Percy Blakeney"
Widocznie Małgorzata została nagle dotknięta, jak jej mąż, jakimś chwilowym zaćmieniem umysłu, gdyż musiała odczytywać kilkakrotnie te proste słowa, zanim je zrozumiała.
Stała bezmyślnie w drzwiach, obracając w palcach krótki i zagadkowy list, dręczona dziwnym niepokojem i złowrogim przeczuciem.
Sir Percy rzeczywiście posiadał w Anglii północnej rozległe dobra, do których często jeździł na tydzień lub dłużej, ale dzisiaj wydawało jej się rzeczą nieprawdopodobną, aby pomiędzy piątą a szóstą godziną rano nadeszła wiadomość, powołująca go z takim pośpiechem. Daremnie starała się opanować niepokój. Drżała na całym ciele. Ogarnęło ją niepohamowane pragnienie, aby zobaczyć się jeszcze raz z mężem, o ile nie wyjechał.
Nie zważając już na zbyt lekki strój i rozpuszczone na ramionach włosy, zbiegła spiesznie ze schodów ku drzwiom wejściowym.
O tak wczesnej godzinie były zamknięte na klucze i zasuwki, ale usłyszała odgłos rozmów i tupot koni na brukowym dziedzińcu pałacowym. Drżącymi palcami zaczęła przekręcać ciężkie klucze i odsuwać żelazne sztaby, kalecząc sobie ręce i łamiąc paznokcie, smagana trwogą, iż mogła przyjść za późno, że Percy mógł wyjechać, zanim go zobaczy, zanim zawoła: szczęśliwej drogi! Nareszcie przekręciła ostatni klucz i szarpnęła drzwiami. Nie pomyliła się. O kilka kroków od niej stał chłopak stajenny, trzymając za cugle dwa konie, z których jeden Sułtan, ulubiony wierzchowiec sir Percy'ego, był osiodłany i gotowy do drogi.
Po chwili ukazał się sir Percy i zbliżył się spiesznie do koni. Nie miał już na sobie bogatego balowego stroju, ale jak zwykle był ubrany wytwornie i bez zarzutu w piękny płaszcz z żabotem i mankietami z koronek i w skórzane spodnie wsunięte w wysokie buty.
Małgorzata zbliżyła się do niego. Podniósł oczy i ujrzawszy ją, lekko zmarszczył brwi.
– Wyjeżdżasz? – zapytała szybko i niespokojnie. – Dokąd wyjeżdżasz, Percy?
– Miałem już zaszczyt wytłumaczyć ci listownie, pani, że nieprzewidziane i ważne sprawy powołują mnie dziś rano na północ – odrzekł powoli i zimno.
– Ale przecież – twoi goście -jutro…
– Prosiłem cię, pani, abyś przeprosiła za mnie jego królewską wysokość. Jesteś tak znakomitą panią domu, że goście nie odczują nawet mej nieobecności.
– Jestem pewna, że mógłbyś odłożyć swój wyjazd na później… po naszej majówce -mówiła wciąż nerwowo. – Ręczę, że sprawa nie jest tak pilna… przecież nie mówiłeś mi nic do tej chwili.
– Moje sprawy, jak miałem zaszczyt zaznaczyć przed chwilą, są równie ważne jak nieprzewidziane… wobec tego czy mogę cię prosić o pozwolenie odjazdu? Zatrzymam się w powrotnej drodze w Londynie, czy masz jakie sprawunki, polecenia?
– Nie, nie, dziękuję… czy prędko wrócisz?
– Bardzo prędko.
– Przed końcem tygodnia?
– Tego powiedzieć nie mogę.
Widocznie spieszył się, a ona wytężała wszystkie siły, aby go zatrzymać jak najdłużej.
– Percy! – zawołała. – Czemu nie chcesz mi powiedzieć, dokąd jedziesz? Jestem twoją żoną i mam prawo wiedzieć. Jestem pewna, że nikt nie wzywał cię na północ. Nie było żadnych listów, ani posłańców, gdy wyjeżdżaliśmy wieczorem do opery i na balu i nikt na ciebie nie czekał, gdy wróciliśmy do domu. Nie jedziesz na północ… tu jest jakaś tajemnica.
– Nie ma żadnej tajemnicy, madame – przerwał żywo z lekkim zniecierpliwieniem w głosie. -Mój wyjazd ma na celu sprawę Armanda – oto wszystko. A teraz czy pozwalasz mi jechać?
– W sprawie Armanda! Ale nie będziesz się narażał?
– Ja narażać się! Nie pani. Ale twoja troskliwość wzrusza mnie. Jak to sama powiedziałaś, mam dużo stosunków i pragnę je wyzyskać, nim będzie za późno.
