mechanikiem, który poza ciężarówkami i sprzętem rolniczym winnic „Drzewo Cienia” zajmował się jeszcze kolejką linową.

Klucz, który służył do operowania kolejką, wisiał na desce w garażu i nocny dozorca wytwórni, korpulentny mężczyzna nazwiskiem Lannucci, był uszczęśliwiony, mogąc go wręczyć Joshui.

Z kluczem w ręku Joshua prowadził Hilary i Tony’ego na piętro ogromnego, głównego budynku wytwórni, przez biura administracyjne, laboratorium winikulturowe i na koniec do szerokiego pomostu. Połowa budynku była otwarta od parteru aż po sam dach i w tej ogromnej sali stały olbrzymie trzypiętrowe zbiorniki fermentacyjne. Od strony zbiorników napływało wyjątkowo zimne powietrze, a w powietrzu unosił się zapach drożdży. Przy końcu długiego pomostu, w południowo – zachodnim krańcu budynku, weszli przez ciężkie sosnowe drzwi z czarnymi, żelaznymi zawiasami do małego pomieszczenia, otwartego w końcu przeciwległym do tego, którym weszli. Na długości dwunastu stóp brakującej ściany rozciągał się spadzisty dach, chroniący to otwarte pomieszczenie przed deszczem. Wagonik z czterema siedzeniami wisiał na zaczepie pod sufitem pomieszczenia.

* * *

W laboratorium patologicznym unosiła się niewyraźna i nieprzyjemna chemiczna woń. Tak samo pachniał koroner, doktor Amos Garnet, który zawzięcie ssał miętówkę.

W pomieszczeniu znajdowało się pięciu ludzi. Laurensky, Larsson, Garnet, Tannerton i Olmstead. Żaden z nich, z wyjątkiem zawsze dobrodusznego Tannertona, nie był zachwycony faktem, że się tu znajduje.

– Proszę to otworzyć – powiedział Laurensky. – Muszę zdążyć na umówione spotkanie z Joshua Rhinehartem.

Tannerton i Olmstead odsunęli zasuwy w spiżowej trumnie. Resztki grudek ziemi spadły na podłogę, na plastykową płachtę, którą położył tam Garnet. Podnieśli i zsunęli wieko.

Ciało zniknęło.

Wyłożona aksamitem i jedwabiem skrzynia nie zawierała nic oprócz trzech piećdziesięciofuntowych toreb suchej zaprawy murarskiej, skradzionych w ubiegłym tygodniu z piwnicy Avrila Tannertona.

* * *

Hilary i Tony usiedli po jednej stronie wagonika, a Joshua po drugiej. Kolana prawnika ocierały się o kolana Tony’ego.

Hilary trzymała Tony’ego za rękę, kiedy czerwona gondola sunęła powoli w stronę szczytu urwiska. Nie miała lęku wysokości, ale kolejka wydawała się tak wątła, że cały czas zaciskała ze strachu zęby.

Joshua dostrzegł napięcie na jej twarzy i uśmiechnął się.

– Proszę się nie bać. Ten wagonik jest może mały, ale bardzo wytrzymały. I Gilbert znakomicie się nim opiekuje.

Pnąc się stopniowo w górę, wagonik lekko kołysał się na uporczywym porannym wietrze.

Widok na dolinę stawał się coraz bardziej okazały. Hilary starała się koncentrować na nim uwagę, zamiast na trzaskaniu i szczękaniu maszynerii.

Gondola wreszcie dotarła do końca kabla. Wskoczyła na swoje miejsce i Joshua otworzył drzwi.

Kiedy wysiedli na górnej stacji kolejki, opuszczone niebo rozdarł oślepiająco biały łuk błyskawicy i gwałtowny ryk grzmotu. Zaczęło padać,. Był to rzadki, zimny i zacinający deszcz.

Joshua, Hilary i Tony pobiegli się schronić. Doszli frontowymi stopniami i przez ganek do drzwi.

– Jest pan pewien, że tu nie ma ogrzewania? – spytała Hilary.

– Centralne ogrzewanie zostało odłączone przed pięciu laty – powiedział Joshua. – Dlatego kazałem wam założyć swetry pod płaszcze. To naprawdę nie jest zimny dzień. Ale jak już trochę przemokliście, przemarzniecie w tym powietrzu do szpiku kości.

Joshua otworzył zamek w drzwiach i weszli do środka, zapalając trzy latarki, które ze sobą przynieśli.

– Ale tu cuchnie – stwierdziła Hilary.

