Выбрать главу

— To dwie monety.

— Dobra, niech będą dwie.

Łypię na niego, znowu robi sztuczkę ze zniknięciem. Ma talent, myślę, robi to jak zawodowiec. Przychodzi podejrzliwość: a może to zawodowiec? Łatwe cele wyłapaliśmy już dawno — ci, którzy jeszcze się uchowali, to przeważnie o wiele trudniejsze przypadki.

Długo nie muszę czekać. Mija hektosekunda, czy coś w tym stylu, potem sepleniacz wraca.

— Pani Fanni mówi, fe pfynęta ffyciła. Faprofadzę pana.

Przynęta chwyciła. To nie za dobrze. Daję mu dwie monety.

— No dobra, to gdzie to jest?

Rozpływa się w nicość na moich oczach, ale nie tak szybko, żebym za nim nie nadążył. Nurkujemy w jakąś podejrzaną uliczkę, potem na parę sekund w labirynt anonimowych podwórek. Przechodzi przez rozwalający się drewniany płotek, za nim jest inny zaułek — tym razem zasypany kompostem, smród jest nieziemski — i podchodzi do niewyróżniających się niczym tylnych drzwi.

— Tutaj jeft.

Ręka wędruje mi do głowni miecza.

— Naprawdę? — Gapię się na chłopaka, potem na dwóch martwych oprychów opierających się jeden o drugiego obok schodków.

Błyska uśmiechem.

— Pofiedziałeś, feby fprafdzić, fy nikogo tam nie ma, Robin.

— Sanni?

Kłania się z urwisowską nonszalancją. Unoszę brwi. Opryszkowie wyglądają tak, jakby spali, jeśli nie liczyć cieknącej z nosów krwi. Dobra robota, jak na speca wywiadu.

— Mało czasu. Sprawdź mnie.

Odbębniamy procedurę uwierzytelniania, coś tajnego, coś znanego, coś co masz, twoja twarz — wszystko to, co kiedyś robiła dla nas Republika Byt.

— Dobra, szefowo, to po co tu jestem? — Sanni nie jest już moją przełożoną, ale stare nawyki mocno się trzymają.

— Przynęta chwyciła. — Przestaje seplenić i się prostuje. Osobowość Sanni zaczyna przebłyskiwać przez wąskie gardło tego trzystumegowego ciała. — My, to znaczy Vera Sześć, około dwudziestu mega temu dowiedzieliśmy się, że paru znajomych podejrzanych typów kręci się po Niewidzialnej Republice. Sprawa bardzo szybko nabrała rozpędu. Wygląda na to, że zinfiltrowali parę klinik pamięci i przejęli szklany dom.

Opieram się o ścianę.

— Ten Szklany Dom?

Sanni kiwa głową.

— Ktoś będzie tam musiał wejść i poprzecierać im lustra. Ktoś jeszcze. Bo pięć mega temu wpuściłam tam swoją rozwidloną instancję i do tej pory nie dała znaku życia. Obawiam się, że konieczna będzie mocna konspiracja.

— Szlag, niech to, kurwa, szlag. — Patrzę na martwych bandytów, jakby to była ich wina.

Szklany dom to ośrodek resocjalizacyjny dla jeńców wojennych. Jest zbudowany tak, by skłaniać do resocjalizacji, żeby zintegrowali się z powrotem w coś przypominającego powojenne społeczeństwo — to dawny RADUG skonfigurowany w niewielki samodzielny ustrój z jedną bramką T na świat. Wchodzą zbrodniarze, wychodzą cywile. Przynajmniej takie było założenie.

— I co się tam dzieje?

— Ktoś chyba nas zdekonspirował — mówi Sanni. — Tak — dodaje, widząc, gdzie patrzę. — Mówiłam, że mamy mało czasu. Grupa sformowana z paru naszych konkurentów opanowała Komisariat Amnezji Strategicznej Niewidzialnej Republiki i przejęła kontrolę operacyjną i finansowanie Szklanego Domu. Obecnych pensjonariuszy wypuścili, nie mamy pojęcia, kogo tam teraz pakują. Szklany Dom ma nowy zarząd.

— Ja się do tego nie nadaję. Nie możesz wysłać Magnusa? Albo Syntetyka? Skontaktować się z naszą górą i stowarzyszeniem weteranów i zobaczyć, czy ktoś…

— Tylko że ja już w ogóle nie istnieję — mówi spokojnie Sanni. — Kiedy moja delta tam weszła i zaginęła bez wieści, wrogowie dobrali się do mojej głównej i zabili ją tyle razy, że prawie całkiem umarłam. To… — poklepuje się po chudej piersi — to tylko częściówka. Robin, jestem duchem.

— Ale… — Oblizuję wargi, serce mi dudni, zszokowane. — To mnie też po prostu nie zabiją?

