Выбрать главу

Broń. W nocnej szafce. Jeżeli zdąży wpaść do sypialni i zamknie za sobą drzwi na zamek, to zatrzyma go przynajmniej na kilka sekund, aby wyciągnąć pistolet.

Na szczycie schodów, kiedy wchodziła już na korytarz i była przekonana, że zdobyła parę stóp przewagi, złapał ją za prawe ramię i przyciągnął do siebie od tyłu. Krzyczała, ale nie próbowała mu się wyrywać, jak się tego najwyraźniej spodziewał. Zamiast tego, kiedy ją pochwycił, odwróciła się w jego stronę. Naparła na niego, zanim mógł ją odepchnąć ramieniem, przycisnęła się do niego tak mocno, że poczuła jego erekcję i pchnęła go z całej siły kolanem w krocze. Zareagował tak, jakby poraził go piorun. W ułamku sekundy na jego twarzy pojawił się błysk wściekłości, po czym skóra zajaśniała bielą kości. Puścił ją i zatoczywszy się do tyłu, ześlizgnął z krawędzi pierwszego stopnia, Tracąc równowagę zamachał ramionami, krzyknął, rzucił się w bok, schwycił balustradę i jednak udało mu się uchronić od upadku.

Najwyraźniej nie miał nigdy do czynienia z kobietami, które potrafiły się skutecznie bronić. Przechytrzyła go dwukrotnie. Myślał, że natrafił na miłą, miękką i nieszkodliwą maskotkę, potulną ofiarę, którą można sobie bez trudu podporządkować, wykorzystać, a potem zgnieść jednym prztyknięciem palców. Ona jednak zbuntowała się, pokazała swoje pazury i radowała się teraz zaszokowanym wyrazem jego twarzy.

Miała nadzieję, że Frye stoczy się aż na sam dół klatki schodowej, łamiąc sobie po drodze kark. Jeszcze w tym momencie myślała, że uderzenie w genitalia unieruchomiło go na czas wystarczający, by zyskać przewagę. Była więc zaszokowana, kiedy po krótkiej przerwie, nawet zanim zdążyła odwrócić się i pobiec dalej, on poderwał się spod balustrady i skrzywiony z bólu zaczął z wysiłkiem wspinać się w jej kierunku.

– Suka – wysyczał przez zaciśnięte usta, ledwie łapiąc oddech.

– Nie – powiedziała. – Nie zbliżaj się.

Czuła się jak bohaterka któregoś ze starych horrorów, tak znakomicie robionych przez wytwórnię Hammer Films. Toczyła walkę z wampirem albo zombie, wciąż na nowo zaskakiwana i pognębiana nadprzyrodzonymi zapasami siły i wytrwałości bestii.

– Suka.

Pobiegła spowitym w ciemność korytarzem do swojej sypialni. Zatrzasnęła drzwi, jęła niezdarnie szukać w ciemności kontaktu, wreszcie znalazła przełącznik światła i zamknęła pokój.

W sypialni panował dziwny i przerażający hałas. Był to głośny i ochrypły dźwięk pełen panicznego strachu. Bliska obłędu rozglądała się w poszukiwaniu jego źródła, zanim zorientowała się, że słucha własnego urywanego i niepohamowanego łkania.

Omal nie wpadła w panikę, ale wiedziała, że musi się opanować, jeżeli chce przeżyć.

Frye nagle poruszył klamką zamkniętych drzwi, a potem rzucił się na nie całym swoim ciężarem. Zapora, wytrzymała. Ale nie na długo, na pewno nie na tyle, aby Hilary zdążyła zadzwonić na policję i doczekać się pomocy.

Serce jej biło jak oszalałe i trzęsła się tak, jakby stała nago na rozległym polu lodowym, ale postanowiła nie dać się obezwładnić lękowi. Kierując się do odległej szafki nocnej, przeszła pośpiesznie przez cały duży pokój i okrążyła łóżko. Po drodze minęła ogromne lustro ścienne, które wydawało się odbijać obraz kogoś zupełnie obcego – znękaną kobietę z osowiałym spojrzeniem i twarzą tak bladą, że przypominała uszminkowane oblicze mima.

Frye kopnął w drzwi. Zatrzęsły się gwałtownie w zawiasach, ale nie puściły.

Pistolet automatyczny kalibru 32 spoczywał na wierzchu trzech złożonych piżam w szufladzie szafki. Obok leżał załadowany magazynek. Schwyciła broń i ledwie jej posłusznymi, trzęsącymi się dłońmi, załadowała magazynek do kolby. Stanęła twarzą do drzwi.

