— Chyba rozumiem. — Wiercę się na kamieniach i opieram o fontannę. Głos Piccolo-47 tchnie otuchą. Jestem prawie pewien, że jednocześnie emituje poprawiające nastrój feromony, ale jeśli dobrze podejrzewam, nie przyszło mu do głowy, że mogę sam sobie zadać pewną niewygodę i dzięki temu zachować czujność. Drobne lodowate kropelki bębniące mi w kark zapewniają stały drażniący bodziec. — Czyli co, mam pójść i zamieszkać w tym społeczeństwie na dziesięć mega? A potem? Co ja będę tam robić?
— Nie mogę ci dokładnie powiedzieć — przyznaje Piccolo-47, tonem pojednawczym i łagodnym. — To zaszkodziłoby spójności eksperymentu. Aby miał empiryczną wiarygodność, jego cele i funkcje muszą pozostać nieznane badanym obiektom, ponieważ mają tam stworzyć żywe społeczeństwo — rzeczywiste społeczeństwo. Mogę natomiast powiedzieć, że będziesz mógł go opuścić, kiedy tylko eksperyment osiągnie satysfakcjonujący nadzorcę stan końcowy albo nadzorująca go komisja etyki zgodzi się na przedterminowe wyjście. W ramach eksperymentu będziecie mieć narzucone pewne ograniczenia w poruszaniu się, dostępie do informacji i procedur medycznych oraz dostępności artefaktów i usług z czasów późniejszych niż badany okres. Od czasu do czasu nadzorca będzie rozsyłał uczestnikom pewne informacje, pomagające zrozumieć funkcjonowanie społeczeństwa. Przed wejściem należy notarialnie podpisać odpowiednią zgodę. Zapewniamy jednak, że wszystkie wasze prawa i ludzka godność zostaną zachowane.
— A co ja będę z tego miał? — pytam obcesowo.
— Za udział w eksperymencie dobrze ci zapłacą. — Głos Piccolo-47 jest niemal nieśmiały. — I jest jeszcze system premiowy dla uczestników, którzy aktywnie przyczynią się do sukcesu.
— Aha. — Szczerzę zęby do terapeuty. — Nie o to mi chodziło. Jeśli myśli, że potrzebne mi kredyty, bardzo się myli. Nie wiem, dla kogo wcześniej pracowałem — czy to naprawdę były Koty Linebargera, czy też jakaś inna, bardziej utajniona (i jeszcze bardziej przerażająca) Potęga — ale jedno jest pewne: nie zostawili mnie na lodzie, każąc iść na resekcję pamięci.
— Jest też pewien aspekt terapeutyczny — mówi Piccolo-47. — Masz objawy erozji celów. To jest związane z niemal całkowitym wykasowaniem ośrodków nagrody i motywacji w twoim bloku delta oraz pamięci o twoim dawnym zawodzie; czujesz się, mówiąc wprost, pozbawiony celu i jałowy. Symulowana społeczność zapewni ci zawód, będzie oczekiwać od ciebie pracy, znajdziesz się także w grupie współuczestników będących w tej samej sytuacji. Prawdopodobne efekty uboczne to między innymi nawiązanie przyjaźni i odnalezienie celu w życiu. Będziesz mieć jednocześnie czas na rozwijanie własnych zainteresowań i wybór kierunku odpowiadającego twojej nowej tożsamości, bez presji dawnych współpracowników czy znajomych. I powtarzam, dobrze ci zapłacą. — Piccolo-47 waha się. — Poznałeś już jedną z innych uczestniczek.
Trafiony zatopiony.
— Pomyślę nad tym — mówię niezobowiązująco. — Wyślij mi szczegóły, a ja się zastanowię. Ale od razu ci nie powiem: tak czy nie. — Uśmiecham się szerzej, obnażając zęby. — Nie lubię, jak się mnie naciska.
— Rozumiem. — Piccolo-47 unosi się nieco i cofa o jakiś metr. — Przepraszam. Bardzo się przejmuję powodzeniem tego eksperymentu.
— Jasne. — Macham ręką. — A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym mieć trochę spokoju. Bo wiesz, ja nadal sypiam.
— Do zobaczenia za mniej więcej jedną dobę — mówi Piccolo-47, unosząc się wyżej i wirując ku otworowi, który otworzył się źrenicą w suficie. — Do widzenia.
Znika, zostawiając po sobie tylko nikły zapach lawendy, a mnie z uderzająco intensywnym wspomnieniem smaku i dotyku języka Kay badającego moje usta.
2. Eksperyment
Witamy w Niewidzialnej Republice.