– Pleśń – powiedział Joshua. – Tego się obawiałem.

Weszli z przedsionka do hallu, potem do wielkiego salonu. Promienie ich latarek padały na wnętrze, które przypominało wielki magazyn pełen antycznych mebli.

– Mój Boże – powiedział Tony. – Gorzej niż w domu Bruna. Prawie nie ma jak przejść.

– Miała obsesję na punkcie zbierania pięknych rzeczy – wyjaśnił Joshua. – Nie, żeby inwestować. Również nie dlatego, że lubiła na nie patrzeć. Wiele rzeczy jest zwyczajnie poupychanych, pochowanych w szafach. Obrazy leżą w stertach. I jak widzicie, nawet w głównych pokojach jest tego o wiele za dużo; wszystko zbyt stłoczone, żeby cieszyło oko.

– Jeśli we wszystkich pokojach są tak wartościowe antyki – zauważyła Hilary – to ten dom kryje w sobie fortunę.

– Tak – powiedział Joshua. – O ile wszystko nie zostało przeżarte przez korniki, termity i Bóg wie, co jeszcze. – Powiódł promieniem swojej latarki od jednego końca pokoju do drugiego. – Ta mania zbierania była czymś, czego w niej nigdy nie rozumiałem. Aż do teraz. Teraz zastanawiam się, czy… Kiedy tak patrzę na to wszystko i kiedy myślę o tym, czego się dowiedzieliśmy od pani Yancy…

– Myśli pan, że zbieranie pięknych rzeczy było reakcją na brzydotę tego etapu jej życia, który poprzedzał śmierć ojca? – spytała Hilary.

– Tak – powiedział Joshua. – Leo ją złamał. Poszarpał jej duszę, rozłożył jej ducha na łopatki i zostawił ją z przegniłym obrazem samej siebie. Musiała się nienawidzić za wszystkie te lata, kiedy pozwalała mu się wykorzystywać – nawet jeśli nie miała innego wyboru, tylko mu powalać. Więc może… czując się podła i bezwartościowa, myślała, że może upiększyć swą duszę, jeśli będzie żyła wśród mnóstwa pięknych rzeczy.

Stali chwilę w milczeniu, oglądając przeładowany meblami salon.

– Jak tu smutno – stwierdził Tony.

Joshua otrząsnął się z zadumy.

– Otwórzmy te okiennice i wpuśćmy trochę światła.

– Nie mogę wytrzymać tego zapachu – powiedziała Hilary, osłaniając nos dłonią. – Ale jeśli otworzymy okna, wpadnie tu deszcz i poniszczy te rzeczy.

– Nie za bardzo, jeśli uniesiemy je tylko na pięć czy sześć cali – powiedział Joshua. – A parę kropli wody nie zrobi żadnej szkody w tej kolonii pleśni.

– To cud, że na dywanach jeszcze nie wyrosły grzyby – dziwił się Tony.

Obeszli cały parter, otwierając wszędzie okna, odsuwając wewnętrzne zasuwy w okiennicach, wpuszczając szare, burzowe światło i pachnące świeżym deszczem powietrze.

Kiedy otworzyli już większość pokoi na dole, Joshua powiedział:

– Hilary, został już tu tylko pokój jadalny i kuchnia. Może się zajmiesz tamtymi oknami, a ja i Tony wybierzemy się na górę.

– W porządku – postanowiła. – Przyjdę na górę za minutę i pomogę wam.

Weszła do pokoju jadalnego, kierując się promieniem latarki, podczas gdy obydwaj mężczyźni przeszli przez hall w kierunku schodów.

* * *

Gdy razem z Joshuą doszli do korytarza na piętrze, Tony stwierdził:

– Fuj! Tutaj cuchnie jeszcze mocniej.

Starym domem wstrząsnął ryk grzmotu. Okna zaszczekały lodowato. Drzwi zachybotały się w zawiasach.

– Ty zajmij się pokojami po prawej stronie – powiedział Joshua. – Ja tymi po lewej.

Tony wszedł przez pierwsze drzwi po swojej stronie i znalazł pracownię krawiecką. W jednym rogu stała antyczna maszyna z pedałem napędowym, a bardziej współczesny elektryczny model spoczywał na stoliku w drugim kącie; obydwie były pokryte pajęczynami. Był tam stół do pracy, dwa manekiny krawieckie i jedno okno.

Podszedł do okna, położył latarkę na podłodze i próbował przekręcić dźwignię zardzewiałego zamka. Szarpał się z nim, a tymczasem za szybą deszcz bębnił hałaśliwie w okiennice.