Выбрать главу

— Cholera — mówię, opierając się o mleczne drzwi kabinki. Głos mam obcy, wyższy o oktawę i cieplejszy. — Ciężka cholera.

Nie mogę siedzieć tu bez końca, ale na pewno po otwarciu drzwi nie zobaczę nic dobrego. Opanowując rosnące przerażenie, naciskam zamek. I mniej więcej wtedy zdaję sobie sprawę, że nic na sobie nie mam. To żadna niespodzianka — moja kurtka-rozmaitość była zrobiona z bramek T, one zaliczają się do rzeczy, których bramka A nie potrafi wyprodukować — jednak legginsy też znikły, a były ze zwykłego materiału. Ktoś mnie zhackował ładnie i dokładnie, uświadamiam sobie z narastającym lękiem. Drzwi się odsuwają, wpuszczając powiew powietrza, chłodny na wilgotnej skórze. Mrugam i rozglądam się. Całkiem jak moje mieszkanie, tyko na niskim stoliku obok krzesła leży czysty biały tablet, nie ma pułapki, a w ścianie z powrotem są drzwi. Przyglądając się uważniej, widzę, że mają inny kolor, a krzesło też nie jest takie, jak to, które z rana wyciągnąłem sobie z bramki.

Patrzę na tablet. U góry miga czerwony napis: PRZECZYTAJ TO TERAZ.

— Później. — Zerkam na drzwi, wzdrygam się i idę do łazienki. Ten, kto mnie dopadł, wyraźnie się nie śpieszy, więc ja też nie będę; zbiorę myśli, zanim stawię im czoła.

Łazienki w pokojach rekonwalescentów są nieodróżnialne — białe, ceramiczne jajo z dyszami wodnymi, powietrznymi, bezkierunkowym, śledzącym twoje ruchy oświetleniem, odpływami i składanymi, chowanymi w ścianach urządzeniami. Ustawiam prysznic na gorący i silny strumień. Stoję pod nim, dygocąc ze strachu, aż skóra robi mi się czerwona i czysta.

Ktoś mnie zhackował i nie da się z tym nic zrobić, mogę tylko skakać przez przeszkody, które dla mnie przygotował, i liczyć, że na końcu przyzwoicie mnie zabije albo wypuści. Opór, jak to mówią, jest bezcelowy. Skoro złamali mój backup tak dogłębnie, że mogli wcisnąć mi nowy plan ciała, to mogą zrobić ze mną co zechcą. Namieszać mi w głowie, wygenerować mnie w wielu kopiach, dobrać się do moich prywatnych kluczy, a nawet zrobić ze mnie ciało-zombiaka i kazać mu robić co zechcą — a wszystkim tym obciążą potem mnie. Skoro potrafią obudzić mnie w bramce A w innym pokoju, położyli łapę na moim wektorze stanu. Mogę tysiąc razy uciec, sto razy zostać zamęczony na śmierć i dalej będę się budzić w tej budce, więzień po raz kolejny.

Kradzież tożsamości to paskudne przestępstwo.

Przed opuszczeniem łazienki przyglądam się uważnie mojemu nowemu ciału. W końcu widzę je pierwszy raz i mam przykre przeczucie, że powie mi coś o oczekiwaniach moich porywaczy.

Okazuje się, że mam cechy ortohumanoidalnej kobiety, ale nie nachalne. Jestem jakieś piętnaście centymetrów niższa niż przedtem, symetryczna osiowo, mam niezłą cerę i włosy. Ciało wygląda całkiem dobrze, nie narzucili mi przesadnych seksualnych atrybutów — lalą nie jestem. Mam szerokie biodra, wąską talię, piersi większe, niżbym sobie wybrał, wysokie kości policzkowe i pełne usta, skórę bledszą, niż sam bym chciał. Nowe czoło jest gładkie i wysokie, ponad niebieskimi oczyma w stylu zachodnim, bez zmarszczek nakątnych — dziwnie okrągłymi i wytrzeszczonymi, niemal mangowymi — i mam kasztanowe włosy, oblepiające mi teraz ramiona. Ramiona? Aż takie długie. Czemu mam długie włosy? Paznokcie na rękach i nogach są krótkie. To się nie trzyma kupy. Wyciągam ręce nad głowę i czuję nieprzyjemny szok. Jestem słaba — górna część ciała prawie nie ma mięśni. Pewnie nie utrzymałabym miecza w wyciągniętej ręce przez pół kilosekundy.

Zatem, reasumując: jestem niska, słaba i nieuzbrojona, za to ładna, jeśli wasze poczucie estetyki opiera się na staromodnych planach ciała.

— Co za ulga — warczę do odbicia w lustrze. Potem wracam do sypialni, siadam i patrzę na tablet.

— PRZECZYTAJ TO — mówi.