Niewidzialna Republika to jeden z ustrojów powstałych na gruzach Republiki Byt w rezultacie szeregu wojen cenzorskich, szalejących pięć do dziesięciu gigasekund temu. Podczas tych wojen rozpadła się sieć długodystansowych bramek T łączących ze sobą podsieci hipermocarstwa i pozostawiała po sobie luźne sieci, z rzadka połączone bramkami asemblerowymi, uzbrojonymi w firewalle i najemników pod bronią. Każdego przybysza poddawano przymusowej dezasemblacji i kontroli pod kątem wrogich cech, odbudowywano i dopiero potem wpuszczano do środka. Bitwy szalały na pozbawionych powietrza kriogenicznych ugorach mieszczących długodystansowe bramki łączące wojujące ustroje, wypuszczone przez stronnictwa Cenzorów robaki redakcyjne czaiły się w oprogramowaniu każdej bramki A, którą udało im się zakazić, a ich wirusowy ładunek bezlitośnie kasował z mózgów przechodzących przez bramki uchodźców wszelką wiedzę o przyczynach konfliktu.
Jak niemal wszystkie ludzkie ustroje od czasów Akceleracji, Republika Byt mocno polegała na bramkach A, używając ich do produkcji, routingu, przełączania i filtrowania pakietów oraz innych operacji niezbędnych cywilizacji sieciowej. Zdolność baterii nanoasemblerów do dekonstrukcji i powielania artefaktów i organizmów na bazie surowego atomowego surowca sprawiła, że stały się niemal niezbędne — nie tylko do celów produkcyjnych i medycznych, ale i do wirtualnego transportu (łatwiej upchnąć jednocześnie do bramki T sto transferowych szablonów niż sto fizycznych ciał) i firewalli filtrujących na poziomie molekularnym. Nawet kiedy wojna naraziła bramki na ryzyko zainfekowania robakami prowadzącymi wrogą działalność, nikt nie chciał obywać się bez bramek — starzenie się i zniedołężnienie, padnięcie ofiarą chorób czy obrażeń wydawało się czymś gorszym niż ryzyko zniekształcenia pamięci. Nieliczni paranoicy, odmawiający przechodzenia przez zarobaczone asemblery, wymarli ze starości albo nawarstwiających się obrażeń; natomiast ci, którzy wciąż z nich korzystali, nie mogą być już niczego pewni — nie wiadomo, co właściwie te robaki chciały ukryć, ani nawet kim byli sami Cenzorzy.
Stres związany z cenzurą sprawił jednak, że ludzie przestali dowierzać wszystkim bramkom, których sami nie kontrolowali. Nie da się cenzurować danych czy masy przepływającej przez bramkę T, która jest po prostu łączącym dwa odległe punkty tunelem skręconej czasoprzestrzeni. Zatem na takie bramki przestawiła się cała, nawet krótkodystansowa, komunikacja, a nowe asemblery masy stały się rzadkością, ponieważ nikt już nie ufał ocenzurowanym bramkom A. Nastąpił gospodarczy krach, potem rozpad łączności, kiedy całe sieci bramek T — sieci o dużym stopniu wewnętrznej spójności, niekoniecznie bliskie siebie w sensie przestrzennym — zaczęły odłączać się od globalnej sieci. Byt przeszedł w Niebyt i na terenie będącym niegdyś miriadą publicznych przestrzeni o otwartej topologii wyrosły groźne zbrojne posterunki, kontrole graniczne między izolowanymi przez firewalle wirtualnymi republikami.
To było kiedyś, a teraz jest teraz. Niewidzialna Republika była jednym z pierwszych ustrojów-sukcesorów. Zbudowano wewnętrzną sieć bramek T i zaciekle broniono jej przed dostępem z zewnątrz, dopóki nie udało się stworzyć pierwszej generacji nowych bramek A, pieczołowicie wyprodukowanych od zera — od poziomu ręcznie litografowanych macierzy kwantowych kropek. Niewidzialni zaczynali jako grupa uczelni, które jeszcze w czasach wojen stworzyły rozproszoną, zaufaną sieć i wciąż zachowują te akademicko-wojskowe korzenie. Scholastium widzi w wiedzy potęgę i stara się odbudować dane stracone podczas kolejnych ciemnych wieków — chociaż jednocześnie toczy się ożywiona debata, czy to naprawdę dobry pomysł, odkrywać na nowo przyczynę cenzury. Podczas tej wojny niemal każdy stracił fragment swojego życia, a dziesiątki milionów zginęły całkowicie — odtwarzanie warunków początkowych dla najgorszego holokaustu od czasów XXIII wieku nie jest więc kwestią pozbawioną kontrowersji.