Frye znowu kopnął w zamek. Metalowe urządzenie miało słabą konstrukcję. Był to ten rodzaj wewnętrznego zamka, który miał przede wszystkim chronić przed dziećmi i wścibskimi domownikami, a w przypadku takiego intruza jak Bruno Frye był bezużyteczny. Przy trzecim kopniaku mechanizm zamka wypadł z oprawy i drzwi otworzyły się z trzaskiem.

Kiedy zdyszany i spocony wyłaniał się z ciemnego korytarza i przekraczał próg, przypominał jeszcze bardziej rozjuszonego byka. Przygarbił się, przycisnął ręce do boków. Chciał z pochyloną głową atakować, miażdżyć i niszczyć wszystko, co stało na jego drodze. Żądza krwi lśniła w jego oczach tak wyraźnie, jak wyraźne było odbicie jego wściekłego spojrzenia w ściennym lustrze, przy którym stała Hilary. Jakby chciał sobie utorować drogę przez skład z porcelaną i zdeptać jego właścicielkę.

Hilary wycelowała w niego pistolet, trzymając go mocno oburącz.

Nadal zbliżał się do niej.

– Będę strzelać! Strzelę! Przysięgam na Boga, że to zrobię! – krzyknęła histerycznie.

Frye zatrzymał się, zamrugał, dopiero teraz zobaczył broń.

– Wynoś się – powiedziała.

Nie poruszył się.

– Wynoś się stąd do diabła!

A jednak zrobił jeszcze jeden krok w jej kierunku. To nie był już ten sam, zadowolony z siebie, wyrachowany, zabawiający się gwałciciel, z którym miała do czynienia na dole. Zaszła w nim zmiana; głęboko wewnątrz zaskoczyły jakieś przełączniki, w jego umyśle zrodziły się nowe pragnienia, potrzeby i żądze, bardziej obrzydliwe i perwersyjne od tych, które dotychczas ujawnił. Nawet w połowie nie podlegał już władzy rozumu, zachowywał się jak obłąkany. Jego oczy, już nie lodowate jak dotychczas, lecz załzawione i roznamiętnione, błyszczały w gorączce. Po twarzy spływał mu pot. Poruszał bezustannie wargami, chociaż nic nie mówił; krzywił je i ściągał, zagryzał, a potem wydymał w dziecinny ryjek, układał w szyderczy grymas, dziwaczny uśmieszek, wyraz zawziętości, a wreszcie w coś, na co po prostu nie było nazwy. Nie kierował się już żądzą czy pragnieniem całkowitego podporządkowania jej sobie. Tajemny motor jego obecnych działań był bardziej niezrozumiały w swej konstrukcji, niż ten, który go zasilał kilka minut temu. Hilary miała straszne, bolesne uczucie, że w jakiś sposób dostarczy mu takiej energii, która będzie dla niego tarczą ochronną i pozwoli mu dopaść jej bez szwanku pomimo gradu kul.

Wyswobodził okazały nóż z pochwy na prawym biodrze i wyciągnął go przed siebie.

– Cofnij się – powiedziała z rozpaczą.

– Suka.

– Mówię poważnie.

Znowu szedł w jej kierunku.

– Na miłość boską – powiedziała – bądź poważny. Twój nóż jest niczym wobec tej broni.

Znajdował się w odległości dwunastu albo piętnastu stóp od drugiej strony łóżka.

– Odstrzelę ci tę twoją cholerną głowę.

Frye wymachiwał przed nią nożem, gwałtownie kreślił w powietrzu małe, nieforemne kółka czubkiem ostrza, jakby było talizmanem, przy pomocy którego odpędzał złe duchy zagradzające mu drogę do Hilary.

Zrobił następny krok.

Ustawiła wzrok dokładnie na linii środka jego brzucha, więc niezależnie od tego, jak wysoko odrzut podbiłby jej ręce i w którą stronę szarpnęłaby nią broń, trafiłaby w niego. Nacisnęła na spust.

Nic. Cisza.

Boże, proszę!

Zrobił dwa kroki.

Oszołomiona wpatrywała się w pistolet. Zapomniała odbezpieczyć.

Znajdował się jakieś osiem stóp od drugiej strony łóżka. Może tylko sześć.

Przeklinając samą siebie, przesunęła dwie małe dźwignie z boku pistoletu i na czarnym metalu pojawiły się dwa czerwone punkty. Wycelowała i nacisnęła spust po raz drugi.

Nic.

Jezus! Co to? Nie mógł się przecież zaciąć!

Frye był do tego stopnia wyłączony z rzeczywistości, tak dokładnie owładnięty swoim szaleństwem, że nie uświadomił sobie od razu, że ona ma kłopoty z bronią. Kiedy wreszcie spostrzegł, co się dzieje, doskoczył do łóżka, wgramolił się na nie, wstał i jak człowiek uprawiający spacery po moście z beczek, ruszył przez materac, kołysząc się na sprężynującej powierzchni.