— No to dawaj — odpowiadam i słowa układają się w nowe kształty.

Szanowny uczestniku!

„Dziękujemy, że zgodziłeś się uczestniczyć w eksperymentalnym ustroju Yourdona-Fiorego-Hanty. (Jeśli nie pamiętasz, że wyrażałeś zgodę, dotknij TUTAJ, aby przeczytać oświadczenie, jakie podpisałeś po swoim ostatnim backupie). Liczymy, że będziesz zadowolony z pobytu w naszym ustroju. Przygotowaliśmy dla Ciebie wykład wprowadzający doktora Fiorego. Kolejna prezentacja nastąpi za 1294 sekundy. Aby zachować właściwą atmosferę, prosimy o przyjście w przygotowanym kostiumie z epoki (patrz pudełko pod krzesłem).

Po wykładzie przewidziana jest powitalna impreza z serem i winem, która ma być okazją do zapoznania się z innymi aktualnie wchodzącymi uczestnikami”.

Mrugam. Potem czytam tablet jeszcze raz, szukając w popłochu dwuznaczności. Nie podpisałem tego. A może? Wygląda na to, że tak — albo zostałem zhackowany, ale bardziej prawdopodobne, że faktycznie to podpisałem. Naciskam łącze, i proszę: czarno i czerwono na białym, a szesnastocyfrowa liczba działa, kiedy weryfikuję ją na netlinku odciskiem palca. Podpisałem umowę, która mówi, że zobowiązałem się żyć w Ustroju YFH pod przybraną tożsamością, imieniem Reeve, przez następne… sto megasekund? Trzy lata? A podczas pobytu moje prawa obywatelskie będą ograniczone na mocy dwustronnej umowy — nie zrzekam się podstawowych praw istoty rozumnej, nie wolno im mnie torturować ani prać mi mózgu — i nie mogę być zwolniony z tego zobowiązania bez zgody zarządzających eksperymentem.

Zauważam, że zaczynam się hiperwentylować, kiedy oscyluję między uginającą kolana ulgą, że nie padłem ofiarą kradzieży tożsamości, i przerażeniem skalą tego, na co się zgodziłem. Mają prawo eksmitować mnie według własnego uznania (O, to nie ma sprawy, kiedy będę chciał wyjść, po prostu muszę ich wkurzyć), wolno im decydować, w jakim ciele mam mieszkać! Wygląda to potwornie, a wśród drakońskich zapisów dostrzegam również, że pozwoliłem im monitorować wszystkie swoje czynności. Permanentna inwigilacja. Właśnie zameldowałem się w hotelu z motywem przewodnim „Panoptikon z ciemnego wieku”. Co mi odbiło, że… o. W zapisach drobnym drukiem jest aneks pod tytułem „Dodatki wyrównawcze”.

Oho.

Po pierwsze, Scholastium przejmuje wszelką odpowiedzialność eksperymentatorów i wszelkie roszczenia z tego tytułu. Zatem, jeśli naruszą ograniczone prawa, jakie mi przyznali, mogę ich pozwać, a Scholastium ma kieszenie bez dna. Po drugie, wynagrodzenie jest bardzo satysfakcjonujące. Po szybkim przeliczeniu wychodzi mi, że to, co zapłacą mi za trzy ziemskie lata w klatce na szczury, pozwoli mi po wyjściu na komfortowe życie co najmniej trzykrotnie dłużej.

Powoli się uspokajam. Nie zhackowali mnie; sam to sobie zrobiłem, z własnej woli, a sytuacja ma też pewne jaśniejsze strony. Moje drugie ja nie całkiem postradało zmysły. Przychodzi mi do głowy, że złym ludziom, kimkolwiek są, bardzo trudno będzie mnie dopaść w środku eksperymentalnego ustroju, do którego można wejść tylko przez jedną bramkę T, pilnowaną przez firewall i oddziały szturmowe Scholastium.

Mam za zadanie trzymać się roli osadzonej w historycznym okresie, w którym będę żyć na niby, nosząc ciało, które mnie nie przypomina, korzystając z pseudonimu i tożsamości o fałszywej historii oraz nie rozmawiając o świecie zewnętrznym z innymi badanymi. To oznacza, że zamachowiec, który tu za mną wejdzie, ma na starcie potężny handicap: nie wie, jak wyglądam, nie wolno mu o to pytać i nie może zabrać ze sobą żadnej broni. Przy odrobinie szczęścia, moje ja, które tu nie siedzi, w ciągu stu mega zdąży załatwić tę sprawę, tak że kiedy wyjdę i scalimy nasze delty, pójdę do domu wolny oraz bogaty. A jeśli mu się nie uda, no cóż, pogadam, może pozwolą mi zachować po wyjściu tę przybraną tożsamość…