– Czy pozwolisz, bym ci nareszcie podziękowała?
– Nie, madame – odpowiedział oschle – nie ma powodu do podziękowań. Moje życie jest na twoje usługi i jestem aż nadto wynagrodzony.
– A moje życie będzie również na twoje usługi, jeżeli tylko je przyjmiesz w zamian za to, co czynisz dla Armanda – zawołała z uniesieniem, wyciągając ku niemu obie ręce. – A teraz już nie zatrzymuję cię, myśli moje ci towarzyszą – szczęśliwej drogi… Tak ślicznie wyglądała w porannym słońcu z rozpuszczonymi, ognistymi włosami, które spływały jej na ramiona! Skłonił się jej nisko i ucałował rękę. Odczuła, jak gorący był pocałunek, i serce jej zadrżało radością i nadzieją.
– Powrócisz? – szepnęła słodko.
– Bardzo niedługo – odrzekł, obejmując ją przeciągłym, głębokim spojrzeniem.
– I – nie zapomnisz? -zapytała, a oczy jej w odpowiedzi na jego wejrzenie zalśniły miłosną obietnicą.
– Nie zapomnę nigdy, madame, że zaszczyciłaś mnie prośbą o usługę. – Słowa były zimne i ceremonialne, ale tym razem jej nie dotknęły. Kobiece serce wyczuło, co działo się w duszy męża pod maską, z której duma nie chciała zrezygnować. Skłonił się ponownie i pożegnał ją. Usunęła się na bok, aby mógł dosiąść konia, a gdy Sułtan w galopie wyjeżdżał przez bramę, skinęła ręką na pożegnanie.
Na zakręcie drogi znikł jej z oczu. Zaufany groom miał wielkie trudności, aby dotrzymać mu kroku, gdyż Sułtan pędził jak wicher, podzielając podniecenie swego pana.
Małgorzata westchnęła z ulgą i powróciła do apartamentów, czując się zmęczona i śpiąca jak małe dziecko. W jej sercu nagle zapanował spokój i choć nieokreślona tęsknota dręczyła ją jeszcze, jakaś nadzieja niby balsam koiła jej duszę.
Nie bała się już o Armanda. Ufała niezachwianie w energię i moc człowieka, który wyjechał, aby go ratować. Nie mogła pojąć, jak mogła kiedykolwiek uważać go za głupca. Oczywiście nosił maskę, służącą do ukrycia bolesnej rany, zadanej jego miłości i dumie. Jego uwielbienie dla niej było tak potężne, że nie chciał dać poznać po sobie, jak bardzo była mu droga i jak głęboko cierpiał.
Ale teraz wszystko będzie dobrze. Małgorzata skruszy swoją własną dumę, upokorzy się przed mężem, wyzna i zwierzy mu się z wszystkiego i powrócą szczęśliwe dni, gdy przechadzali się razem po lasach Fontainebleau – on jak zwykle małomówny, a ona tak szczęśliwa, że przy jego mężnym sercu znajdzie zawsze spokój i ukojenie. Im głębiej zastanawiała się nad wypadkami ubiegłej nocy, tym mniej lękała się Chauvelina i jego planów. Była pewna, że nie udało mu się wyśledzić identyczności "Szkarłatnego Kwiatu". Lord Fancourt i Chauvelin zapewnili, że sala jadalna punkt o pierwszej była pusta i prócz Francuza i Percy'ego, nikt więcej nie przestąpił jej progu. Jaka szkoda, że zapomniała zapytać Percy'ego, czy nie widział w sali nikogo prócz Francuza… W każdym razie niebezpieczeństwo minęło dla nieznanego szlachetnego bohatera, który nie wpadł w sidła Chauvelina. Jego śmierć nie będzie ciążyć na jej sumieniu.
Wprawdzie nad Armandem wisiało jeszcze niebezpieczeństwo, ale Percy dał słowo, że nic złego mu się nie stanie, i gdy ujrzała odjeżdżającego męża, nie wątpiła ani przez chwilę o skuteczności jego przedsięwzięcia. Gdy Armand stanie bezpiecznie na angielskiej ziemi, Małgorzata nie pozwoli mu już powrócić do Francji…
Czuła się prawie szczęśliwa i zasunąwszy szczelnie firanki przed promieniami słońca, położyła się, wsparła głowę o poduszki i jak zmęczone dziecko zapadła w spokojny, cichy sen.
Rozdział XVIII. Tajemnicze godło
Słońce stało już wysoko, gdy Małgorzata obudziła się odświeżona długim snem. Luiza przyniosła jej świeże mleko i koszyczek owoców, a młoda lady z ochotą spożyła ten lekki posiłek.