Выбрать главу

Quentin podniósł się z kolan wciąż trzymając w rękach butelkę i ruszył alejką w stronę swojego samochodu. Za jego plecami dach runął na znajdujące się pod nim piętra i rozmiażdżył je o fundamenty. Usłyszał już pierwsze sygnały radiowozów. Stanął u wylotu alejki machając do nich, ale zanim wynurzyły się spomiędzy drzew, dom nagle buchnął płomieniem. Ogień zajął Lincolna i otwartą walizkę porzuconą na śniegu. Dach jeszcze raz zapadł się w dół, niemal stykając się z fundamentami. Płomienie, iskry i płonące gruzy wylatywały w powietrze i spadały zapalając to, co kiedyś było trawnikiem i podjazdem. Policja wjechała w drogę dojazdową, a za nią pięć wozów strażackich. Zabrali się do gaszenia pożaru, ale najwyraźniej nie było już nic do uratowania. Nie wyglądało też na to, że ktokolwiek mógł przeżyć katastrofę.

Quentin kamieniem rozbił butelkę. Wśród kawałków szkła zobaczył ją: wyschniętą, skurczoną dłoń, pochodzącą ze szkieletu nastoletniej dziewczynki.

— Lizzy — wyszeptał.

Siedziała przed nim na śniegu, opierając się o samochód. Łzy spływały jej po twarzy.

— Dziękuję, Tin — powiedziała.

— Lizzy, więc ona cię…

— Dobra robota, Tin. Jestem wolna, a bestia przepadła.

— Jesteś pewna? Zawładnęła całym domem, a potem…

— Miała tylko tyle siły, ile życia było jeszcze w ciele dziewczynki. Teraz, kiedy ona nie żyje, bestia została odcięta od świata. Pani Tyler odnalazła mnie i wszystko mi powiedziała. Ona wie bardzo dużo, Quentinie.

— Tak, ale już nie żyje. Nie żyją też rodzice Roz, ale i tak wszystko na nic. Bestia wróci ponownie w jakimś innym miejscu.

— Nie zrobi tego, dopóki ktoś jej do siebie nie zaprosi. — powiedziała Liz. — Może będzie musiała długo czekać. Zrobiłeś wszystko, co było w twojej mocy. Zatrzymałeś ją tutaj, zanim na dobre stanęła na nogi. Nic więcej nie dało się zrobić.

— Lizzy, a co by było, gdybym cię nie znalazł?

— Przecież mnie znalazłeś. Pani Tyler cię prowadziła. Jak tylko mnie odnalazła, sprawiła, że sam zorientowałeś się gdzie mogę być uwięziona. — Lizzy rozejrzała się. — Idą tu, żeby cię przesłuchać. Nie powinni widzieć, że ze mną rozmawiasz. Pomyślą, że jesteś wariatem. I nie zostawiaj tutaj mojej ręki, Quentin. Nie chcę być przykuta do tego miejsca.

Zniknęła. Schylił się, by podnieść wysuszoną dłoń i włożył ją do kieszeni kurtki.

Policjant zbliżył się do niego leniwym krokiem.

— To pan nas wezwał?

— Przyjechałem tu obejrzeć dom — powiedział Quentin. — Oni jechali samochodem, aż z Waszyngtonu, żeby mi go pokazać.

— Ktoś tu był?

— Ja dopiero co przyjechałem. Siedziałem w ich samochodzie, rozmawiając z panem Duncanem, kiedy nagłe dach zaczął się zapadać. Pan Duncan krzyknął coś o Rowenie i Roz, które były w środku, pobiegł w stronę domu i został przywalony gruzem. Zadzwoniłem po pomoc, ale dla nich było już za późno. Czy powinienem był wejść do środka? Byłem tak przerażony, że wyjechałem aż tutaj, gdzie mój samochód utknął w śniegu, ale potem pobiegłem tam z powrotem i pomyślałem, że może powinienem im jakiś pomóc, ale dom już się cały zapadał i…

— Nie, nie, zachował się pan tak, jak należało. Gdyby wszedł pan do środka, byłby pan teraz martwy, jak tamci.

— Pana Duncana przygniotło już na ganku.

Nie musiał się wysilać, żeby dać upust nagromadzonym emocjom i pozwolić płynąć łzom — z radości, że przeżył; z wyczerpania; z żalu po ludziach, którzy zginęli. Żałował wszystkich, nawet Roz. Była tylko dzieckiem. Nie rozumiała tego, co robi, dopóki nie było za późno. Ray Duncan w ogóle nic nie rozumiał przez cały czas.