— Nie, jeśli najpierw sami zabijemy twoją tożsamość. — Sanni-duch szczerzy zęby. — Trzeba będzie zrobić tak…

18. Połączenia

Jestem sobą. Stawy skrzypią, serce pompuje. Ciepło, ciemno i sennie. Powoli dociera do mnie, że kucam, obejmując rękoma kolana i podbródek… Czyli już nie robię za Fiorego? Tak. Dobrze wiedzieć. Kolejny fakt na kupkę. Rzut kością, zobaczymy, co wyjdzie.

Przez ostatnie dwa tygodnie z reguły byłam w dwóch miejscach jednocześnie.

Leżałam w szpitalu, odpoczywałam w domu. Rozmawiałam z doktor Hantą, wpadłam w przerażenie w dzwonnicy, usiłowałam powiedzieć księdzu o Janis.

A druga „ja” mieszkała w bibliotece, spała w pokoju socjalnym, ostrożnie badała niedozwolone rejony habitatu, a później knuła razem z Janis. Sanni. Chwila podwójnego szoku, kiedy natknęłam się na nią na schodach, z pistoletem w dłoni, równie zaskoczona, jak wcześniej, kiedy była w piwnicy z nożem. Załamała się i rozpłakała, uświadamiając sobie, że już nie jest w tym sama. Gdybym też tu trochę nie posiedziała, w życiu bym w coś takiego nie uwierzyła. Twarda jak diament Sanni, zamieniona w coś takiego? Izolacja robi z ludźmi dziwne rzeczy…

— Reeve, no! Odezwij się! Jesteś tam? — Jej głos pobrzmiewa desperacją. — Powiedz coś! — Nachyla się nade mną niespokojnie. — Jak się czujesz?

— Zobaczmy.

Mrugam dalej, potem rozprostowuję ręce i wstaję się. Znowu jestem Reeve. Cholera, jaka jestem lekka! Po kilkunastu dniach skrępowania bezwładnościowymi łańcuchami przywiązanymi do cielska Fiorego wrażenie jest niesamowite. Lekki powiew i lecę. Uśmiecham się z zachwytem, potem patrzę na nią i uśmiech mi zamiera.

— Ja… ona… o mało co nie podkablowała cię Fioremu.

Janis blednie.

— Kiedy?

— Po tym, jak pozbyłyśmy się Micka. Daj pomyśleć. — Zamykam oczy. Muszę opanować ten nagły przypływ adrenaliny. — Małe ryzyko. Ja… ona… była niepewna i źle wybrała moment. Nie wiedziała, kim jesteś, po prostu pomyślała, że kombinujesz coś złego, więc chciała na ciebie donieść dla twojego bezpieczeństwa. Fiore był akurat zajęty i posłał ją w cholerę. Więc jeśli nic mu nie przypomni, jesteś czysta.

— Cholera. — Janis cofa się o krok i widzę, że ciągle trzyma ogłuszacz, choć teraz celuje nim w podłogę. Chwieje się nieznacznie, nie wiem, czy z ulgi, czy szoku. — Mało brakowało.

Biorę głęboki wdech.

— Nigdy wcześniej nikt nie robił mi prania mózgu. — Jakaś niewielka część mojego umysłu wciąż sądzi, że doktor Hanta jest sympatyczną i życzliwą lekarką, która chce tylko mojego dobra, jednak przegłosowuje ją znaczna większość, która najchętniej użyłaby jej flaków jako skakanki. — Wcale mi… — za szybko oddychasz, zwolnij —  …nie do śmiechu.

— Sprawdźmy pingiem. — Janis waha się przez moment. — Kochasz mnie?

— Kocham cię! — Serce znów mi przyśpiesza. — O, słyszałam!

— Tak. — Janis kiwa głową. — Za to ja nie. Wychodzi na to, że przy łączeniu dwóch delt nadpisał ci się w netlinku ten fragment Osobliwej Żółcieni.

— Nie. — Wychodzę z asemblera i ostrożnie zamykam drzwiczki. — To było wcześniej. Już wcześniej to słyszałam… — marszczę czoło —  …jak rozmawiałam z Samem, po wyjściu ze szpitala. To znaczy… ona słyszała.

— Osobliwe. — Przekrzywia głowę, to gest typowy dla Sanni, wydający się kompletnie nie na miejscu u Janis, jaką poznałam przez ostatnie kilka miesięcy. — A może ona… — Janis pstryka palcami. — Oni zaadaptowali OŻ, prawda? Ta wersja, którą mamy w głowach, obsługuje punktację behawioralną i tak dalej, ale jeśli Hanta ją adaptowała, żeby służyła za uniwersalny program rozruchowy, odpalający dowolne rzeczy…