— Niech pan się uspokoi, nich pan siądzie w samochodzie na chwilę. — Policjant odtworzył drzwi i pomógł mu wejść. — Proszę tu zaczekać. Mamy parę pytań, ale nie ma pośpiechu, niech pan najpierw przyjdzie do siebie.

Quentin siedział w samochodzie, starając się zapanować nad emocjami, podczas gdy jakiś strażak podszedł do policjanta, który przed chwilą z nim rozmawiał.

— Aż trudno uwierzyć, żeby dom zapadł się w ten sposób. Musiał być cały przeżarty przez termity.

Policjant pokręcił głową.

— Jeszcze przed wezwaniem dostaliśmy inny meldunek. W domu mieszkała pewna staruszka, która wciąż jest właścicielką tego terenu. Dziś w domu spokojnej starości, parę mil w górę rzeki, dostała cztery kulki prosto w głowę. Zabił ją nasz komendant. Pracował tu kiedyś jako ogrodnik. Coś mu odbiło i zabił ją, a potem sam strzelił sobie w łeb. — Policjant odwrócił wzrok na chwilę, żeby opanować targające nim emocje. — Głowa rodziny, porządny facet, dobry szef, dobry gliniarz. Na tym świecie nigdy nic nie wiadomo.

— Właścicielka tego domu została dziś zabita?

— Wszystko wygląda tak, jakby staruszka chciała się zemścić. To nie może być przypadek, że dom zawalił się dokładnie w chwili, kiedy została zamordowana.

Quentin odezwał się z samochodu.

— Wydaje mi się, że to byli jej krewni. Policjant i strażak podeszli bliżej.

— Co?

— Ci Duncanowie. Mówili, że dom należy do ich mamy i że sprzedają go w jej imieniu. Mówili, że ona sama mieszka w domu spokojnej starości, gdzieś w górę rzeki.

— Mówi pan, że ci ludzie w domu, to były jej dzieci.

— Razem z jej wnuczką. To byli jedyni krewni jakich miała.

— Dobry Boże — mruknął policjant. — Cała rodzina w ciągu godziny i to w odległości stu mil od siebie.

— Nikt w to nigdy nie uwierzy — powiedział strażak. — Historia jak z Archiwum X.

Dwaj mężczyźni rozmawiali dalej. Quentin zamknął oczy. Było już po wszystkim. Końcówka beznadziejna, ale mogło skończyć się jeszcze gorzej. Dla niego. Dla wszystkich.

Gorzej nie mogło być tylko dla rodziny Mike’a Bolta.

Sally Sannazzaro zatrzymała się przy barierkach ustawionych przed drzwiami domu spokojnej starości. Policjant rozpoznał ją i gestem dłoni pozwolił jej wjechać. Z budynku wynoszono właśnie dwa ciała, każde miało głowę zakrytą prześcieradłem. Błysnęły flesze aparatów fotograficznych. Ekipa telewizyjna włączyła reflektory i ciała zostały zalane blaskiem jaśniejszym niż światło dnia.

Komendant Todd stał przy karetce. Najpierw machał ręką, żeby przyszła, potem zastanowił się i sam podszedł do siostry, kiedy już wysiadła z samochodu.

— Nie mamy pojęcia jak on to zrobił. Moi chłopcy byli tu pierwsi. Sprawdzili, że staruszka ma się dobrze, a potem stanęli na warcie przy drzwiach do jej pokoju i przysięgają mi, że nikt nie mógł prześliznąć się obok nich nie zauważony. Ale jemu to się udało. Żaden z nich nie słyszał strzałów, zobaczyli go dopiero jak stanął w drzwiach z bronią w ręku, ale ona już wtedy nie żyła.

— A Bolt?

— Nie mieli nawet czasu żeby go rozbroić, kiedy wypalił sobie prosto w głowę. Co i tak nie powstrzymało ich przed wpakowaniem ośmiu kolejek w jego trupa. Siostro Sannazzaro, spapraliśmy tę robotę na całego. Nie mam pojęcia, co się stało, bo to wcale nie są moje najgorsze chłopaki. Sam nie wiem czy mam ich rozstrzelać, czy potopić jak szczeniaki, taki jestem na nich wściekły. Bardzo mi przykro.

Poklepała go po ramieniu i odwróciła się. Po policzkach płynęły jej łzy.

— Myślę, że tak czy siak nie udałoby się go powstrzymać, panie komendancie — powiedziała. — Myślę, że to musiało się stać.

— Na pewno będzie pani miała teraz mnóstwo roboty w ośrodku. Cały dom aż wrze. Personel na pewno powita panią z ulgą. Przyjadę jurto żeby zadać pani kilka pytań, dobrze?